Zostawiła / Zdradziłem / Chcę to naprawić

napisał/a: O_23 2015-03-17 13:37
Moja historia….
już nawet nie pamiętam gdzie był początek i co było pierwsze a co drugie. Nie mieszkamy ze sobą od 6 miesięcy prawie (pewnie to wiesz), nie żyjemy jak małżeństwo od prawie 9....teraz na dodatek Aga wróciła do Poznania (gdzie wcześniej mieszkaliśmy) a ja musiałem się wyprowadzić.. Prawda jest taka, że zespuliśmy nasz związek obydwoje - najchętniej zapadłbym się pod ziemię z tego wszystkiego.
Po kolei - ze względów przeze mnie do dziś nie zgłębionych (nie mówie że jestem bez winy) w 5 rocznicę naszego ślubu Aga stwierdziła że "chyba mnie nie kocha" i "zastanawia się nad wyjazdem do Wawy" . Wiedziałem ze coś jest nie tak ze to słabszy czas, etc. ale myslalem - pojedziemy na wakaje odpocznie od pracy - będzie dobrze. W momencie jak na mnie to spadło, jej słowa że chyba mnie nie kocha - to miałem różne myśli powiem tak. Nie mogłem spać, jeść, myślałem że to koniec świata. Jedyną odpowiedzią od Agi było "nie wiem" i "daj mi spokój" Stawałem na głowie żeby coś z tym zrobić - jestem zadaniowcem - ok jest akcja - trzeba działać. Ani nie chciała na terapię ani na wakacje ani na nic. Była jak czołg – jak taran…. Grochem o ściane. Nie pamiętam już jak przeżyłem wrzesień - dużo płakałem to na bank. Psychoterapia wjechała błyskawicznie. 1 pażdziernika Aga wyjechała. DZień w którym zatrzymala się ziemia dla mnie. Koniec miłości mojego życia. Nie rozumiałem czemu, dlaczego, po co. W miedzyczasie szukałem odpowiedzi (brzydzę się sobą) - telefon Agi (zastanawiała się nad swoimi uczuciami do kolegi po weselu na którym byli razem...), spotkania z jej koleżankami. Jakieś odpryski że myśli o kimś innym, że nie może mnie znieść. Z dnia na dzień z najlepszego przyjaciela stałem się wrogiem. Z kolesia który gadał z Agą o wszystkim i konsultował wszystko - człowiekiem który dowiadywał się na końcu (np. o tym, że załatwiła sobie pracę czy mieszkanie w Waw). W ciągu krótkiego czasu z fajnego związku kompletna ruina. Nie poddałem się - telefon/ mail/ spotkania - przecież musi mi coś powiedzieć - przynajmniej czego ode mnie oczekuje. W odpowiedzi - mega agresja i złość jakbym był winien wszystkiemu (może tak było? nie wiem). W każdym razie kolejne próby spotkań kończyły się jakimś koszmarem gdzie dowiadywałem się że jestem taki i owaki, że mam jej dać spokój – bez nadziei bez żadnej szansy. Na pytanie: czy mnie chociaż kochasz - padała odpowiedź "nie wiem czy cię kocham i nie wiem czy chcę z Tobą być" To trwało sierpień, wrzesień i październik. Bez kontaktu albo z chujowym kontaktem - jedna wielka jazda. No tu wchodzi najgorsze - czyli ja. Wątek opuszczonego mnie i biednego (jak z Hollywood) podłapała dawna (jej) koleżanka. Domyślacie się co będzie dalej...Wspólne bieganie, pomóż mi skręcić szafę, etc. W końcu propozycja wyjazdu z ekipą na krótkie wakacje - zgodziłem się (nie wiem dlaczego do dziś…). Nie wiem co sobie myślałem, że mogę być szczęścliwy, że skoro Aga mnie nie chce wykorzystam szansę, nie wiem co myślałem. Okazałem się słabym człowiekiem MAX......Wyjechałem na te wakacje i jak sami się domyślacie – romans. Trwał równo 4 tygodnie. Zakończyłem to na początku grudnia definitywnie, bo przestraszyłem się podwójnego życia, kłamania i tego że przecież kocham Agę (wiem jak to brzmi jak to się czyta - ale takie miałem jazdy). W miedzyczasie z Agą coraz lepiej, spotkanie, dotknięcie za rękę, takie tete-a-tete małe. Przyjechała na wknd do Poznania, poszla ze mną na imprezę. Na potrzeby własnej terapii miałem termin - albo aga wróci do mnie (jak to wogole brzmi) do konca roku albo jakas decyzja. W efekcie postawilem jej ultimatum jak bylismy na nartach w swieta razem (tamten „skok” był już zakończony definitywnie), ktore ona odrzucila. Chcialem pokazac ze jestem silniejszy i jak walne w stol – sami rozumiecie....