Zabójcza dla związku odległość?

napisał/a: Gastolek 2014-04-12 21:13
Witam was forumowicze, jak większość osób tutaj szukam jakiejś porady i szerszego spojrzenia na mój problem, gdyż sama nie wiem co o tym myśleć.

Z moim chłopakiem jestem prawie trzy lata ( w czerwcu) Ja mam 21 lat on 24. Mieszkamy w dwóch różnych miastach, między nami jest jakieś 50km odległości. Na początku nie stanowiło to żadnego problemu, ja chodziłam to technikum on pracował. Czasem wpadałam do niego na parę godzin po szkole, wszystkie weekendy do rana były nasze. Jakoś się to kręciło byłam szczęśliwa, co prawda nie zaczęło się od wielkiej miłości ale przyszło z czasem :) Mieliśmy wiele wspólnych tematów, czułam się w jego towarzystwie swobodnie.

A teraz? Teraz studiuje zaocznie i pracuję w tygodniu po dziewięć godzin. On znalazł dobrą prace na trzy zmiany. Nie raz dniówki układają się tak, że nie możemy ze sobą nawet porozmawiać przez telefon. Widujemy się raz w tygodniu, można powiedzieć w przelocie. Przyznaje się strasznie świruje z tego powodu, wiem, że to nie jego wina ale moja też nie! Mam przez zły humor i nie chce tego ukrywać (mój chłopak jest zupełnie odmiennego zdania - "pozytywne nastawienie" unikanie tematu i udawanie, że jest ok. Może jemu jest. Nie wiem).

Ostatnio mam wrażenie, że przez te rzadkie spotkania już nas nic nie łączy. Nie mamy o czym rozmawiać, są to jakieś totalnie beznadziejne gadki szmatki o pogodzie, co jadłeś na obiad, jak minęło w pracy wgl tego nie czuje. Tęsknie bardzo za spotkaniem z Nim ale jak już się zobaczymy, nic się nie dzieje, nie mamy o czym rozmawiać, nie mamy nic konkretnego do zrobienia w swoim towarzystwie. Monotonia.

Tłumacze to wszystko odległością ale nie wiem czy o to chodzi. Może odległość to tylko gwóźdż do trumny naszego związku oO Ostatnio chciałam to skończyć ale po prostu nie wyobrażam sobie życia bez niego. Często wspominam też o zaręczynach, przyznaje się bez bicia trochę naciskam. W mojej głowie jest idealny plan, weźmiemy ślub, zamieszkamy razem (przed ślubem nie ma opcji) i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Tylko jeśli to nie kwestia odległości a nasz związek po prostu się rozpada, bo się wypaliliśmy i do siebie po prostu nie pasujemy?

Co zrobić w tej sytuacji? Ja nie widzę żadnego dobrego wyjścia :(
napisał/a: e-Lena 2014-04-12 21:21
Napisałaś, że nie wyobrażasz sobie mieszkania przed ślubem, ale w sytuacji kiedy praktycznie nie widzicie się na co dzień jest to prawdopodobnie jedyna opcja, żeby się...poznać :)

O ile sytuacja jest przejściowa - na zasadzie "żyjemy sobie na odległość przez kilka miesięcy, a później walczymy razem" - jest ok. Gorzej jeżeli on nie będzie chciał rezygnować dla Ciebie ze swoich planów, a Ty nie będziesz chciała dołączyć do niego, bo zaczniesz sobie układać życie w miejscu, w którym obecnie się znajdujesz :)

Swoją teorię podpieram praktyką ;) Byłam w takim związku "na odległość", było super jak widywaliśmy się przez kilka godzin co tydzień albo co dwa, byliśmy dla siebie mili (przez kilka godzin można zaciskać zęby) a jego mieszkanie (bo jeździłam do niego) było zawsze wysprzątane. Po dwóch latach takiej dziwnej relacji zamieszkaliśmy razem i po miesiącu nie miałam już złudzeń, że po prostu z nim nie wytrzymam, bo kompletnie go nie znałam ;)

