Watpliwosci

napisał/a: KokosowaNutka 2013-12-20 11:27
Czesc dziewczyny, mam nadzieje, ze nie dubluje tematu. Szukalam ale nie znalazlam podobnego wiec zakladam ten.

W sumie to ja nie chce miec dziecka..
..Jednak raz na jakis czas nachodza mnie mysli, ze w sumie czemu nie.. ale za chwile ogarnia mnie niesamowity strach, ze sobie nie poradze albo, ze w ktoryms momencie nie bedzie mi sie chcialo. Nie znam sie na malych dzieciach, nie wiem co mam zrobic jak moje bedzie miec wysypke na tylku, jak sie zakrztusi, przewroci i sie potlucze, itp. Boje sie, ze jak zacznie ryczec i po 10 minutach nie przestanie to puszcza mi nerwy i bede na nie krzyczec, ze bede miala ochote je oddac, ze mnie to przerosnie. Na sama mysl, ze bede musiala chodzic non stop po lekarzach, zalatwiac miejsce w przedszkolu, kupowac ciagle jakies papki, kaszki , gryzaczki i inne duperele odechciewa mi sie wszystkiego. Pezeraza mnie, ze bede kolejna mamuska wrzucajaca zdjecia bachora na fejsa, ze moimi znajomymi beda takze ludzie z dziecmi i naszymi jedynymi tematami beda kupy i nowe ubranka. Boje sie, ze spokojne swieta zmienia sie w katorge i uzeranie sie z beczacym dzieciorem, ze dotychczas piekne, luzne wakacje beda tylko jednym wiekim stresem. Zawsze na urlopie z mezem podsmiewamy sie z dzieciatych par-wiele z nich wyglada strasznie, zero luzu, spokoju, ciagle tylko tragiczna mina, krzyki, nawolywanie dzieci do uspokojenia sie, itp. Jezu nie chce tak :| Na sama mysl chce mi sie ryczec.

Potem takie dziecko dorosnie i nie wiem jak to bedzie. Moze nie bedzie chcialo mnie znac? Moze sie zbuntuje i mnie zostawi, moze bedziemy miec beznadziejne relacje i bede zla na siebie po co mi to wszystko bylo. Czasem tak jest.. brat meza odcial sie od rodziny, z nikim kontaktu nie ma, matka zalamana, rwie sobi wlosy z glowy co sie stalo, gdzie popelnila blad.

A moze bedzie wszystko OK ale ja bede mimo to czuc, ze zmarnowalam sobie zycie? Ze zamiast robic na co mialam ochote siedzialam w domu i zajmowalam sie czyms co mnie w ogole nie bawi?

A co ze mna i mezem? Co jesli dziecko zniszczy nasza relacje? Co jesli przestaniemy miec czas dla siebie, zniknie czulosc, harmonia i staniemy sie tylko opiekunami jakiegos malego, marudzacego, biegajacego po domu gnoma?

Do tego dochodzi przerazliwy lek przed porodem.. Jak tylko sobie pomysle, ze mam wycisnac 3kilogramowego klocka poprzez tak ciasny i maly otwor to zbiera mi sie na mdlosci. Do tego moje problemy z kregoslupem, biodrami.. Co jesli cos pojdzie zle i moj stan jeszcze sie pogorszy?

Ale z drugiej strony nie wiem co mam zrobic ze swoim zyciem. Zawodowo uklada mi sie beznadziejnie, jestem w trakcie uznawania dyplomu jako pracownik socjalny (mieszkam w Niemczech) ale nie idzie mi dobrze, nawet glupich ptaktyk znalezc nie moge. Po tylu latach nauki gdzie zawsze dawalam z siebie wszystko (sytpendia, wyroznienia) nie chce pracowac gdziekolwiek dlatego pomyslalam, ze albo znajde porzadna prace w zawodzie albo zadna. Maz zarabia na tyle dobrze, ze moge sobie pozwolic na siedzenie w domu. No i tu pomysl z dzieckiem-mielibysmy na nie idealne warunki. Jesli nie moge spelniac sie zawodowo to moze wydam na swiat nowego podatnika i choc w ten sposob zrobie cos pozytecznego.