że nie będzie tak jak ona chce, że to nie ona teraz dyktuje warunki, tylko ja. W każdym razie 30 stycznia jechalem do wawy z Poznania "rozstac się z Agą" - chciałem zagrać va bank. Nie wiedziałem jak (mega egoizm - teraz to widzę) mogę Agą wstrząsnąć, żeby wróciła. Nie moglem juz dluzej tego zniesc. nie wiem czy mi wierzycie ale jechalem rozstac sie kochajac ja na maxa. Popaprane. Pierwsza szczera rozmowa od 10 miesiecy - ryczenie przez 3 godziny i jedna mysl w glowie. To sie da uratowac, kocham Age i chce z nia byc. Sylwestra i nastepne dni spedzilismy razem. Bylo dobrze ale bardzo nieufnie...krok po kroku. Ja wycofalem sie z jakiegokolwiek ultimatum nie wiedzac czy ona wroci do Poznania czy nie, ona wycofala sie z mowienia o moim wyjezdzie do Egiptu (powiedzialem jej na samym poczatku z kim jade - uznalem ze tak bedzie fair) Jakos zaczynalo byc dobrze. W dniu w ktorym Aga chciala mi powiedziec o powrocie do Poznania przegrzebala mi telefon i znalazla stara FB'kowa korespondencje z tamta laska (ma-sa-kra). Byly tam slowa o milosci, uczuciu. Dalej tez mozecie zgadnac co sie wydarzylo. Wywalila mnie z chaty. Nie chce mnie znac, spotkaliśmy się dwa razy – mowi ze chce rozwodu i chce rozstania. Jest mega agresywna. Moje kajanie się nic nie daje, kwiaty, cisza, zejście z drogi. Trudno mi pojac ogrom cierpienia jakie jej zadalem i wiem ze musze to w samotnosci odpokutowac jakos. Z calego szajsu jaki wypowoedzialem do Agi prawdziwe jest to co mowie teraz: bardzo zaluje, chcialbym to wszystko cofnac i naprawde nie potrafie wytlumaczyc wszystkich swinstw ktore zrobilem. A sa zgliszcza, na ktorych ja chce zbudowac cos nowego - a ktore Aga chce zaorac. Ma do tego pelne prawo. Chce zeby byla szczesliwa i jesli taka jest droga do tego to choc nie wyobrazam sobie zycia bez niej - nic na to nie poradze. Bede walczyl do samego konca - nie poddam sie, bo tylko tym teraz zyje, tym oddycham...Aga zgodzila sie pojsc na 3 spotkania terapeutyczne choc na nic innego - trudno mi widziec to jako nadzieja bo wczesniej powoedziala ze jej nie ma, ale byc moze odpowiemy sobie na jakies pytania i byc moze ukoi to troche jej zlosc. Na to licze - nic wiecej. 2 spotkania są za nami…
Spotkanie 1: Ciezko to widze. Aga powiedziała wprost, ze chce sie rozstac na 90% jest tego pewna. Mimo to przejdziemy przez te spotkania do konca (mam nadzieje). Terapeutka mocno sie skupila na Adze i tym ze nie mowi o swoich potrzebach. Byly lzy po obu stronach i duzo emocji, gadamy o etapach naszego kryzysu: Poznan, dziecko (mamy problem z zajściem w ciążę), zdrada. Kolejne spotkanie w poniedziałek, potem w czwartek. Najwazniejsze to co wydarzy sie na koncu chyba - jakie beda ustalenia po tych 3 sesjach. Na koncu wyszedl kwas, bo pani psycholog jest z polecenia mojej psycholożki o czym Aga sie dowiedziala (nie ukrywalem tego ale dzisiejszy meet byl pierwszy i ta laske widzialem pierwszy raz na oczy!!!!) i stwierdzila że wszystko jest ustawione przeze mnie a laska nakrecona negatywnie na Age. - rece opadaja.... Nie mam juz sil na kolejne spiskowe teorie i walke z nimi. Co ma byc to bedzie.
