Nieodwzajemniona miłość przyjaciela i podejrzenia, pomocy!

napisał/a: malgo925 2014-08-27 17:16
Jeśli będzie za długo to przepraszam, ale naprawdę potrzebuję pomocy osób postronnych, wiem, że dobrze nie nakreślę sytuacji, żeby dostać najlepszą radę, ale postaram się. Temu kto przeczyta i odpowie, już teraz bardzo dziękuję.

Jakiś czas temu zakochałam się w moim przyjacielu, byliśmy ze sobą dość blisko, zawsze dużo rozmawialiśmy, bardzo się do niego przywiązałam przez ostatni powiedzmy rok. Cały rok był za granicą, to nas bardzo do siebie zbliżyło, rozmawialiśmy codziennie, a kiedy przyjechał na ferie do Polski, nocował u mnie, spaliśmy w jednym łóżku, przytulaliśmy się do siebie… (prócz tego nic więcej nie było, dlatego o tym wspominam) Już wtedy za nim szalałam, więc czułam się jak w niebie, kiedy co dzień z nim rozmawiając, marzyłam o takiej chwili. Nie rozmawiałam z nim wtedy, bo chciałam żeby wszystko toczyło się powoli, by niczego nie przyspieszać. Wszystko było dobrze, do czasu jego powrotu do kraju i do pewnej imprezy (dwa miesiące temu), na której „wszystko się wydało”… Nie będę wprowadzać szczegółów, ale okazało się, że moja miłość niestety nie czuje tego samego co ja, choć wydawało mi się, że wszystko idzie dobrze, a nawet znajomi zauważyli, że strasznie między nami iskrzy i padały pytania „między wami jest coś poważniejszego?” , byłam więc podwójnie zadowolona, że to zainteresowanie jest chyba rzeczywiście obustronne… jak się później dowiedziałam, nie było. Po tym kiedy moje uczucia się „ujawniły” nie odzywaliśmy się do siebie ponad miesiąc… Ja cierpiałam jak szalona, jemu też nie było najlepiej, nie potrafiliśmy ze sobą porozmawiać, pośredniczyła między nami nasza przyjaciółka… I tak trwało to ponad miesiąc, aż postanowiliśmy… SPRÓBOWAĆ ODBUDOWAĆ TO, CO BYŁO… bo ja na początku nie chciałam, ale doszliśmy do wniosku, że jest źle, kiedy się nie widujemy… Tak wiem, to nie pomaga w wyleczeniu się z miłości, a moje życie uczuciowe to niestety nieustanne zmaganie się z nieodwzajemnionym uczuciem. Przechodzę przez to drugi raz (mam 23 lata) i ten jest trudniejszy. A trudniejszy jest nie tylko ze względu na to, że teraz znowu się „przyjaźnimy” i mimo, że wiem, że nie mam prawa niczego nie oczekiwać, to jednak żywię ciągle nadzieję, ale też ze względu na moje podejrzenia… o jego homoseksualizm, albo przynajmniej bi… I nie mówię tu o przypadku typu „nie chce mnie, pewnie gej”. Zupełnie nie o to tu chodzi. Mój przyjaciel, a zarazem miłość, ma przyjaciela (to też mój kolega) i OBAWIAM SIĘ, a czasami to nawet jestem pewna (moja przyjaciółka też), że ich łączy coś więcej… Nie będę tu przedstawiać symptomów, dzięki którym te podejrzenia mam, bo wypisałabym coś długości epopei, a tego nikt by raczej nie czytał… po prostu podejrzewam i już. I nawet to nie powstrzymuje mojej słabości do tego człowieka. Wiem, że najprawdopodobniej nigdy nic z tego nie będzie, bo on mnie nie kocha a do tego może być gejem, to nie potrafię wyobrazić sobie, że to NIE Z NIM będę dzieliła swoje życie. NIE MOGĘ TEGO WSZYSTKIEGO PRZYJĄĆ DO WIADOMOŚCI I ZAAKCEPTOWAĆ. Wiem o tym już o dwóch miesięcy i nadal cierpię z tego powodu… Bardzo chciałabym pogadać o jego rzekomym homoseksualizmie, ale jakoś boję się zadać wprost to pytanie… A do tego wyjeżdżam za miesiąc na pół roku, nie liczę na rekonwalescencję, bo pewnie dużo będziemy ze sobą rozmawiali, tak jak podczas jego nieobecności… więc nie jest to żadna gwarancja, że odległość mi jakoś pomoże. NIE POMOŻE bo kiedy jego nie było przez rok, staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, niż byliśmy.
Wiem, że na pewno dostanę odpowiedź typu „podejrzewasz, że to gej? To od razu powinno Ci przejść” No jakoś nie przechodzi. „Najlepiej będzie jak skończycie tą całą „przyjaźń”, będziesz się mniej męczyć.” Nie potrafię tego skończyć, bo to bliski mi człowiek. Próbowaliśmy zerwać kontakty, nie wyszło. I boję się tego, że przez to, że go kocham (tak chyba właśnie jest), będę odsuwała od siebie inne osoby, które ewentualnie pojawią się na mojej drodze, bo niby „lekiem na starą miłość jest nowa miłość”… ale będę się bała zakochać, będę się bała, że znów spotka mnie to samo. Zakocham się i znów będę musiała wybić sobie tą osobę z głowy, i tak w kółko… zwłaszcza, że pierwszy raz mi się to nie zdarza. Może tu już dramatyzuję, ale trochę tak jest…