Dziewczyny, mialybyscie dla mnie jakies rady? Czy pakowanie sie w macierzynstwo ma w ogole w tym wypadku sens? Najbardziej zalezy mi na opiniach matek a zwlaszcza tych, ktorymi targaly takie watpliwosci jak mna. Powaznie nie wiem co robic
napisał/a: chorera 2013-12-20 11:53
http://forum.we-dwoje.pl/topics20/jak-to-naprawde-jest-byc-mama-vt24958.htm to jest bardzo pokrewny temat
napisał/a: ~gość 2013-12-20 11:56
KokosowaNutka napisal(a):Najbardziej zalezy mi na opiniach matek a zwlaszcza tych, ktorymi targaly takie watpliwosci jak mna
to chyba wypada mi coś odpisać

O raju od czego by zacząć. Może od obaw, ja miałam obawy natury technicznej, bo nigdy dziecka nie trzymałam na rękach w sensie takiego niemowlaka czy noworodka, o przewijaniu czy zabawie nie wspominając. Z początku jak Z. leżała w szpitalu to podchodziłam do niej jak pies do jeża ale to akurat do wyrobienia wszystko, teraz sprawnie idzie nam przebieranie, przewijanie, zabawy czy kąpiele. Wyczułam już na co sobie można pozwolić z takim małym ciałkiem i jest ok, więc tego nie należy się na prawdę bać. Co do wysypek i innych schorzeń, to moim zdaniem sednem jest mieć dobrego kontaktowego pediatrę, który da swój nr telefonu ;) i podobnie z położną - więc to też kwestie do załatwienia. No a teraz codzienność - cóż, nie oszukujmy się, zachodzi duże prawdopodobieństwo, że będzie Cię do granic wytrzymałości wkurzał płacz dziecka. No nie jest to przyjemny dźwięk, nie da się ukryć, a głodne dziecko ryczące jakby je ze skóry obdzierali, a bez posiłku było już conajmniej pół roku, niestety nie rozumie, że jest 3 w nocy, tatuś rano wstaje a mama z oczami na zapałki już miesza mleko! Oczywiście są matki, których macierzyństwo jest lukrowe, ale nie ma co się na to nastawiać, ja nie wiem jakim cudem we wszystkich wyobrażeniach nawet przez sekundę nie miałam przed oczyma drącego się dziecka i siebie wściekłej na maxa ;) może gdybym się lepiej wysypiała i nie musiała tak szybko do kawowego nałogu wrócić, to byłoby inaczej. Też mam ochotę czasem zostawić dziecko i uciec gdzie pieprz rośnie Co do wakacji czy świąt, to wydaje mi się, że to kwestia zorganizowania (w sensie mama smaży karpia, więc młodym niech się zajmie tata, albo ktoś inny z rodziny) plus wrzucenie na luz. Chyba nie da się totalnie dziecka zdyscyplinować, na wakacjach niech ma więcej swobody póki komuś czegoś nie robi czy sobie krzywdy jakiejś, a często ludzie by chcieli, żeby dziecko z nimi potulnie na leżaczku się opalało. Ta jasne ;) Dla nas początki są trudne, Zuza jest marudą po mamusi :P są fajne chwile, ale póki co nie mogę powiedzieć, że "rekompensują" te ciężkie momenty. Może z czasem będzie lepiej. I też czasem miałam i jeszcze rzadko bo rzadko ale mam chwile, że sobie myślę co mnie podkusiło "już" na dziecko i w co się wpakowałam. Ale trzeba przetrwać ten pierwszy czas i wierzę, że potem będzie z górki.

Pewnie jak zwykle bez ładu i składu :P

[ Dodano: 2013-12-20, 11:58 ]
ojej a ja się tu naprodukowałam :P
napisał/a: KokosowaNutka 2013-12-20 12:07
chorera, a widzisz nie znalazlam tego watku. Sorry Jesli nikomu nie przeszkadza to mozemy tu zostac, jak nie to prosze jakiegos moda o przeniesienie postow do tamtego tematu.

vanilla, no tos mnie pocieszyla ;) Ale wiesz dzieki za szczere slowa, bez lukru i wazeliny jakie to macierzynstwo jest cudowne ( co czesto slysze.. malo ktora mama przyznaje sie do tego, ze czasem mialabym ochote rzucic to wszystko bo ja dziecko wk***ia ). Juz wczesniej troche Cie podczytywalam i w sumie wiedzialam jak to jest z Twojej perspektywy ale teraz to juz nie mam zupelnie zludzen, ze moooooze jednak nie jest tak zle :P

