Wypalone uczucie? Chcę to naprawić, ale nie wiem jak...

napisał/a: chytrusek 2015-07-07 22:04
Witam wszystkich serdecznie!
Postanowiłem napisać na tym forum, ponieważ liczę, że ludzie przebywający na tym forum postarają się mi pomóc, wyrażając swoją opinię, nie mówiąc tak po prostu "zakończ to, z tego już nic nie będzie".

Mam 18 lat, ona 17. Poznaliśmy się 8 miesięcy temu, od 3 jesteśmy parą. Na początku widywaliśmy się przeważnie w autobusie, a nieco rzadziej po szkole. Początkowo tylko na "cześć" i ewentualne pytanie typu "jak mija dzień?" itp. Zaczęliśmy ze sobą pisać, spotykać się po szkole, a trzy dni przed rozpoczęciem związku zaprosiłem ją do kina i miło spędziliśmy ten czas, wyciągnęliśmy wnioski, że chcemy więcej, powinniśmy więcej się spotykać - w końcu powiedziałem jej, że mi się podoba, ona spytała, czy to samo zauważyłem u niej. Następnego dnia się spotkaliśmy i rozpoczęliśmy ten piękny czas.

Pierwszy miesiąc - wiadomo, słodko, można by rzec - aż za słodko. Nie przejmowałem się niczym, byłem w stanie poświęcić wszystko dla czasu i rozmowy ze swoją dziewczyną. Spotkania po szkole, przepełnione wyznaniami uczuć (tak, oboje to czuliśmy), całowanie, przytulanie itp. SMS-y pełne wyznań, jak bardzo siebie potrzebujemy, jak bardzo chcemy być ze sobą itp. Później pojawiały się różne smutki i wątpliwości, kiedy ona powiedziała, że się nieco zmieniłem (bardziej nerwowy itp.). Jako że jestem wrażliwy mocno przyjmowałem do siebie wszystkie zmiany i dziwne rzeczy, jednak ona to akceptowała i mi pomagała. Spotykaliśmy się, dzięki czemu znowu wracaliśmy "do siebie", wszystko było dobrze.

I z rozpoczęciem wakacji zaczęła się tragedia. Byłem przytłoczony obowiązkami związanymi m.in. z moim załatwianiem prawa jazdy, nie potrafiłem się skupić i cieszyć się z naszego związku. W zeszłym tygodniu moja sprawa z prawem jazdy mocno się skomplikowała, przez co bardzo się denerwowałem. Nie potrafiłem odpisywać normalnie na jej SMS-y, w duchu czułem zmęczenie i takie dziwne uczucie, że nie potrafię już jej tak szczerze powiedzieć, że ją kocham. Postanowiliśmy o tym porozmawiać, w SMS-ach dalej mnie wspierała i mówiła, że mimo wszystko wciąż to akceptuje, jednak nasza rozmowa telefoniczna chyba diametralnie zburzyła podwaliny naszego związku... powiedziałem jej, że nie potrafię jej już powiedzieć, że ją kocham. W sercu po prostu czułem wypalenie i zmęczenie. Bardzo ją to zabolało i doszliśmy do wniosku, że może lepiej będzie trochę poczekać. Następny dzień nic nie zmienił, przestałem "to" czuć nawet odbierając SMS-y... choć rozmawialiśmy tak bardziej na luzie, to gdy pojawił się ten osobisty temat, ona się zdenerwowała i powiedziała, żebym nic już nie pisał i że mam się zastanowić co czuję i czy chcę z nią być, bo ma dość życia w niepewności.

Chwilowo urwaliśmy kontakt, biłem się z myślami. Wiedziałem, że nie chcę być do niczego zmuszany, ale bardzo się przeraziłem tego, że to wygląda tak, jakbym po prostu przestał kochać i że nic z tego nie będzie. Po dwóch dniach od tego wydarzenia napisałem do niej, że chcę z nią być i że jestem pozytywnie nastawiony do tego, bo zawsze rozmawialiśmy o problemach i obiecaliśmy sobie, że będziemy starali się naprawiać. Początkowo była nieco zrażona do mnie, co później argumentowała tym, że przez czas, w którym nie pisaliśmy, pogodziła się z tym, że z nią zerwę i że wolała się nie łudzić... bardzo mnie to zabolało. I wtedy można powiedzieć, ze straciłem już taką pewność i nie wiedziałem, jak to się potoczy. Oboje powiedzieliśmy, że spróbujemy, a gdy ona powiedziała, że boi się, że taka sytuacja się powtórzy, odparłem, że raczej każdy się boi i że nie można być niczego pewnym w życiu.

