Czy ten związek ma przyszłość?

napisał/a: mptracer 2015-04-22 10:04
Jesteśmy w związku od niecałych 2 lat - rok po poznaniu zaręczyliśmy się a planujemy ślub w sierpniu.
Moja narzeczona ma syna - jest to wynik gwałtu sprzed 7 lat. Układało nam się dobrze z małymi problemami, które ostatnio zaczęły urastać do gigantycznych przynajmniej dla mnie rozmiarów.Pierwszym problemem jest stosunek do mojej mamy, której po prostu nienawidzi - sama tego nie powie ale widzę co się święci i to co mi wczoraj powiedziała niemal mnie ścięło z nóg. Ale od początku.

Rodzicom ciężko było zaakceptować fakt iż moja dziewczyna ma dziecko, ale przetrawili to i uznali małego. Pierwszy problem pojawił się podczas pierwszej wizyty - Moja narzeczona nie lubi mięsa - czasem zje ale zazwyczaj serki sery/ makarony. Moja mam jest gościnna na zabój - będzie częstować jedzeniem zawsze często i gęsto - takie zachowanie zostało odebrane jak atak - narzeczona uważa,że moja mama ją atakuje i nie chce już do niej przychodzić - wczoraj stwierdziła ze jak pójdzie do niej i znowu zostanie poczęstowana czymkolwiek to może jej coś niemiłego powiedzieć. Jak można nienawidzić kogoś za to że częstuje jedzeniem? No cóż - moja mama jest już u niej skreślona. Z racji że opiekuje się małym jak pracujemy odprowadza do szkoły itd to kontakt mieć musi....
Mamy bronić nie zamierzam ale no z racji czego mam ją bronić - nie uważam by zrobiła coś złego - zawsze dla niej miła - kupuje małemu prezenty opiekuje się nim - po prostu jak babcia- ale gdzie tam żeby nie praca to moja mama mogłaby nie istnieć.

Mały bardzo lubi babcię i dziadka zachwala na każdym kroku - do mnie też mówi tato. Nigdy ojca nie miał - wychowywany był bezstresowo by wynagrodzić mu brak ojca- takie wychowanie owocuje fochami z byle powodu pyskowaniem i ubliżaniem w najgorszym wypadku - mały nigdy nie dostał klapsa w tyłek oprócz krzyków nic nie idzie wskórać - ja nie mam prawa go ukarać - nie mam prawa podnieść na niego ręki a jak już podniosę głos i krzyknę to już jest afera - mama od razu go broni jaki on jest dobry - a jest dobry to naprawdę fajny chłopak do póki nie zacznie się akcja. Narzeczona nieraz zagadywała jakie mam plany względem małego - chciałbym go przyjąć na siebie, ale nie zrobię tego jeżeli ma to wyglądać jak teraz. Kochamy się to widać- wyznajemy to sobie niemal codzien jednak ja się duszę - narzeczona ma uraz po tym co ją spotkało w przeszłości - tak samo jak mały potrafi się sfochować, staje się jak głaz - zimna wyrachowana - dopóki nie ubłagam jej jakoś - Sytuacja sprzed 2 dni - ćwiczymy pierwszy taniec - w rozmowie wyszło że 2 miesiące do tyłu koleżanki z mojej pracy śmiały się że zrobią bramę i w kościele będą krzyczeć że znają powód. Reakcja? Foch - ucieczka do łazienki na 2 godziny - dlaczego ? bo nie powiedziałem wcześniej, że coś takiego miało miejsce czyli że ukrywam przed nią rzeczy - Jezu kochany o co Ci chodzi kobieto.

Momentami mam dość - jestem wyprany psychicznie - nie potrafię tego zakończyć - zbliżyliśmy się bardzo mały mnie uwielbia - jej rodzina też mnie lubi - ona mojej nie bardzo. Ma swoje poglądy - każdego obserwuje, każdy gest i ruch. To naprawdę fajna i wartościowa dziewczyna, ale zachowuje się czasem jak królewna. Najdrobniejsza rzecz może powodować niemal rozpacz - pamiętam akcję ze świąt - pełna lodówka - trochę potraw od mojej mamy i trochę naszych - postanowiłem spróbować sałatki od mamy. Reakcja? Niemal zakończenie związku - bo przecież moja mama robi lepsze rzeczy od niej więc po co ona się stara....