Spotkanie 2: Nie oceniam calosci jeszcze. Aga przyszla mocna i silna ja bylem slaby niestety. Terapeutka pozwolila nam duzo mowic i wyszlo tak, ze znaczna czesc odpowiedzialnosci jest moja. Musze to przyjac. Aga powiedziala ze nie chce zadoscuczynienia w postaci mojego powrotu/bycia z nia i checi udowodnienia ze moze byc lepiej teraz - powiedziała, ze to nic dla niej nie znaczy a sama nie wie czy w ogole mi ma cos zadoscuczyniac. Mocne i bolesne. Aga dzis miala mocna i swoja wersje tego co sie stalo. Nie chce innych spotkan poza ostatnim przelozonym na piatek. Nie wiem co bedzie dalej - przy aucie powtorzyla ze nie teskni za mna, nie chce kontaktu i tego w ogole nie widzi (na dzien dzisiejszy). 99% ze powtorzy to w piatek. Ale: wiem wiecej, wiem co ona o tym mysli wszystkim i to jest na dzis i teraz jedyna pozytywna rzecz z tego wszystkiego.
Spotkanie 3: najbliższy piątek – Aga nie chce więcej spotkań, jedzie na narty na tydzień. Czekam co to spotkanie przyniesie i mam nadzieję, że jakieś (jakiekolwiek) rozwiązanie. Dla mnie najgorsze jest to zawieszenie – to jest masakra….
Co mam powiedzieć jeszcze – najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że zakończy się to tak – że Aga powtarza „nie zostawiłeś mi żadnej opcji” i „to twoja wina” – to jej mechanizm obronny. Ma do niego prawo – nasza historia nie jest jednak 0-1, o tym co było w czerwcu, lipcu czy październiku Aga nie chce rozmawiać. Dałem jej mocny argument do ręki – zdradę. Tylko to dla niej się liczy i tylko wokół tego zbudowała swoją złość. Mea culpa – z drugiej strony czuję się tak, jakbym dając jej ten argument pozwolił jej odejść. Ona chciała tego latem i jesienią – mówiła o tym, ze mnie nie kocha. Wtedy to była sytuacja – ja ją kocham na maxa, ona mnie nie i wszystko się rozwala (dysproporcja). Teraz jest: ja ją zdradziłem, ona mnie nie kocha – jest winny. Jest łatwiej tak. Wróciłem do punktu wyjścia – tego z sierpnia. Jak dawałem Adze prezent na 5-rocznicę ślubu to wypaliła do mnie „że chyba nie chce ze mną być”. To było OSIEM miesięcy temu. Jestem znowu w tym punkcie, tyle że z bagażem zdradza cza, gnoja, chuja, wstaw tu co chcesz. Właśnie dociera do mnie to, że Aga po prostu nie chciała ze mną być wtedy i teraz. Z tą różnicą, że teraz jej jest dużo łatwiej….
Moim podstawowym problemem jest to ze ja zepsułem to…., wina jest moja ale nie tylko. Nie jestem zdradzaczem Aga ani żadnym Casanovą. Popełniłem wielki błąd i zrobiłem Adze wielką krzywdę – w odwecie…nie wiem bo wydawało mi się że ona mnie nie chce….Usprawiedliwiam się. Tak czy inaczej wygląda na to, że wszystko jest już stracone. Z jednej Aga na spotkaniach mówi mi że to koniec, że nie widzi nas dalej po tym co jej zrobiłem. Ja przyjąłem taktykę zbitego psa i leczę doła już lekami… Aga ma władzę nad wszystkim. Spotkanie – kiedy ona chce, rozmowa tylko zdawkowa o technicznych tematach – nie chce mnie znać, nie chce nawet moich przeprosin sluchac. Prosze ja tylko o szanse i nie chce mi jej dac..... Tak zepsułem i chcę to naprawić ale do tego trzeba nas 2 – ona chyba nie chce już, chyba już jest za późno. Ja uważam, że się da i mam nadzieję….tylko to mi zostało. W każdym razie będę walczył do końca. To moja subiektywna historia – raczej w dużym uproszczeniu. Nie muszę mówić ile osób się ode mnie odwrócilo – łatka zdradzacza żon jest mega łatwa do naklejenia i turbo trudno trudno schodzi.