Rozumiem, że wasze gorsze relacje mogą być spowodowane jakimś zrezygnowaniem - chcesz być blisko, ale to jest fizycznie niemożliwe, a gadki przez telefon stają się bez sensu, kiedy nie wiesz jak będzie wyglądać wasza przyszłość - ale jeżeli nie klei się już na tym etapie "ochów i achów", to co będzie dalej?
napisał/a: errr 2014-04-12 21:29
Gastolek napisal(a):Może odległość to tylko gwóźdż do trumny naszego związku
nie macie czasu na rozmowę telefoniczną ale to odległość zabija Wasz związek?
otwórz oczy.
Gastolek napisal(a): a nasz związek po prostu się rozpada, bo się wypaliliśmy i do siebie po prostu nie pasujemy?
relacja potrzebuje pielęgnacji. Nie pielęgnujecie to Wam uczucie usycha.

Wspólne zamieszkanie tylko pogorszy sprawę. Będziecie często wkurzeni, rozdrażnieni ze zmęczenia, w takich warunkach nie da się budować związku.
napisał/a: e-Lena 2014-04-12 21:33
errr napisal(a):Wspólne zamieszkanie tylko pogorszy sprawę..

Akurat wspólne zamieszkanie ze sobą może być cennym poligonem doświadczalnym. Ważne jednak tylko, żeby wcześniej nie formalizowali swojego związku, bo mogą się mocno zdziwić

Gastolek, rozumiem, że to Twój pierwszy związek i nie wyobrażasz sobie życia z kimś innym?
napisał/a: errr 2014-04-12 21:38
e-Lena napisal(a):Akurat wspólne zamieszkanie ze sobą może być cennym poligonem doświadczalnym.
myślisz, że rozpadającemu się związkowi potrzebny jest poligon doświadczalny? :)
szkoda czasu i nerwów.
napisał/a: e-Lena 2014-04-12 21:41
Autorka pisze, że chłopak jest pozytywnie nastawiony
Gastolek, jeżeli czujesz zmęczenie materiału, to po co naciskasz na zaręczyny?
napisał/a: Gastolek 2014-04-12 21:54
Taaak, wydaje mi się, że jemu nadal bardzo zależy (chyba inaczej by ze mną nie wytrzymał). Mi też zależy to nie jest mój pierwszy związek, ostatni zakończyłam, chociaż byłam zakochana po uszy - przeryczałam pół roku ale wiedziałam, że to bez sensu. Ja po prostu chciałabym, żeby było normalnie, żebym mogła do niego wpadać po pracy, żebyśmy mieli wspólne sprawy do załatwienia, żebym mogła przy nim zasypiać.
Zamieszkanie razem przed ślubem odpada.

Naciskam bo liczę na odświeżenie materiału. Ja chce wierzyć/wierze, że to wszystko jest właśnie spowodowane tą odległością i brakiem czasu ;/
napisał/a: e-Lena 2014-04-12 22:02
Jesteś młodziutka, masz 21 lat, z obecnym chłopakiem jesteś 3 lata, więc zaczęliście być ze sobą jak miałaś jakieś 18 lat - więc nawet jeżeli wydaje Ci się, że macie długi staż, to w rzeczywistości jest to taki okres, kiedy cały czas się zmieniasz, dojrzewasz i "uczysz". Uważam, że Twoje wątpliwości są zupełnie oczywiste, ale mogą wynikać z tego, że chcesz czegoś więcej niż to, co może Ci zaoferować Twój chłopak.

Gastolek napisal(a):Ja po prostu chciałabym, żeby było normalnie, żebym mogła do niego wpadać po pracy, żebyśmy mieli wspólne sprawy do załatwienia, żebym mogła przy nim zasypiać.