Nie potrafię już być wyrozumiały jak przez te 2 lata. Od roku mieszkamy razem u mnie. Przeprowadziła się 60 km - to poważna sprawa ale ja mam dość - nie potrafię się rozluźnić -moje uczucie choć silne - gaśnie po akcjach których było już naprawdę dużo - Oczywiście zdarzały się takie kiedy to ja coś zmajstrowałem nawet niechcący - akcja z walentynek 2014 - odebrałem ją z dworca i zaprosiłem do kina - niestety była zmęczona i chciała jechać do domu - 3 dni potem foch jaki to ja nieromantyczny, że nawet do kina czy na spacer nie chciałem pójść - nie jestem bez winy, ale to co ona wyrabia nie mieści mi się w głowie - za każdym razem jej tłumaczę, rozmawiam - udało mi się ją namówić na wizytę u psychologa w związku z przeszłością - po 2 wizytach zrezygnowała - uciekła. Sama wie, że ma problem ale nic z tym nie robi - nie chcę takiego życia - zostały 4 miesiące a ja nie mogę się odważyć na jakiś krok. Co robić jak żyć? Kocham ją nie chcę niszczyć tego co jest, ale to co jest nie jest zdrowe - 2-3 dni jest super po prostu bajka, potem jakaś akcja się zawsze znajdzie a to że zapomniałem zamówić woreczków na prezenty dla gości a to, że nie zapytałem co u niej w pracy - no cóż widać mi nie zależy - takie jest jej rozumowanie. To, że nie potrafię z nią wysiedzieć po pracy przed tv 2-3 godziny patrząc na ukryte prawdy czy dlaczego ja? to dla niej zdziwienie, że wolę siedzieć przy komputerze czy zając się swoimi sprawami - niż przyjść do niej i ją przytulić. Taki jest codzienny rytuał. Boże dodaj mi sił. Zanim ją sprowadziłem do siebie były też akcje na odległość - nieraz słyszałem, że skończy ze sobą gdybyśmy zakończyli związek - nie patrząc na syna. Ile ja się jej natłumaczyłem, że źle robi nie tak powinna myśleć - to obrót akcji że ona jest taka zła i głupia. A ja zakochany usilnie ją ratowałem i jestem gdzie jestem. Miałem nadzieję,że będąc przy mnie blisko zmieni się. Zmieniła owszem - ale na częstsze akcje..

Wiem, że to wszystko niespójnie napisane, dziwnie i szybko. Nie wiem jak to rozegrać - 2 lata wyjęte z życia - malec uważający mnie za ojca kochana kobieta która mnie masakruje - wspólne mieszkanie. To wszystko w wielkim skrócie. Doradźcie jak to ogryźć - jak jej i sobie pomóc - jest ratunek? Coraz częściej myślę o zakończeniu tego, ale brak mi odwagi - wiem jakie mogą być konsekwencje.
napisał/a: Valkiria_ 2015-04-22 10:40
Sama jestem kobietą, która była samotną mamą z dzieckiem i mój kochany mąż niestety nie jest jego biologicznym ojcem, ale jest tatą... Syn ma problemy, jest ADHD-owcem i to nie jest żadna fanaberia, bo miał robione takie badania jak rezonans czy EEG głowy.
O ile moja rodzina była ciężko oburzona, że mąż wychowuje mojego syna na dokładnie takich "prawach" jak ja, to dla nas było to czymś najnaturalniejszym na świecie. W końcu tworzymy rodzinę. Tak więc nie podważamy swojego autorytetu oraz trzymamy wspólny front wychowawczy.

Przykro mi po tym jak przeczytałam twój post, bo odnoszę wrażenie że Ty nie jesteś w związku tylko stąpasz po rozbitym szkle, bojąc się zrobić kroku w obawie o to co cię spotka...
Bardzo niefajna, w mojej opinii wręcz karygodna, jest postawa twojej narzeczonej w kierunku twojej mamy czy ogólnie rodziny... Pomagają wam, zajmują się dzieckiem (a to jest naprawdę OGROMNA nieoceniona pomoc) a twoja narzeczona zamiast wdzięczności to ledwo ich toleruje... Bardzo słabo.
No i kwestia tego, w jaki sposób traktuje Ciebie. Niby jestescie razem, ale nie do końca. Ona próbuje Tobą kręcić i manipulować w taki sposób, żebyś za chwilę po prostu był robocikiem wykonującym polecenia. Jak młody podrosnie i nie trzeba się będzie nim zajmować, a własnego dziecka się nie dorobicie, to pewnie całkowicie każe ci zerwać kontakty z rodziną.
Ja na twoim miejscu bardzo mocno bym się zastanowila czy to jest właśnie to, czego chcesz. Czy tak ma wyglądać twoje życie. Nie jest wyczynem huczny ślub i za pół roku równie huczny rozwód (na którym możesz wyjść duuuuzo gorzej...). I jeszcze jedno. Jeśli myślisz że po ślubie coś się poprawi, będzie lepiej to jesteś w POTEZNYM błędzie... Po ślubie wiele się nie zmienia. Jak ludzie są partnerami i się kochają to tak zostanie. Jeśli ludziom zgrzyta na każdej płaszczyźnie, to po ślubie wybuchnie i zostaną zgliszcza...