Poradźcie - czuję się z tym bardzo samotny....
napisał/a: Valkiria_ 2015-03-17 15:53
Twoja żona układa sobie życie bez ciebie w innym mieście za twoimi plecami, pisze do koleżanek o jakimś gościu do którego coś poczuła a z którym była na weselu (sic!), pisze też ze myśli o kimś innym a ciebie nie może znieść, zostawia cie i wyjeżdża praktycznie bez słowa wyjaśnienia, nie chce iść na terapię "bo nie", a ty masz wyrzuty sumienia i ona nie może Ci wybaczyć romansu....?
Może jestem jakaś dziwna ale dla mnie to kosmiczna sytuacja. Ile bym walczyła o małżeństwo to bym walczyła ale z pewnością nie robiąc z siebie wycieraczke i kiedy na dobrą sprawę małżonek nie raczy powiedzieć o co chodzi.
Wpakowałes się w totalnie żałosna sytuacje, a jak przyjdzie do rozwodu to cie jeszcze żona puści z torbami boś zdradził (kij że Ty masz pewnie poroże jak stąd na Hong Kong). Szkoda mi w tej całej historii tylko tej dziewczyny z którą żeś się seksił i w której rozbudziles nadzieję na coś więcej, nie mówiąc że wiedniesz z miłości do kogoś kto ma cię w zadku.
napisał/a: O_23 2015-03-17 16:13
Dzięki za odpowiedź. Przedstawiłem sytuację taką jaka jest. Nigdy nie zdradziłem żony, nie myślałem o innej kobiecie, zawsze było wszystko dla niej. Chciała przenieść się z Waw do Poz - rzuciłem pracę i przenieślimy się,
chciała dziecka - bardzo się staraliśmy, wszystko było temu podporządkowane.