Jak ma być normalnie i jak chcesz przy nim zasypiać, jeżeli nie chcesz z nim mieszkać? Dostrzegam konflikt oczekiwań i argumentów

Gastolek napisal(a):Naciskam bo liczę na odświeżenie materiału. Ja chce wierzyć/wierze, że to wszystko jest właśnie spowodowane tą odległością i brakiem czasu ;/

Tak samo uważają kobiety, które myślą, że najlepszym lekarstwem na sypiące się małżeństwo jest "zrobienie sobie" dziecka. Jest to założenie wysoce błędne.
napisał/a: Gastolek 2014-04-12 22:23
O nie, oczywiście, że chce z nim mieszkać. Po prostu wiem, że przed ślubem to nie możliwe. Rodzina, jego przekonania takie tam szczegóły. Po ślubie mamy wszystko ustalone. On zamieszka u mnie, będziemy budować dom w jego okolicy :) Wszystko mi mówi, że zaręczyny w święta. Ślub za jakieś 2 lata. Cieszę się na tą myśl ale mam jakieś głupie wątpliwości, zapewne spowodowane obecną sytuacją. Albo moją paranoją. Zawsze jak o tym myślę to wychodzi mi tylko jedno - powinnam udać się do psychologa. Ogólnie to jestem zbyt wrażliwa, paranoiczna i mam bardzo niskie mniemanie o sobie, może tym to jest spowodowane a tak naprawdę z moim związkiem wszystko ok? Albo tylko tak to sobie tłumacze a tak na prawdę ze mną ok a związek to rozpadająca się ruina?
napisał/a: Valkiria_ 2014-04-12 22:23
W mojej opinii kolejność -ślub =>zamieszkanie razem jest dość ryzykowne. Czesto zdarza się, ze malzenstwo nie wytrzymuje tej "próby" wspolnego mieszkania no dopiero wtedy wychodza na jaw odrębne przyzwyczajenia, styl życia, oczekiwania..
tego sie nie obserwuje i o tym się raczej nie rozmawia podczas spotkań... A "w praniu" wychodzi, ze do szalu moze doprowadzic nie opuszczona deska w wc, brudne skarpety czy odpływ wanny zatkany wlosami... Stoję na stanowisku, ze dwoje ludzi koniecznie przed powiedzeniem sobie "tak" powinno sie poznać od tej praktycznej, codziennej strony. Bo jak czlowiek nie zdaje sobie sprawy z tego to przychodzi gorzkie rozczarowanie.


Aczkolwiek nawiązując do tematu a nie idei - związek jest ogrodem. Bez doglądania - usycha. Obydwoje sobie odpusciliscie z partnerem. Od was zależy co dalej. Byc może doszliście do rozstaju wspolnej drogi - tego nie wiemy. Szczers rozmowa to podstawa - o oczekiwaniach, o tym co dalej. Zamiatanie problemow pod dywan nie jest absolutnie żadnym rozwiązaniem. Wydaje mi sie, ze doszliscie w związku do takiego momentu w którym nie ma juz nic do stracenia - postaw kawę na ławę ze jeśli nie dojdziecie do konstruktywnego rozwiązania obecnej sytuacji to bedziecie musieli sie pożegnać. Jak wam na sobie jeszcze zależy, to zepniecie pośladki i obydwoje bedziecie walczyć
napisał/a: e-Lena 2014-04-12 22:28
Gastolek, masz dopiero 21 lat, skąd takie ciśnienie na ślub? To tak ważna decyzja, że nie powinno się jej motywować tym, że tylko wtedy będziecie mogli być razem
Poza tym piszesz, że życie na kocią łapę jest niemożliwe przez niego i jego rodzinę. A czy to oni będą Cię później "ratować" jak się okaże, że to jednak nie to?
napisał/a: Gastolek 2014-04-12 22:36
No cóż mam dość staroświeckie poglądy :) Kiedyś ludzie wcześniej wychodzili za mąż i nie było mody na mieszkanie razem przed ślubem i dało się? Dało się. Przeważnie. To nie tylko on i jego rodzina podobnie jest po mojej stronie.
Ale pewnie macie racje dziewczyny. Tylko, że ja nie chce przekreślać tego związku. Chce go ratować. Tylko nie mam pomysłu jak to zrobić.