Dylematy, dylematy

napisał/a: misia31 2014-08-02 00:28
Byłam tutaj rok temu…jak ten czas leci! Pisałam wtedy (bo przejrzałam posty ) o tym m.in. że bezwzględnie wierzę w nas, we mnie i K. i jak to on mówił, że „jak przetrwamy 5 lat razem to przetrwamy wszystko”. Zbliża się właśnie ta magiczna liczba i wiele się zmieniło od zeszłego roku…może nie wiele ale jednak sporo. Dobra do sedna.

On się jeszcze bardziej zmienił. Na lepsze. W towarzystwie zaczyna mnie w końcu traktować jak dziewczynę-obejmowanie itp. chociaż czasem z mojej inicjatywy bo jak twierdzi, że on nie lubi się popisywać. I do obcych znajomych, tzn. obcych dla mnie, przedstawia mnie jako „swoją kobietę”.
Po drugie zabiera mnie często tam gdzie kiedyś nie zabierał i wychodzi że jestem czasem jedyną dziewczyną w męskim towarzystwie np. na rybach ale to też wina trochę tego, że pary z którymi się spotykaliśmy rozpadły się, wyjechały lub mają coś lepszego do roboty a koledzy są akurat na miejscu. W każdym razie czuję się w ten sposób doceniona i ważna.
Po trzecie dzielimy się bardziej niż kiedyś, stwierdził, że co jego to moje i zauważalne jest gdy np. mamy swoje sprawy, kupujemy swoją wodę na wyjazd a nie np. on z bratem i gdy inni zawodzą, my radzimy sobie razem.
Po czwarte to jak mnie traktuje jak jesteśmy sami, jest bardziej czuły, ceni mnie i chwali częściej, widzę jego czułość w gestach, gdy całuje w czoło czy włosy, a także w słowach. Ostatnio co raz częściej mówi o tym że będziemy już zawsze razem i czuć w jego spojrzeniu i głosie, że to nie jest takie dziecinne zapewnienie jak to na początkach związku tylko na serio tak uważa. Jego „kocham cię” też się zmieniło na jakieś głębsze, a stwierdzenie że nie umiałby beze mnie żyć teraz bo za bardzo namieszałam mu w życiu (tzn. za bardzo się „wtopiłam” w jego życie) daje temu świadectwo. Nie wspomnę jeszcze, że strasznie go pociągam, chyba bardziej niż wcześniej. No i to że kłócimy się mniej albo jakoś tak mniej raniąco, bo zaczęłam pyskować a nie zwieszać głowę, gdy wtedy on wywalał mnie bezceremonialnie z domu, robił ciche dni i groził odejściem a teraz powydzieramy się a chwilę później śmiejemy i jest zgoda. Czasem zdarza się że powie coś nieodpowiedniego jeszcze i trzaśnie drzwiami ale raczej stara się ze mną rozmawiać. I teraz zaczyna się właśnie jazda, bo jak wcześniej byłam hmm ślepo zakochana? tak teraz do głosu dochodzi chyba rutyna. Dogadujemy się ale ja mam dylematy. Czuję jego uczucie ale ja mu nie potrafię dać w takiej samej ilości i znów jest chyba nierównowaga, bo kiedy ja dawałam dużo to on miał dystans, teraz to ja się chyba dystansuję. Już tak nie tęsknie za nim chociaż spotykać się chcę, ale jak już jest to nie to samo a czasem żałuję, że mnie „blokuje”, tzn. w tygodniu idzie spać ok 22 bo do pracy a ja z racji wakacji i tego, że jestem sową, lubię siedzieć do 2 i czuję się tym przytłoczona. Jeździmy ostatnio, na jeziorze byliśmy i na koncercie choć on raczej nie lubi wychodzić ,w weekendy też bo ma ciężką pracę. A mi wciąż mało, poszłabym na imprezę, taneczną, ale o dziwo wciąż z nim, nie sama. Tego nie przerabiałam z nim jeszcze, tego ochłodzenia uczuć u mnie, bo wiem że przy jego nadmiernym i wyjątkowym ociepleniu mogłabym go zranić, choć bywam szczera do bólu. Za to przedyskutowałam z nim inne kwestie pogłębiające moje dylematy tzn. jego przeszłość gdy mnie nie znał (tak, gryzie mnie jego była, dla niego była pierwszą partnerką, ja drugą a on dla mnie pierwszym i to od początku zatruwało mi życie a teraz SZCZEGÓLNIE NIE MOGĘ ZAAKCEPTOWAĆ zwłaszcza że np.moi rodzice są dla siebie pierwszymi) a także nasza wspólna przeszłość, bardzo ciężka i raniąca, której nie mogę także zapomnieć. Dodam, że nie pociąga mnie seksualnie, ale winą tu obarczam obecne tabletki anty, przy których mam ciągłą burzę hormonalną i liczę że po ich zmianie to się akurat zmieni, bo trzeba przyznać, że jest moment w cyklu w którym każdy jego dotyk działa na mnie.