Nagle przestałem jej wystarczać - nie wiem...stałem się zbędny a ona zakomunikowała mi że wyjeżdza bez żadnej próby ratowania. To było najgorsze. Myślałem że oszaleję, że zwariuję od tego wszystkiego..miałem złe myśli.

Popełniłem błąd - biorę to na siebie. Jestem tylko człowiekiem. Wydawało mi się , że jak ona mnie nie kocha/nie chce to muszę układać sobie życie od nowa. To było także złe że za szybko to się stało - z krzywdą dla tej trzeciej osoby - tu masz rację. Zawsze ktoś traci w takim układzie i tego bardzo żałuję.

Ale prawda jest taka że nigdy nie przestałem kochać Agi i po zakończeniu romansu starałem się ją odzyskać. Wszelkimi możliwiymi sposobami - także stawiając sprawy na ostrzu noża. Nie widziałem innej możliwości. Dzisiaj ona mówi że nie zostawiłem jej wyjścia, że podjąłem decyzję za nią, że to moja wina.

Tak jest w tym i moja wina - ale czuję, że sprawa zakończy się tak, że to ja będe tym najgorszym. Masa ludzi się ode mnie odwróciła i przykleiła mi łatkę zdradzacza////

Ciężko mi jest....zaraz się poddam. Czekam na 3 spotkanie u terapeutki, które (wiem to) i tak niczego nie zmieni
napisał/a: stokrotka211 2015-03-17 16:51
Uwazam, że nie masz o co walczyc, a wina za tą cala sytuacje ponosi Twoja żona. Prawdopodobnie wyjechala do innego faceta, nie ulozylo jej sie i chciala wrocic. Jestem pod wrazeniem ze chcesz taka kobietę. Ja bym jej juz dawno podziekowala. A co do Twojej zdrady , to nie wiem czemu sie obwiniasz. Zona Cie zostawila, miales do tego pelne prawo. Nie wiem czemu sie katujesz, ze jestes winny itp Jakby maz odstawil mi taka akcje i odkrylabym takie rzeczy nie mialby powrotu juz nie mowiac, że w zyciu bym za nim nie latala.Glowa do gory. Jej strata.
napisał/a: O_23 2015-03-17 17:06
dzięki...

byliśmy dwoma twardymi charakterami, ale ten jej wyjazd - jej ucieczka przed problemami czy ucieczka do kogoś bez słowa wyjaśnienia mega mnie zmieniły. Stalem się słaby i kruchy niestety.

wychodzę już z tego powoli - wasze słowa dodają mi sił i dzięki wam za to. Wiesz ze zdradą jest tak - że mogłoby jej nie być - ale się stała, też za nią odpowiadam. Natomiast prawda jest taka, że ona zadziałała tak, że cała wina jest po mojej stronie.

Ona zamknęła się w jakichś chorych teoriach/ spiskowych rzucanych mimochodem. Powiedziała że moje słowa znaczą dla niej tyle co brud na podłodze....zresztą mówiła wiele innych złych rzeczy. Agresja i złość to jest jej paliwo teraz, jej siła napędowa. Przekonanie znajomych o tym, że wyjechała na planowany staż i że wszystko było ok a ja tylko czekałem na taka okazję to tylko wierzchołek góry lodowej.

Koniec końców liczy się to co ona myśli, wie i uważa. Ja nie liczę się w ogóle.

NIe walczę juz o ten związek nie mam siły, walczę teraz o wyjście z tego stanu zawieszenia - o przerwanie tego i złapanie oddechu. Mój największy strach to ostatnia wizyta u terapeutki i brak rozstrzygnięcia - jasnej decyzji czego ona chce.

Kiedy ja złożę papiery - to będzie to czego ona chce, na co czeka i co przypasuje do jej teorii. Nie chcę jej dawać tej satysfakcji a z drugiej strony nie chcę trwać w tym co jest.

Nadzieja umiera ostatnia. Moja umrze w piątek - może wtedy poczuję ulgę....
napisał/a: Hanael 2015-03-17 21:04
Według mnie mentalnie już od dawna nie jesteście razem, wcale nie zdziwiłbym się gdyby miała większe grzeszki od Ciebie. Chociaż nie będę oceniał ponieważ nie poznaliśmy jej zdania dlaczego tak zrobiła i czego jej zabrakło w tym związku.

Bądź mężczyzną i nie zachowuj się jak zbity pies bo to tylko drażni, facet ma być facetem. Stając się uległym możesz wpaść pod władzę osoby, która nie nadaje się do rządzenia ludźmi. Często obserwuję gdy powiedzmy dana osoba zyskuje troszeczkę władzy i jej po prostu odbija. Nie każdy się do tego nadaje.

Nie zmusisz jej do miłości, nawet gdy zgodzi się na Twoją propozycję ratowania małżeństwa. Mimo, że fizycznie będzie z Tobą ale myślami gdzieś daleko i z inną bądź innymi osobami.
Przeanalizuj swój związek i wyciągnij wnioski co poszło nie tak a przede wszystkim szanuj swoją osobę i nie pozwól by Cię poniżano.
napisał/a: O_23 2015-03-17 21:31
Racja....to niestety nie jest takie proste w praktyce, ale wiem ze nie ma juz tego zwiazku. Zyje jakas nirvana czy idealizacja niestety. Chcialbym sprawic zeby niemozliwe stalo sie mozliwe .... Na pewno sie duzo przez to nauczylem. Mysle ze trudne chwile pozegnania sie jeszcze przede mna....Co ma byc to bedzie. Dzieki wam ze to czytacie i odpisujecie! To pomaga.