Kolezanka mi mowila, ze jak juz bede w ciazy to instynkt sam sie odezwie..tylko pytanie..co, jesli nie?
napisał/a: ~gość 2013-12-20 12:23
KokosowaNutka napisal(a):Kolezanka mi mowila, ze jak juz bede w ciazy to instynkt sam sie odezwie..tylko pytanie..co, jesli nie?
a w jakim sensie jej chodziło? Ja np w przeciwieństwie do większości forumek nie przeżyłam euforii jak mi pokazali Zuzię, "złe wspomnienia nie odeszły w zapomnienie", miłości do niej uczę się każdego dnia, nie jestem pewna czy mogę powiedzieć, że ją od początku kochałam. Czułam się za nią odpowiedzialna, martwiłam się niesamowicie, płakałam że jej nie ma z nami tylko leży w szpitalu, ale czy to miłość to nie wiem. Teraz czuję coś "po prostu".
napisał/a: KokosowaNutka 2013-12-20 12:46
vanilla, to ja nie wiedzialam, ze u Ciebie tak to wyglada. Mialam swiadomosc, ze nie jestes typowa mama zachwycajaca sie kupkami swojej pociechy ale, ze az tak? Kurcze, no to chyba rozumiesz moje obawy ;) Ale z tego co sie orientuje to przed zajsciem w ciaze mialas inne poglady na tem temat prawda? Dopiero po narodzinach dziecka zorientowalas sie jaka to ciezka praca? Bo ja mam obawy juz teraz..moze nie nadaje sie po prostu na matke.