Dylemat jest taki, iż nie umiem i nie chcę go zostawiać, liczę na wspólną przyszłość po trochu, choć patrząc na baby boom i huczne zaręczyny i śluby znajomych nie czuję tego ukłucia zazdrości co kiedyś i nie czekam tak niecierpliwie jak wcześniej. Chociaż może i czekam? W obecnej chwili sama nie wiem czego chcę i próbuję się w siebie słuchać. Co byłoby gdyby hipotetycznie zakładając mi się oświadczył (choć jego deklaracje o wspólnej przyszłości trochę je przypominają, pomijając fakt, że twierdzi że się lenię i wciąż nie jestem zaradna życiowo-studiuję dziennie i korzystam z ostatnich wakacji przed ukończeniem licencjatu leniąc się)? Odpowiedziałabym bez namysłu „tak”, czy musiała dać sobie czas? Kiedyś myślałam, że właśnie tego chcę, teraz chyba wolałabym poczekać, ale z drugiej strony miałabym gwarancję, że to faktycznie coś poważnego. Tylko co z życiem? Ja po studiach nie będę wiele zarabiać, on chce mieszkać u siebie, w zaniedbanym domu na wsi z całą swoją rodziną, kuchnia wspólna, brat za ścianą głośno tv puszcza, nie ma warunków itp.? U mnie w pokoju w bloku z rodzicami za ścianą i cienkimi ścianami? Trochę przeszkadza mi jego niezamożność i to iż nawet jak pójdę do pracy i stać nas będzie na mieszkanie to nie wynajmiemy bo on chce u siebie z rodzicami i całą swoja rodziną. Ja tak nie chcę, a jego podejście jest, że albo jeden brat pójdzie albo drugi i „jakoś to będzie” i tak „jakoś jest” od prawie 5 lat… Co do warunków w domu zaczęłam nawet zwracać mu uwagę i nie wiem czy dobrze robię, bo on w moim domu tego nie robi…mam wrażenie, że zaczynam się rządzić.

Zauważyłam ostatnio, że do głosu u mnie dochodzi sentyment-hmm różne miejsca które mi pokazał lub w których kiedyś byłam wcześniej, ale teraz kojarzą mi się z nim, muzyka itp., ten cały kontekst który stworzył, ten świat do którego on mnie wprowadził…złapałam się na tym że oglądam ostatnio nasze zdjęcia i nawet mam ochotę wrzucić i czytać całe archiwum rozmów przez gg, bo takie posiadam…
Nie wiem, nie liczę na to że będziecie pisać: „to go zostaw”, albo „nie, nie zostawiaj go, dacie radę”, tylko jakieś opinie, porady, może jak załagodzić ten konflikt, który bądź co bądź tkwi we mnie? O zdradzie nawet nie myślę, nie umiałabym go zranić, za bardzo szanuję jego uczucia i odczuwam taką jakby czułość wobec niego? Pomóżcie!
napisał/a: 834 2014-08-02 06:06
Piszesz bardzo dookoła, ale chcesz poprostu powiedzieć, że wypaliło się Twoje uczucie do niego. Może dlatego, że dostałaś to czego chciałaś i nie ma już za czym gonić?