Teraz znowu czuję w sercu taką pustkę. Chcę z nią być, ale nie potrafię wyrazić w żaden sposób swojego uczucia. Dzisiaj rozmawialiśmy przez telefon i zauważyła później, że byłem dla niej jakiś taki zimny, myślę, że znowu ją to zabolało, ponieważ obecnie unika kontaktu... nie jestem w stanie patrzeć na nasze wspólne zdjęcia, czytać starych SMS-ów...

Sęk w tym, że chcę z nią być. Jest to moja pierwsza dziewczyna i spędziłem z nią naprawdę miłe i przyjemne chwile, ale boję się, że wydarzyło się za dużo, żebym mógł znowu spokojnie mówić jej, że ją kocham. Nawet bardziej boję się, że się rozejdziemy, ponieważ zraniłem ją jak nigdy swoimi głupimi przemyśleniami... starałem się ją kochać, ale nie udawało się. I zawsze, gdy miałem jakieś wątpliwości, ona pomagała mi je wyperswadować i gdy się spotykaliśmy, nie odczuwałem żadnych wątpliwości tylko to, że ją kocham. Teraz nie ma na to szans, nie potrafię się skupić, raz przez głowę przejdą mi myśli, że się nam powiedzie, ale teraz obecnie jestem pesymistycznie nastawiony, że nam się nie uda...

Co robić? Czy ten związek ma szanse? Czy da się ponownie odczuć, że się z kimś jest i starać się odbudować uczucie, na którym budowało się związek?

Jeśli coś jest niejasne, to mogę śmiało dopowiedzieć. Dziękuję wytrwałym za przeczytanie tematu i zapoznanie się z moim problemem... ale proszę też o przemyślane odpowiedzi.
napisał/a: errr 2015-07-08 08:25
napisal(a):ale boję się, że wydarzyło się za dużo, żebym mógł znowu spokojnie mówić jej, że ją kocham.
ale co właściwie się wydarzyło?
za dużo mielesz ozorem.
Baw się, ucz się, poznawaj dziewczyny i zostawiaj, pozwól im się nauczyć, że nie wyżywa się bezkarnie na drugim człowieku, z czasem pojmiesz również, że po pierwszym gorszym dniu nie leci się do dziewczyny z wyznaniami typu nie wiem co do ciebie czuję.
I może popracuj troszkę nad sobą. Nad umiejętnością radzenia sobie z problemami.
Ech, DDD, wszędzie te Dorosłe Dzieci... plaga jakaś.
napisał/a: chytrusek 2015-07-08 11:00
errr napisal(a):
napisal(a):ale boję się, że wydarzyło się za dużo, żebym mógł znowu spokojnie mówić jej, że ją kocham.
ale co właściwie się wydarzyło?
za dużo mielesz ozorem.


"Że wydarzyło się za dużo" - że po tym wszystkim, po tych rozmowach, po tym jak jej powiedziałem, że nie czuję do niej tego co wcześniej, nie będzie już tak samo i każde następne dni razem będą pełne wątpliwości, czy to jednak to i że się nie uda.

napisal(a):z czasem pojmiesz również, że po pierwszym gorszym dniu nie leci się do dziewczyny z wyznaniami typu nie wiem co do ciebie czuję.