A z tym instynktem to kolezance chodzilo o to, ze jak kobieta, ktora nie chce dziecka zachodzi w ciaze to automatycznie sie jej ten instynkt wtedy wlacza. W sumie slyszalam o sytuacjach gdzie ludzie nie chcieli dzieci a jak juz wpadli to sie w sumie cieszyli i wszystko bylo ok.
napisał/a: ~gość 2013-12-20 13:04
KokosowaNutka napisal(a):Ale z tego co sie orientuje to przed zajsciem w ciaze mialas inne poglady na tem temat prawda? Dopiero po narodzinach dziecka zorientowalas sie jaka to ciezka praca? Bo ja mam obawy juz teraz..moze nie nadaje sie po prostu na matke.
Może i dobrze, że masz obawy, bo wiesz na co się decydujesz i czego się spodziewać. Może inaczej, wiedziałam że dziecko będzie ryczeć, ale jakoś nie połączyłam tego z wiecznym niewyspaniem, bo to połączenie myślę najbardziej mi doskwiera. Myślałam, że mój organizm lepiej zniesie wstawanie w nocy, ale niestety Zuzia jest dodatkowo rannym ptaszkiem, ja mam lekki sen, więc jak tylko zaczyna się wiercić to się budzę. Jak mi w końcu przyjdzie kocyk do otulania to spróbujemy wrócić do spania na plecach i zostawiać ją samą w pokoju tylko z włączonym monitorem ruchu w razie bezdechu (teraz śpi na brzuszku, to bardziej niebezpieczna pozycja i samej jej na noc nie zostawię). A w ogóle to dziecko chcę może od jakiś 4 lat, przy czym nie decydowalibyśmy się gdyby nie moje dolegliwości, które przyspieszyły decyzję. Wcześniej ojjjj to za nic w świecie nie chciałam dziecka :P no i w sumie innych dzieci dalej nie lubię :)
napisał/a: bro1 2013-12-20 13:38
Ja instynkt macierzyński raczej miałam słaby. Nie miałam czasu zastanawiać się nad tym czy chcę dziecko, czy nie, bo jak zorientowałam się, że jestem w ciąży, to był to już czwarty miesiąc.
Od tego momentu zaczęły się schody. Oba porody sama, łącznie z dostaniem się do szpitala. Zero zainteresowania i wsparcia ze strony ojca dzieci - mimo to powiem ci, że jak pokazali mi maluszki zaraz po porodzie, to zakochałam się w nich od pierwszego spojrzenia. I od tej pory nie liczyło się już nic innego.
Fakt, że roboty jest masa. Człowiek chodził niewyspany, obolały - miałam na głowie wszystko - utrzymanie siebie i ich, domu, zajęcie się nimi. Padałam na nos ze zmęczenia, bo w tym samym czasie, kiedy były malutkie walczyłam o rozwód, eksmisję alkoholika, kończyłam szkoły, zdawałam egzaminy, pracowałam. I powiem ci, że to one dodawały mi sił do tego wszystkiego. I wszystko co robiłam, robiłam z myślą o nich. Taki mój bardzo silny motywator.
Na szczęście gdy były malutkie, to jakby rozumiały naszą sytuację i nie było szczególnych ryków, wrzasków, czy całkiem nieprzespanych nocy.
I wciąż były przyklejone do mnie. Dosłownie. Jedno w nosidełku, drugie na biodrze - pewnie stąd problemy z kręgosłupem.
Nie miałam chwili czasu aby usiąść, odpocząć, zrobić coś wyłącznie dla siebie. Ot takie chodzące zombie. Wyjście do toalety na kilka minut samej - graniczyło z cudem. Spokój zapadał, kiedy szły spać, ale wtedy to i ja padałam na nos.
Gdyby teraz oglądam się za siebie, w przeszłość - nie zdecydowałabym się świadomie na coś takiego. I nie wiem jakim cudem sobie poradziłam, zupełnie sama z tym wszystkim.
Dopiero teraz kiedy podrosły mam czas dla siebie, mogę odetchnąć. Po prawie 17 latach. I gdybym teraz stanęła przed wyborem - zostać jeszcze raz matką, zrezygnowałabym.
Już nigdy więcej małych dzieci. Nie lubię ich, nawet u znajomych. Denerwują mnie, drażnią. Nigdy więcej takiego macierzyństwa, które przeszłam. Bo to była szkoła przetrwania.
Nie wiedziałam nic. Ani jak kąpać dzieciaczka, ani jak karmić - w szpitalu pielęgniarki ryczały po mnie, że nie karmię piersią - nie umiałam przewijać, bałam się, że niechcący uszkodzę maluszka. Jak kupiłam gazetę, czy książkę o pielęgnacji dzieci, oberwało mi się od eks męża, że takie rzeczy powinnam wiedzieć, a nie wydawać jego pieniądze na pierdoły.
Wszystkiego musiałam nauczyć się sama, intuicyjnie. I na tej intuicji polegam w sumie do dzisiaj.
Aktualnie z młodzieżą - układ koleżeński i z perspektywy czasu patrząc jest to najlepsza możliwość na dogadanie się z nimi, ich bunty i pyskowania. Nawet po przejściowym, gorszym okresie z nimi (pisałam tu na forum) wszystko ułożyło się, mimo, że początkowo nie wierzyłam w powodzenie.
Nie wiem czy je kocham - ja po prostu nie umiem wyrażać uczuć i nie chcę ich wyrażać, mieć, bo to tylko człowieka rani. Są mi bliskie. Gdyby coś im groziło, działa się krzywda, skoczę za nimi w przysłowiowy ogień, zawsze będą miały we mnie wsparcie, ostoję.
napisał/a: dagsam 2013-12-20 13:43
to może ja napisze szczerze i bez owijania w bawełne więc sorry mogę nie których urazić... i sorry za błędy jak cos bo pisze na szybko hehe :P

ciąża była dla mnie koszmarem, nie licząc kiedy Bartek się ruszal ale cały ten stan pokazany na filmach jako piękne chwile i tak to sobie wyobrażałam był makabrą, dodatkowo uslyszałam wiele strasznych rzeczy w sensie że dziecko moze być chore bałam się jak diabli musiałam się oszczędzać uważać na to co robię itd itd i przytyłam 25 kg co było dla mnie dramatem..

ale ja bardzo pragnęłam mieć dziecko przed nie miałam żadnych wątpliwości a teraz nie chcę mieć kolejnego dziecka.. kocham Bartka nad życię jest poprostu moim synem i nie umiem go nie kochać..

a gdy zobaczyłam na teście 2 kreski dopadło mnie szczęście i przerażenie....