Młoda jesteś. Często laski w Twoim wieku marzą w liceum/na studiach o mężu, ślubie, zaręczynach. A później, kiedy łykną trochę świata stwierdzają, że 'jeszcze nie teraz', 'poczekajmy chwilę'.

A o swoich obawach odnośnie mieszkania to Ty z nim w ogóle rozmawiałaś? On wie, że za wszelką cenę nie chcesz mieszkać w jego rodzinnym domu? O przyszłości też poważnie i konkretnie rozmawialiście? Jeśli faktycznie szanujesz jego uczucia, to lepiej powiedz mu o tym, że narazie nie chcesz zaręczyn i ślubu. Bo póki będziesz brnąć w ten związek tylko z szacunku/wdzięczności/obowiązku to możesz mu zrobić duże kuku.

Powodzenia
napisał/a: Annie 2014-08-03 07:22
Zgadzam się z 834.
Coś się skończyło.

Najwyraźniej jesteś typem dziewczyny, która potrzebuje starać się i zabiegać o chłopaka. Twój K. już Ci tego nie zapewnia.

Co do mieszkania z rodzicami: to jest totalna pomyłka. Jeśli wasz związek nie rozpadnie się wcześniej, to po tym na pewno.
napisał/a: misia31 2014-08-03 22:59
No, cóż właśnie nie chciałam tak tego nazwać. Tak, rozmawialiśmy na temat mieszkania, przyszłości ale nic nie wynikło bo mam wrażenie jakby on czekał aż ja się ogarnę życiowo, chociaż sam nie jest lepszy. Znalazł jakąś pracę, harówę za marne grosze, pracuje 6 dni w tygodniu po 10h i nie ma sił i czasu dla mnie. Ok, super że pracuje a nie siedzi i pije piwo, ale każdy mu mówi, że po 5 latach takiego najzwijmy to wyzyskiwania, powinien coś zmienić. On w ogóle się nie rozwija, nie podnosi kwalifikacji. Ja kończę studia i nie liczę na kokosy ale wszystko przede mną. Co do mieszkania to chce mieszkać u siebie bo lubi swoją miejscowość, będzie miał pole i w ogóle ojciec mu naobiecywał. Ale liczę, że do momentu kiedy zacznę zarabiać, sytuacja się wyklaruje.

Próbowalam z nim rozmawiać wczoraj na ten temat, co czuję. Wydaje mi się, że paradoksalnie możę być to wina zastoju, o którym mu już dawno mówiłam, tzn własnie to czego nie dostałam a tak chciałam. Jak pisałam, stara się, zabiega, ale brakuje mi tu czegoś w tym. Powiedziałam mu, że musimy coś zmienić w naszej relacji. Ja chcę to ratować, cały czas wracam myślami do tamtych czasów gdy się poznaliśmy i wiele bym dała żeby tam wróćić... staram się przywrócić tamte wyobrażenia. Nie wiem, przypadkiem jego znajoma dodała ostatnio fotkę ze swoich urodzin jak była dzieckiem i on tam jest na tym zdjęciu, to też dużo zmieniło w mojej opinii o nim. Teraz się dziwi czemu ja się tak dziwnie na niego patrzę a ja próbuję przywołać dawne wspomnienia.
napisał/a: Annie 2014-08-04 07:17
Misia31 napisal(a): Nie wiem, przypadkiem jego znajoma dodała ostatnio fotkę ze swoich urodzin jak była dzieckiem i on tam jest na tym zdjęciu, to też dużo zmieniło w mojej opinii o nim.