Właśnie myślę, że to był największy błąd. Gdybym na przykład powiedział, że jestem zmęczony i nie chce mi się rozmawiać, to by wszystko z czasem przeszło i wróciło do normy. Teraz cały czas są wahania emocjonalne, ona zauważa, że jak rozmawiamy, to jestem dla niej zimny i że nie dostrzegam tego, jak w tej sytuacji czuje się ona, tylko skupiam się na sobie - czuła odrzucenie do niej z mojej strony. Pytała mnie też, czy ją kocham i rzeczywiście w pewnym momencie czułem się szczęśliwy, gdy uwierzyłem że się uda i czułem "to", na co ona odpowiedziała, że muszę być tego pewien i że pewnie sam nie wiem, czy chcę z nią dalej być.

Co powiecie o tej sytuacji jak teraz, że chcę bardzo z nią być i pielęgnować związek. Ona też, tylko nie wiem za bardzo, czy moja obecna sytuacja jest do odratowania... ciężko mi się czyta np. stare smsy i patrzy na wspólne zdjęcia, ale wyobrażam sobie, jak spędzamy ze sobą czas, jak jesteśmy przy sobie itp. Nie wiem, czy tutaj samo poczucie wiary, że się uda pozwoli rozjaśnić sytuację...
napisał/a: errr 2015-07-08 16:05
Do przekonania dziewczyny wystarczy jedna, dwie rozmowy i mnóstwo czułości okazywanej przy każdej okazji.
Żeby przekonać Ciebie, że to się da uratować?
wymiana mózgu;)
Spróbuj zapomnieć o tym co jej powiedziałeś i każdy dzień traktuj jakby był tym pierwszym.

Może nie wyznawajcie sobie tak od razu miłości po 3 wspólnych, burzliwych miesiącach. To troszkę za wcześnie. Na tym etapie się nie kocha tylko jest się zauroczonym.
napisał/a: chytrusek 2015-07-08 20:00
Zdaję sobie sprawę, że ciężko będzie wrócić do tego, jak było wcześniej... niby uważam, że jak porozmawiamy, spróbujemy okazywać sobie czułość (ale nic na siłę, stopniowo) to może uda się to odbudować, albo nawet rozbudować :) ... ona tak samo cierpi po tym, a ja staram się uspokoić i myśleć pozytywnie.

Na razie czuję się dziwnie po tym wszystkim, chcę z nią być, ale trudno mi na razie okazywać uczucia... tęsknię za nią, za tamtymi dniami, ale nie chcę też na siłę pisać żadnych rzeczy typu "chcę, by było jak kiedyś", "chcę to wszystko naprawić" bo ona tak samo cierpi i ma dosyć całej sprawy... smutne w tym wszystkim jest też to, że we wcześniejszych rozmowach pojawiały się deklaracje typu "nie zmieniajmy się"... chyba za bardzo się przyzwyczaiłem do tego, jak było na początku (w końcu te 2 'pierwsze' miesiące mocno odbiły się wa moim życiu :)).

Mimo że przez moją głowę faktycznie przechodziły myśli o rozstaniu (ona już nawet wcześniej przyjęła to do wiadomości), to naprawdę nie chcę jej stracić, zresztą tak jak pisałem oboje postanowiliśmy naprawiać takie rzeczy... tylko czy to wystarczy? Na ten moment chciałbym, żeby wszystko to się uspokoiło i żebyśmy znowu czuli, że się mamy i czuć to rozwijające się uczucie, które jest podstawą każdego związku... a potem żeby już było tylko dobrze.

Nurtuje mnie pytanie, czy takie wydarzenia mogą okazać się przydatne w naszej przyszłości? Brzmię pewnie jak jakiś masochista, ale generalnie jestem zdania, że oboje się uczymy w związku....
napisał/a: errr 2015-07-08 21:02
Ech... jeszcze raz.
Jesteście ze sobą zaledwie 3 miesiące, w tym czasie zdążyliście się już kilka razy rozstać, zdążyłeś jej powiedzieć, że nie wiesz co do niej czujesz w końcu sam doszedłeś do wniosku, że nie możesz na "Was" patrzeć a w sercu czujesz pustkę.
Do czego Ty chcesz wracać?
Po trzech miesiącach Tyś powinien świata poza nią nie widzieć a nie zastanawiać się jak wskrzesić trupa.