Proszę o jakąś radę, która coś mi podpowie, bo już naprawdę nie wiem co zrobić, żeby było mi lepiej… I tak wiem, że „czas leczy rany”.
napisał/a: e-Lena 2014-08-27 18:43
Malgo925, nie do końca rozumiem jakich porad oczekujesz, skoro nie chcesz słyszeć, że najlepiej skończyć taką "przyjaźń" albo że chłopak może być gejem. To już któryś z kolei wątek, w którym pytasz o to samo, za każdym razem snując wyłącznie domysły.

Wyznałaś mu uczucia, on ich nie odwzajemnił, ale pomimo tego zdecydowaliście się odbudować jako taką relację. Co takiego możemy jeszcze napisać, poza tym, że dziwna to przyjaźń, w której pozostają jakieś niedomówienia, a jedna ze stron oczekuje czegoś więcej, wbrew wszelkim negatywnym przesłankom?

Na jakie porady liczysz, skoro z treści Twojego wpisu jasno wynika, że podjęłaś już decyzję co do waszej dalszej relacji? :)
napisał/a: 1121 2014-08-27 19:04
e-Lena napisal(a):Na jakie porady liczysz
Śpieszę z wyjaśnieniem, że porady mają dotyczyć tematu "jak go w sobie rozkochać" oraz ewentualnie "jak z geja zrobić hetero" lub podobne, gdyby przypuszczenia okazały się prawdą.
napisał/a: malgo925 2014-08-27 19:41
e-Lena: Masz rację, to już któryś wątek, ale za każdym razem pojawiają się jakieś nowe okoliczności i tak jak mówisz, ciągłe niedomówienia. Może po prostu powinnam „pocisnąć” pytaniem o orientację wprost? To przestałoby być to owym niedomówieniem, a sama nie wiem czy czułabym się lepiej z tą wiedzą i może mogłoby to trochę znowu namieszać. Kiedyś tu pytałam, czy mamy jakieś szanse, bo wcale nie znałam jego punktu widzenia co do naszej relacji. Teraz znam i co… Nic się nie zmienia. I tu jest problem. I szczerze mówiąc to nie wiem jakich porad oczekuję, bo wyjścia mam kilka: albo udawać, że zostawiam to wszystko za sobą i przyjaźnimy się, próbuję nie robić z niego priorytetu swojego życia i myśleć co jemu tam w głowie siedzi, albo stopniowo ochładzać relację, czego moje durne serce w tym momencie nie akceptuje, albo męczyć się dalej i oczekiwać cudu nad Wisłą. I chyba sama sobie odpowiem na pytanie, że najlepiej będzie jak czas to wszystko zweryfikuje, a ja ZMUSZĘ SIĘ do nie robienia sobie nadziei. I wyjaśnię te kwestie, które ja nazywam rzekomym homo, a Ty niedomówieniami. I nie będę już spamować tego forum moim beznadziejnym przypadkiem. Wszystkie wyjścia z tej sytuacji wydają mi się beznadziejne, może myślałam, że są jeszcze jakieś inne (no niby jakie…), ale z czasem któreś musi wyjść na wierzch. Tyle ;)