gdy Bartek się urodził przez cc (tą część wspominam miło pokochałam go odrazu a raczej kochałam już wcześniej) ale przyszło to co nadchodzi zostałam mamą planowałam że będzie tak fajnie itd a tu niestety fajnie nie było wszystko mnie bolało a musiałam wstać do Bartka musiałam robić wszystko z anim odkryłam czemu płacze (z czasem nauczyłam się o co mu chodzi) myślałam że K będzie w domu że mi pomoże a 3 dni po wyjściu ze szpitala zostałam sama z dzieckiem... miałam doła płakałam i śmiałam się nazmianę odliczałam godziny do powrotu K, walczyłam o pokarm bo każdy na mnie wrzeszczał (oprócz k) jak myślałam o przejściu na butlę bo nie czułam się w tym dobrze karmiąc go piersią... nie miałam chwili dla siebie bo bałam się zostawić b bo bałam się że coś mu się stanie, bałam się nim zajmować że coś mu zrobię bałam się co będzie dalej skoro nie mam sił... ale nabierałam wprawy cieszą mnie jego uśmiechy widze w jego oczach miłość i radość jak gadam do niego ale są momenty kiedy mam dość kiedy chce wykrzyczeć wszystko z siebie i wyrzywam się na K.. że jestem z tym sama że on idzie do pracy i ma to w d... że ja muszę się martwić szczepieniami czy mały ma mleko pieluchy itd i że moje potrzeby spadły na sam dół.. dopiero teraz uczę się żę moje i B potrzeby sa najważniejszę i godzę to wszystko.. ale są dni gdy chce uciec i nie wrócić...
co do sypania się związku moim zdaniem dlatego wiele młodych małżeństw się rozpada właśnie przez dziecko przez frustracje itd... ja staram się jak mogę by utrzymać nas razem ale czasem mi się już nie chce... kocham K nad życie tak samo jak i B i wiem że w końcu minie ten kryzys ale czasami jest naprawdę ciężko...

B jest ogólnie złotym dzieckiem (dzięki bogu) ale gdyby tak nie było chyba bym sobie włep strzeliła...

bycie matką jest zaj ebiście ciężką pracą wymaga wiele poświęceń, życie układasz pod plan dziecka i ono staje się najważniejsze...

moim zdaniem jeszcze chyba nie jesteś gotowa na dziecko, ale czy ja byłam chyba tez nie i daję rade ale j a nie miałam obaw...

i powiem to co mówię wszystkim pomimo tego wszystkiego nie zamieniłabym życia na życie bez Bartka.. pomimo zmęczenia jego radość i uśmiech jest tym co koi mój gniew...
napisał/a: sowaa1 2013-12-20 14:02
KokosowaNutka, na wstępie napiszę, że miałam takie same obawy przed zajściem w ciążę i chyba większość kobiet ma takie obawy

ale posiadanie dziecka było od zawsze moim największym marzeniem i mimo trudności jestem bardzo szczęśliwa, że to marzenie się spełnia

moim subiektywnym zdaniem, czytając to:

KokosowaNutka napisal(a):W sumie to ja nie chce miec dziecka..


KokosowaNutka napisal(a): No i tu pomysl z dzieckiem-mielibysmy na nie idealne warunki. Jesli nie moge spelniac sie zawodowo to moze wydam na swiat nowego podatnika i choc w ten sposob zrobie cos pozytecznego.