Zupełnie nie rozumiem, o co może Ci chodzić tutaj. Znalazłaś jakąś fotkę w necie, na którym jest dzieciakiem i zmieniasz o nim na tej podstawie opinię o nim? To CO na tej fotce było?
napisał/a: errr 2014-08-04 13:02
NIGDY nie będziesz czuć tego, co na początku. Wtedy byłaś zakochana, patrzyłaś na niego inaczej, odbierałaś go inaczej, odczuwałaś inaczej.
Jeśli lubisz stan zakochania to zmień faceta ale wiedz, że z kolejnym też się rozstaniesz z tego samego powodu.

Albo zaakceptujesz faceta jakim TERAZ jest Twój facet albo całe życie szukaj...
napisał/a: misia31 2014-08-06 00:29
napisal(a): Misia31 napisał/a:
Nie wiem, przypadkiem jego znajoma dodała ostatnio fotkę ze swoich urodzin jak była dzieckiem i on tam jest na tym zdjęciu, to też dużo zmieniło w mojej opinii o nim.


Zupełnie nie rozumiem, o co może Ci chodzić tutaj. Znalazłaś jakąś fotkę w necie, na którym jest dzieciakiem i zmieniasz o nim na tej podstawie opinię o nim? To CO na tej fotce było?


Jak to wytłumaczyć...na tej fotce była ta dziewczyna i on z kolegami przy stole, mieli może po 10 lat, nic zdrożnego, gorsze rzeczy widziałam...
Chodzi o to, że człowiek który mi tak spowszedniał może mieć jeszcze ciekawą stronę do odkrycia, bo teraz wnioskuję jak wielu rzeczy o nim nie wiem. Moje przemyślenia dotyczył też tego iż chciałabym też tam być, latać z nim od dziecka, uczyć się i bawić ale niestety, poznaliśmy się gdy ja miałam 16 lat, on 20 i dopiero prowadził mnie w swój świat bo jesteśmy z różnych no...światów. Ale to chyba na plus (albo i minus jak wyniknie z późniejszej częśći), bo ja miałam myśl, którą on wypowiedział, że jak bym była koleżanka z wiochy to byśmy prawdopodobnie nie byli razem. Coś w tym jest, że wybrał mnie, z okolicznego miasteczka...

errr napisal(a):Albo zaakceptujesz faceta jakim TERAZ jest Twój facet albo całe życie szukaj...

Właśnie, tu pojawia się kolejny problem. Zacznę od rozjaśnienia sytuacji w ogóle. Przy okazji od ostatniego momentu kiedy tu byłam przeszliśmy małą kłótnię, ale to z jego winy bo za bardzo się obruszył, w ogóle jest jakiś nerwowy ostatnio strasznie, ale przeprosił i powiedział że przemyślał sprawę w każdym razie jest okej.