112: No jakbym wiedziała, że gej na 100% to byłoby wiadome, że nie zrobię z tym nic. Może właśnie takiej porady oczekiwałam: „”torturuj” go aż Ci powie… może wtedy zmienisz swój punkt widzenia, trochę jeszcze pocierpisz, ale wreszcie do to ciebie dotrze”. A jak nie ma się pewności to podświadomie chce się jeszcze coś „kobminować”… No tak po prostu jest. A Wy to możecie poprzeć, albo, co bardziej prawdopodobne, zupełnie odradzić ;) Bo między walką o miłość a desperacją to raczej krucha granica, a tu jak mniemam, mogłoby się otrzeć o desperację.
napisał/a: 1121 2014-08-27 20:22
malgo925, jak czytam Twoje posty w tym temacie to przecieram oczy ze zdumienia pod kątem oceny sytuacji i możliwości wyjścia z niej i na prawdę nie wiem, dlaczego dojście do wniosków zajmuje Ci tak dużo czasu. Może już czas postawić kropkę nad "i"?
napisał/a: e-Lena 2014-08-27 20:44
Wszystko, co musisz zrobić to zmienić WŁASNE nastawienie. Jego stanowisko już znasz. To, czy jest gejem czy nie jest w tej chwili Twoją hipotezą, a jej weryfikacja nie powinna opierać się o jakiekolwiek naciski z Twojej strony, bo to jest wyłącznie jego sprawa. Zresztą, nawet jeżeli jest gejem, może nie czuć się gotowy, żeby zwierzać się z tego komukolwiek.

napisal(a):No jakbym wiedziała, że gej na 100% to byłoby wiadome, że nie zrobię z tym nic.

Guzik byś zrobiła. Co za różnica czy jest gejem, czy nie? I tak nie zmieni to Twojego położenia, bo przecież nie zmusisz go do miłości, choćbyś wyginała się na wszelkie sposoby.
napisal(a):jak nie ma się pewności to podświadomie chce się jeszcze coś „kobminować”

Według mnie wojny podjazdowe i "pozaplecowe" próby osiągnięcia własnych celów są wbrew idei przyjaźni, ale oczywiście mogę się mylić.

Postanowiłaś odbudować Waszą relację, więc musisz wziąć na siebie wszystkie związane z tym konsekwencje, licząc się przy okazji z tym, że on - znając Twoje uczucia i oczekiwania względem niego - będzie się w wielu kwestiach dystansował i selekcjonował przekazywane Ci informacje. Z pewnością więc nie dowiesz się niczego o jego ewentualnych podbojach czy wybrankach serca. To, co czujesz jest w tej chwili Twoim problemem i sama musisz sobie z tym poradzić. On nie jest tu niczemu winien.

112 napisal(a):"jak z geja zrobić hetero"

Mogłoby być ciekawie.
napisał/a: dr preszer 2014-08-27 20:58
Prawda jest taka, że nie da się przyjaźnić jak jedna strona chce czegoś więcej. Tyle w temacie. Dopóki tego nie zrozumiesz dopóty będziesz miała kisiel w majtach na jego widok.
napisał/a: malgo925 2014-08-28 01:12
112 napisal(a):malgo925, jak czytam Twoje posty w tym temacie to przecieram oczy ze zdumienia pod kątem oceny sytuacji i możliwości wyjścia z niej i na prawdę nie wiem, dlaczego dojście do wniosków zajmuje Ci tak dużo czasu. Może już czas postawić kropkę nad "i"?