uważam, że nie powinnaś mieć dziecka.
napisał/a: Valkiria_ 2013-12-20 14:05
Kokosowa, ja to wszystko o czym tu piszesz, każdą wątpliwość, przezywalam po fakcie. Ergo- gdy dowiedzialam sie ze w ciąży jestem. Nie będę ci mówić, ze od pierwszej chwili mi serce sciskalo na myśl o dziecku... Nie bylo tak. Ciaza byla gehenną pod każdym względem. Zgaga, opuchlizna, nudności. Mlody mnie boksował po brzuchu tak, ze bylam sina. Mialam ochote wyciąć nożyczkami i wyrzucić to cos, co niszczy moje cialo. Potem porod- trauma która polozyla sie cieniem na calym moim życiu. Cieszylam sie, ze syn zdrowy, ale poza odpowiedzialnością nie czulam do dziecka absolutnie niczego. To nie jest tak jak opisują w książkach... Przynajmniej mi nie przeslonil calego swiata. Wręcz przeciwnie. Sytuacja taka byla przez kilka miesięcy jego życia. Byl dla mnie irytującym, wrzeszczacym tobołkiem którego nie mozna spuscic z oka. Myslalam, ze zwariuje. Ale pewnego dnia cos we mnie po prostu drgnęło. Zaskoczyl jakiś cyngiel... I te uczucia przychodziły jak delikatny przypływ. Zaczelam widziec w tym dziecku drugiego małego czlowieka, z wlasna tożsamością i osobowością. I tak jest do teraz. Kocham syna tak bardzo, ze nie zawahałabym sie oddac za niego życia. Chociaz mnie wkurza, drażni, irytuje, rozczarowuje... Nie umiem opisac jakie to uczucie, jak twój własny dzieciak nieudolnie falszujac spiewa piosenki na dzien mamy... Nie ma lepszej melodii. Wazon z plasteliny stoi mi na biurku w pracy. Nie umiem opisac tego uczucia, jak przytulasz do piersi kogoś kto kocha cię bezinteresownie i kogo ty kochasz tak samo. Kokosowa, ja nie myślę o przyszłości. Nie ma na to czasu ;) co będzie, to bedzie
napisał/a: KokosowaNutka 2013-12-20 14:11
Dzieki dziewczyny. Widzicie nigdy nie zetknelam sie z takim opisem sytuacji. Zawsze tylko slyszalam jakie to macierzynstwo jest cudowne, ile daje satysfakcji, ze milosc do dziecka to najsilniejsze uczucie na swiecie, itp. Malo kto odwazyl sie cokolwiek powiedziec o tej ciemnej stronie posiadania dzieci, pewnie ze strachu, ze zostana odebrani jako zli, wyrodni rodzice.

Czyli jednak moje przeczucia nie zawiodly mnie, to bedzie jazda bez trzymanki. No zobaczymy. Wczoraj dyskutowalam o tym z mezem, w sumie mamy podobne odczucia.. moze tez dlatego jest tak ciezko sie zdecydowac. Jedno nie ciagnie drugiego, wrecz przeciwnie-zniechecamy sie nawzajem.

napisal(a):KokosowaNutka, na wstępie napiszę, że miałam takie same obawy przed zajściem w ciążę i chyba większość kobiet ma takie obawy

Mysle, ze nie kazda.. a przynajmniej nie az takie konkretne, silne obawy. Ja ciagle slyszalam tylko paplanie kolezanek jak to bedzie fajnie z malym dzidziusiem, ze beda kupowac buciki i ubranka i jezdzic na rodzinne wycieczki, oj jak bedzie slodko. Nigdy zadna nie mowila o tym jakim wielkim obowiazkiem jest posiadanie dziecka. Takie rzeczy wychodza dopiero po fakcie. Wczesniej malo kto zdaje sobie sprawe jak to wyglada.
Sama teraz widze, ze tak jest czytajac opowiesci dziewczyn.

napisal(a):uważam, że nie powinnaś mieć dziecka

Tez mi sie tak cos wydaje Ale z drugiej strony jakby te wszystkie dziewczyny wczesniej wiedzialy jaka to katorga jest to tez pewnie mialyby takie mega watpliwosci jak ja.

No nic, w najblizszym czasie pewnie bede dalej sporo z mezemm na ten temat dyskutowac. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

edit
--------
Ech jak widze posty Jurni jak sie cieszy z kazdej malej zmiany u synka, z kazdej glupotki, a to ze zabek wyszedl, ze sie usmiecha bo swiatelka na choince sie swieca to nachodza mnie takie mysli, ze jestesm totalnie bezuzyteczna kobieta, ze do niczego sie nie nadaje, ze nigdy nie bede umiala spelnic sie jako matka, ze zdechne nic nie robiac wartosciowego w moim zyciu.

Kurcze nie wiem, nigdy nie mialam takich mysli, nigdy sie nie przejmowalam brakiem dzieci-baaa bylo mi to na reke. Chcialam sie spelniac zawodowo, cos fajnego w zyciu robic. To mi nie wychodzi, stad plan B. Ale nawet realizacja planu B przychodzi mi ciezko. Nawet myslenie o nim. Stad te mysli, ze jestem taka do kitu, ze nic nie potrafie. Nie mam pomyslu na plan c..