Chodzi o to że ja jestem z małego miasta 30kilku tysięcznego, ale miasta, on ze wsi. Mieszkamy na granicy dwóch różnych powiatów, ale dzieli nas może z 10km do tego jest dobre połączenie autobusowe i on ma auto, ja pomimo prawka za bardzo nie jeżdzę. Nie żebym była bardzo miastowa, studiuję we Wrocławiu i codziennie dojeżdzam 60km bo nie chcę i nie wyobrażam sobie tam życia. Jak ogólnie wiadomo obecnie prowadzone są na wsiach żniwa i on pomimo czegokolwiek, jak mi wytłumaczył, musi tam iść i pomóc ojcu. Całe życie jego tak wygląda-harówa 10h/6 dni+robota na roli a ja z tego powodu czuję się bardzo samotna. Właśnie z tego powodu stanęliśmy na rozdrożu. Krótka rozmowa telefoniczna i kolejne problemy się piętrzą. Kiedyś było wesoło np. na takich wykopkach, dostaję do domu ziemniaczki i jest fajnie, kiedyś też było w ogóle zabawnie i niepoważnie jak się miało te 16,17, 18 lat. Teraz muszę przemyślęć czy chcę tak żyć. Fajnie jest na wykopkach, ale nie chciałabym robić tego co roku, przynajmniej nie obowiązkowo, raczej jako pomoc? Po raz setny stwierdzam że nie mam z jednej strony doświadczenia w życiu bo nie mam pracy, mieszkania własnego itp. i na tym etapie do końca sama nie wiem czego chcę, ale wiem czego nie chcę. Mam wyobrażenia np., że nie chciałabym aby nasze dziecko z jednej strony widziało jak się traktuje u nas zwierzęta-kotek jako członek rodziny, wygłaskany, domowy;króliczek, którego już nie ma tak samo a kotki jako przedmioty do łapania myszy i krówki które są a zaraz ich nie ma. Nie wyobrażam sobie że całe życie spędzę jako kura domowa patrosząca... kury. Od początku było wiadomo że jesteśmy z innych światów, ale...nie chce się kierować tym co inni robią, ale każdy mądry, mający dziewczynę i ambicję chłopak (czy dziewczyna) stąmtąd uciekają za granicę, albo szukają mieszkania choćby w mojej małej miejscowośc aby sobie ułożyć RAZEM życie i przestać być takim "wiejskim", tam na wsi pozostają ci, co wolą się napić pod sklepem do zgonu...nie ma nawet z kim ambitnie pogadać. Przyjechać, poimprezować-jak najbardziej. Mieszkać tam, nie bardzo podoba mi się ta perspektywa. Powiedział, że jeśli nie zaakceptuję tego to będziemy musieli się rozstać, pomimo iż mnie bardzo kocha a mi tak myśl łamie serce, czyli chyba coś jednak zostało z tych uczuć. Ale na koniec dodał, iż z resztą zobaczymy jak się ułoży. Mam nadzieję że pomyśli trochę przyszłościowo i ułożymy z tego coś co będzie nam pasować obojgu. Wiem że czeka nas bardzo trudna rozmowa i decyzja. Od początku było nam trudno ale chodziło o inne problemy, on miał wtedy fazę zabawy, kolegów a mnie pomimo obietnic traktował jako dodatek. Teraz gdy sytuacja robi się poważna, problemy też stają się poważne. W dobie masowych wesel moich znajomych (przypominam że mam 21 lat i moi znajomi żonaci/mężatki też) czuję się pod presją i sądzę że muszę podjąć życiową decyzję. To jest mój drugi w sumie chłopak, ale pierwszy taki poważny. On miał kilka dziewczyn, ale z tego też powodu mówi że nie chce innej, tylko mnie. Z tym że nie wiem czy się dogadamy.....teraz huśtawka przechyliła się w stronę, że chcę ale nie wiem czy będę chciała żyć stylem życia które on mi proponuje.

PS. Podziwiam tych, co chcą czytać moje wypociny, ale staram się jak najdokładniej odtworzyć całą sytuację, szczerze to długo się zbierałam żeby tu pisać bo wolę osobiście załatwiać problemy, ale mam dość trucia pupy mojej koleżance, a tu po prostu niektórzy przynajmniej powinni mnie zrozumieć z moim K i tak rozmawiamy, ale chcę poznać opinię innych, w końcu to forum od tego jest
napisał/a: dr preszer 2014-08-06 00:57
Powiem krótko, zostaw go bo zmarnujesz mu życie. Wiecznie niezadowolona paniusia co jej wieś przeszkadza. Moim zdaniem jedyne czego oczekujesz od życia to bycie czyjąś utrzymanka. Znajomi się żenią w wieku 21 lat ? Za 3 lata będą się rozwodzić i to przy dobrym wietrze.
napisał/a: misia31 2014-08-06 01:06
napisal(a):Wiecznie niezadowolona paniusia co jej wieś przeszkadza. Moim zdaniem jedyne czego oczekujesz od życia to bycie czyjąś utrzymanka.