Masz schizofrenię, z jednej strony próbujesz uspokajać, że będzie dobrze, że będzie jak przed dwoma miesiącami i inne pierdoły z komedii romantycznych a z drugiej jesteś zimny, pusty i robisz wszystko, żeby ją do siebie zniechęcić...
Podejmij wreszcie jakąś decyzję, albo chcesz z nią być albo nie zawracaj jej głowy.
Jesteście zbyt młodzi stażem na takie jazdy.

i idź na leczenie dla Dorosłych Dzieci. Dobrze Ci to zrobi.

chytrusek napisal(a):Nurtuje mnie pytanie, czy takie wydarzenia mogą okazać się przydatne w naszej przyszłości? Brzmię pewnie jak jakiś masochista, ale generalnie jestem zdania, że oboje się uczymy w związku....
dobrze by było gdyby Cię to nauczyło nie wyznawania uczuć na tak wczesnym etapie.
napisał/a: chytrusek 2015-07-08 22:32
Nie rozstaliśmy się ani razu, jesteśmy razem. Fakt, że w ostatnich dniach pojawiały się w głowach te tematy, ale to do żadnego rozpadu nie doprowadziło.
napisał/a: errr 2015-07-09 09:38
chytrusek napisal(a):Spotykaliśmy się, dzięki czemu znowu wracaliśmy "do siebie", wszystko było dobrze.
to co kryje się za tym zdaniem?
napisał/a: chytrusek 2015-07-09 10:36
Tutaj źle to określiłem ;) chodziło o to, że czasami bywały dni, w których pojawiały się wątpliwości i - przez mój wrażliwy charakter - wyolbrzymianie rzeczy, które tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia. I dopiero kiedy się spotykaliśmy i spędzaliśmy razem czas, to wszystko to mijało i znowu myśleliśmy tylko o nas (o to chodziło z tym "do siebie" - fakt, nie umiem jasno budować zdań...).

[ Dodano: 2015-07-09, 20:04 ]
errr napisal(a):Do przekonania dziewczyny wystarczy jedna, dwie rozmowy i mnóstwo czułości okazywanej przy każdej okazji.
Żeby przekonać Ciebie, że to się da uratować?
wymiana mózgu;)
Spróbuj zapomnieć o tym co jej powiedziałeś i każdy dzień traktuj jakby był tym pierwszym.

Może nie wyznawajcie sobie tak od razu miłości po 3 wspólnych, burzliwych miesiącach. To troszkę za wcześnie. Na tym etapie się nie kocha tylko jest się zauroczonym.


errr, zaciekawiły mnie te Twoje słowa :)

Rozmawiamy (piszemy) z dziewczyną. Chcę z nią być i mówimy sobie, że staramy się to naprawić, bo za dnia czuję po prostu, że potrzebuję jej i ona tak samo chce ze mną być. Fakt faktem, że sytuacja nie wygląda jasno, bo mocno nas uderzyła.

Duży problem widzę w tym, że nie potrafię myśleć pozytywnie... humor i nastawienie do sprawy mi się zmienia masakrycznie, raz czuję, że wszystko będzie dobrze jeżeli spróbujemy, a raz nawet nie tyle zrezygnowanie, co poczucie, że się nie uda... za dużo myślę, ale to już jest chyba kwestia mojego charakteru. Problem w tym, że jest on zgubny w tym przypadku i nie naświetla sprawy...

Ja chcę z nią być i tego jestem pewien i wiem, że ona też, tylko wygląda na to, że moja sytuacja to jak błądzenie przez wahania nastroju... :(

A co do Twoich słów, to czy myślisz, że rozmowa tutaj spróbuje załatwić sprawę? Mówienie sobie o uczuciach, jak się czujemy? Nie żeby rozpamiętywać i rozdrapywać rany czy wskazywać winnych, tylko po prostu - rozmawiać o tym? Pragnę okazywać czułości... i ogólnikowo pytając - myślicie, że sytuacja podobna do tej (spadek uczucia, niechęć pisania i niepewność uczucia, przez co zrażenie do siebie drugiej osoby i myśli o zerwaniu, jednak obie strony chcą ze sobą być i naprawiać) może umocnić relację i z czasem poprawić sytuację?