Dojście do wniosków zajmuje mi tak dużo czasu, bo cały czas się łudzę, że coś zmienię, coś zdziałam. Jestem świadoma wielu rzeczy, a za cholerę nie potrafię ich zaakceptować i wcielić w życie. I TO WŁAŚNIE JEST MÓJ NAJWIĘKSZY PROBLEM. ŻE NIE UMIEM. Ale macie rację, w tym mi nikt nie pomoże, oprócz mnie samej.

dr preszer, dokładnie tak jest. I to co mówisz może być puentą tego wątku. Ja to rozumiem i jestem tego świadoma. Tylko po prostu nie umiem tego zaakceptować i wcielić w życie tak, żeby coś zmienić. Więc pozostaje kisiel w majtkach, albo proba rzeczywistego ogarnięcia tematu, która może kiedyś nastąpi,a raczej wypadałoby żeby nastąpiła.
napisał/a: dr preszer 2014-08-28 07:38
Nic nie nastąpi, będziesz się tak kisić w sosie własnym bo on nic nie czyje do Ciebie i nic nie poczuje a Ty będziesz się karmić nadziejami. Za jakiś czas zrozumiesz, swój błąd ale będzie już za późno na poznanie fajnego gościa i pozostanie tylko jeszcze większa gorycz. Miej tego świadomość. Miłość to silne uczucie ale da się je obejść. Może, też, jesteś strasznie napalona ? Rozładuj trochę napięcie w kroku i będziesz mogła spojrzeć na sprawę z czystym umysłem :)
napisał/a: malgo925 2014-08-28 11:24
dr napisal(a):Nic nie nastąpi, będziesz się tak kisić w sosie własnym bo on nic nie czyje do Ciebie i nic nie poczuje a Ty będziesz się karmić nadziejami. Za jakiś czas zrozumiesz, swój błąd ale będzie już za późno na poznanie fajnego gościa i pozostanie tylko jeszcze większa gorycz. Miej tego świadomość. Miłość to silne uczucie ale da się je obejść. Może, też, jesteś strasznie napalona ? Rozładuj trochę napięcie w kroku i będziesz mogła spojrzeć na sprawę z czystym umysłem :)


Haha ostatnie zdanie mnie strasznie rozbawiło, myślę, że rozładowanie napięcia w kroku może i pomoże, ale na chwilę. Wolałabym jednak żeby seks wiązał się z uczuciem, a nie tylko rozładowaniem napalenia :) A dlaczego na poznanie kogoś fajnego ma być za późno? Moje poprzednie niespełnione uczucie wyleczyła właśnie znajomość z "fajnym gościem", bo dzięki niemu zrozumiałam, że mogą mi się podobać też inni faceci (niestety z nim też nie wyszło, bo wrócił do byłej, na szczęście szybko się to skończyło i nie zdążyłam czegoś naprawdę poczuć, a chwilę był takim fajnym gościem.). Teraz niestety nie miałam okazji poznać takiego "fajnego gościa", więc kto wie, może na tą nędzną sytuację, w której teraz tkwię taki "fajny gość" też okaże się lekarstwem. Tylko najpierw musi się pojawić. Ale jak wiadomo, nic na siłę, bo nie bedę szukała kogoś tylko po to, żeby zapomnieć o bohaterze całego wątku...
napisał/a: dr preszer 2014-08-28 15:15
Mi raczej chodziło o samodzielne rozładowanie niż wskoczenie koledze na drąga. Na ale jak to mówią, każdy sposób dobry o ile daje efekty :).

Co do metody Twojego leczenia to sama widzisz jakie przynosi efekty. Co do samej metody to jest tak samo dobra jak chemia na raka. Może pomoże a może nie przy czym organizm mocno dostaje.