Bez przesady...
Wieś ma swój urok i tam są moje wspomnienia, jednak ta wieś na życie nie jest dobrym pomysłem, bo słyszałam od miejscowych co się wyprowadzili, że się właśnie wyprowadzili bo ta wiocha to katastrofa w porównaniu do innych okolicznych. Obrażasz mnie w tej chwili bo praca mi nie przeszkadza, ale ja całe życie mieszkałam w bloku gdzie robotą jest sprzątanie kilku pokoi, mycie naczyń, zamiatanie raz na jakiś czas korytarza. Wykopki są fajna sprawą i ciekawym doświadczeniem. Jednak zwierząt ja nie tknę, a boli mnie też jak się tam traktuje koty, zwłaszcza że nasza Zuza to takie drugie dziecko w domu, jestem bardzo wrażliwa na punkcie tego, bo dopiero po adopcji ze schroniska i zrozumieniu pewnych kwestii wiem jaki jest problem nadmiernej rozrodczości kotów, która tam jest rzeczą normalną a oczywiście mentalność tamtejszych ludzi nie pozwala na zrozumienie tego.
Poza tym dziś dzieli się wieś na tą tradycyjną i tą zurbanizowaną. Tradycyjna z którą mam do czynienia ma swoje plusy i minusy, plusem jest zdobycie nowych umiejętności i doświadczeń gdy chłopak mnie angażuje w różne czynności, minusem, że tradycja przejmuje główną rolę i nikt nie da sobie wytłumaczyć pewnych oczywistych rzeczy. Fajna jest na swój sposób, jednak osobiście wolałabym móc sobie mieszkać we własnym zakresie, w jakiejś dobudówce obok bo widziałam takie małe domki, niż z teściami, całą wielką rodziną i krowami za ścianą...
napisał/a: dr preszer 2014-08-06 01:19
Misia31 napisal(a):Obrażasz mnie w tej chwili bo praca mi nie przeszkadza.


Przeczytaj jeszcze raz swoje posty. Może zrozumiesz o co chodzi.

Poza tym gdzie byś mieszkała w tym swoim ukochanym mieście ? W jednym z wielu bloków słuchając co wieczór jak sąsiad puszcza bąki ? Pewnie znajomym żal dupsko ściska, że się cisną w jakiś blokach i żyją jak maszyny a ktoś sobie żyje na wiosce w swoim domku :D
napisał/a: WILCZYCA 2014-08-06 01:24
Czujesz presję, bo koleżanki wychodzą za mąż i nazywasz to poważnym problemem?

Jedynie jak to wszystko mogę skomentować to poprzeć wypowiedź dr preszer oraz dodać, że z Twoich wypowiedzi wynika jedynie to, że nie dorosłaś jeszcze do wielu spraw, jak chociażby do poważnej rozmowy o przyszłości ze swoim partnerem. Małżeństwo wybij sobie dziewczyno na razie z głowy, najpierw zrób ze sobą porządek, a chłopaka zostaw w spokoju - pozwól mu znaleźć osobę, która go będzie potrafiła doceniać, a wieś nie będzie jej przeszkadzać.
napisał/a: misia31 2014-08-06 01:25
napisal(a):Poza tym gdzie byś mieszkała w tym swoim ukochanym mieście ? W jednym z wielu bloków słuchając co wieczór jak sąsiad puszcza bąki ? Pewnie znajomym żal dupsko ściska, że się cisną w jakiś blokach i żyją jak maszyny a ktoś sobie żyje na wiosce w swoim domku :D

Prawda, zależy z jakiego punktu patrzeć. K się śmieje że nie mamy prywatności, ale za to u nas w miarę czysto bo jesteśmy w stanie ogarnąć te 50kilka m2. U niego no cóż, z krów się wchodzi do domu i nie jest tak wesoło.
A mieszkać można wszędzie, są duże kamienice, są bloki stare i nowoczesne, są też domki.