[ Dodano: 2015-04-22, 10:45 ]
P. S po przeczytaniu twoich wszystkich postów widzę, że wybitnie nie masz szczęścia do kobiet
Wyrzuciłes juz raz 3 lata do kosza. Ale mimo wszystko lepiej wyrzucić kolejne niż całe życie mieć zmarnowane...
napisał/a: Najgorzej 2015-04-22 12:52
Kurde, niby kochany związek, juz masz panne z którą mieszkasz, dzieciaka, jakieś tam relacje, ale z drugiej strony Twoja dziewczyna to straszna histeryczka. Obraża się o jakieś pierdoły i jeszcze bardzo infantylnie potrafi się wkurzyć na Twoją matkę, bo jest gościnna. Zdaje się, że będziesz miał cały czas takie problemy i będą się tylko nasilać. Ma może przykrą przeszłość, ale skoro nawet nie chce się leczyć i nie potrzebuje pomocy to chyba będziesz się tak cały czas męczył. Może lepiej wycofać się póki nie jest za późno? Może udałoby Ci się jej jakoś pomóc... ale jakoś to widzę w czarnym kolorach...
napisał/a: mptracer 2015-04-22 13:23
Najwyraźniej mam pecha do Kobiet z tym się zgodzę. Nie wiem jak mógłbym pomóc mojej narzeczonej- tyle rozmów ile przeprowadziłem z nią / tłumaczeń - to zdaje egzamin na krótką chwilę - przeprasza mnie, mówi, że wie że to jej wina 2 dni dobrze potem inny pretekst. Jest mi ponownie strasznie ciężko - z jednej strony uwielbiam ich - z drugiej nie chcę już tego ciągnąć jeżeli tak ma to wyglądać - ale jak to przerwać bez wyrządzania szkód - nie da się -a co jak spełni swoje groźby? Jak jej przysłowiowa palma odbije?
Boje się co z małym - przywiązał się do mnie tak jak do mamy -ja trochę również do niego. Ale przecież nie mogę myśleć tylko o innych i zapominać o swoich potrzebach. Jestem w kropce drogie Panie i Panowie.
napisał/a: Valkiria_ 2015-04-22 14:47
Przy poprzedniej pannie chciałeś się zabijać. I zabiłes się? Nie.
Oczywiście że trzeba myśleć o sobie bo życie się ma jedno i nikt ci go nie zwróci jak coś nie wyjdzie. Chcesz być męczennikiem , to nie rób nic żeby zmienić obecny stan rzeczy. Czasem perspektywa bycia samemu jest dla kogoś gorsza niż perspektywa bycia nieszczęśliwym z kimś w związku....
napisał/a: e-Lena 2015-04-22 17:12
Sam sobie odpowiedziałeś na zadane przez siebie pytanie. Nie chcesz tego ślubu i to wybrzmiewa w każdym napisanym przez Ciebie zdaniu, więc po prostu zrób to, co już postanowiłeś i co - jak uznałeś - będzie dla Ciebie najlepsze. A gadki o tym, że "nie masz szczęścia do kobiet" włóż między bajki, bo te dziewczyny nie biorą się z powietrza, tylko SAM JE WYBIERASZ, zgadzając się na bycie z nimi w związku. Pomiędzy byciem pełnoprawnym partnerem, a opiekunem jest spora różnica, więc masz wiele do przepracowania. Posiadasz tendencje do ratowania księżniczek z opresji, ale robisz to wyjątkowo źle, fundując sobie huśtawki nastrojów i dając sobą manipulować.

Pomijam już fakt, że jakby mi jakiś facet właził z buciorami w moje relacje z rodzicami, co do których nie miałabym żadnych zastrzeżeń, to dostałby bana po pierwszym fochu, że mu obiad nie smakował. Dziewczyna niech idzie na terapię i układa sobie życie po swojemu, ale z dala od Ciebie.
napisał/a: errr 2015-04-22 19:34
podpisuję się pod słowami e-Leny.
Tobie się nie chce lub nie wiesz jak
jej się nie chce lub nie wie jak
nic dobrego Wam z tego nie wyjdzie.
napisał/a: mptracer 2015-04-24 13:01
Planuje rozmówić się z nią i postawić ultimatum. Albo da sobie pomóc albo niech fochuje sie na kogoś innego. Ostatnie 2 dni były świetne - akurat miałem urodziny i zrobiła mi fajną niespodziankę - przyszła z jej mamą i moją mamą i z tortem - był znajomy fajnie spędziliśmy wszyscy wieczór. Czyżby coś się ruszyło ?
Czy podołam temu nie wiem - to okropne uczucie być tak rozdartym.
napisał/a: muslina 2015-05-04 11:00
Szczerze- nie pchałabym się w to. Miałam 3,5 roku związku w którym każda pierdoła kończyła się kłótnią i nawet gdy już przytakiwałam dla świętego spokoju to trzeba było ciągnąć temat, nawet i miesiącami. Cośtam opisywałam w swoim pierwszym poście na tym forum nawet. Lepiej zakończyć to teraz niż po 10 latach kiedy będzie trudniej a Ty będziesz chodził struty psychicznie, odcięty od rodziny, manipulowany przez żonę i nieswoje i zalkoholizowany na smutki.
Nope Nope Nope.

I to samo złudzenie co zawsze- jeden, dzień dwa lepiej, podczas któego stwierdzasz że jednak się zastanowisz, że się zmieniła, a za tydzień awanturka dla rozrywki.