[ Dodano: 2015-03-18, 15:21 ]
Piszę już to wszystko z perspektywy czasu - po wyjściu z tego doła i potrafię wszystko ocenić dość trzeźwo. Wszyscy macie rację - ten związek nie istnieje i w piątek będzie jego ostatni akord - ostatnie spotkanie z terapeutą, które mam nadzieję przyniesie rozstrzygnięcie (jakiekolwiek).

Póki co chcę się z Wami podzielić moim przygotowaniem do niego. Mam listę winy/pretensji, którą chcę wygłosić - mam do tego prawo - jest to mój rachunek sumienia za wszystko.

Ostatnie spotkanie/podsumowanie

- czego się dowiedziałem od Agi?

1. Aga została przeze mnie bardzo skrzywdzona – nie widzi możliwości bycia razem,
2. Mój powrót i pokazanie jej nowego „ja” nie będzie dla niej żadnym zadośćuczynieniem,
3. Aga mi nie ufa absolutnie – uważa mnie za kłamcę i twierdzi że mnie nie zna,
4. Aga uważa, że nie pozostawiłem jej wyboru – że nie ma żadnego innego wyjścia z tej sytuacji poza rozstaniem,
5. Aga uważa, że nie byłem dobrym mężem – nie spełniałem jej oczekiwań nie będąc dla niej wystarczającym oparciem – oraz nie rozumiałem jej potrzeb.
6. Aga uważa, że sprawy Poznania, dziecka, jej wyprowadzki należy traktować oddzielnie w stosunku do mojej zdrady w listopadzie – „tamto już przegadaliśmy”.
7. Aga uważa, że nie słuchałem jej – nie robiłem tego przed czym mnie ostrzegała lub czego ode mnie oczekiwała
8. Aga uważa, że rozstałem się z nią definitywnie 30 grudnia ze względu na nowy związek.
9. Aga uważa, że dysponuje faktami które wskazują na to że zaangażowałem się uczuciowo w nowy związek.
10. Aga uważa, że taki stan „zawieszenia” nie jest dla nas dobry w żadnym aspekcie.
11. Aga nie chce mojego kontaktu, spotkań, telefonów, wiadomości, kolejnych spotkań na terapii – odczytuje to jako brak chęci na ratowanie tego związku.
12. Że wybacza mi sex i fizyczność, ale nie wybacza mi uczuć i zaangażowania (których nigdy nie było - mój przypis).

- z czym się nie mogę (trudno mi) pogodzić?

1. Z tym, że „nie wie czy mnie kocha” i „nie wie czy chce ze mną być” (nie wiedziała, nie chciała)
2. Z tym, że nie chciała ratować/naprawiać związku na miejscu – razem i zamiast tego podjęła (egoistyczną) decyzję o wyjeździe
3. Z tym, że nie była wobec mnie szczera – że nie wiedziałem o niczym co się dzieje w jej głowie, jej planach – jej przemyśleniach i jej staraniach o pracę w Warszawie/mieszkanie/ucieczkę
4. Że wg mnie myślała o kimś innym i były inne czynniki poza „nami”, które zadecydowały o jej wyjeździe.
5. Że nie wyjaśniła mi tego, że mówiła nie wiem i daj mi spokój/zostaw mnie.
6. Że nie chciała kontaktu – była zła i agresywna jak się spotykaliśmy, mówiła mi jaki ja jestem – była pełna nienawiści do mnie. Nienawiści, której nie rozumiałem.
7. Z tym, że znaleźli się w jej życiu inni ludzie – ważniejsi z którymi dzieliła wszystko a ja nie wiedziałem nic – nie poradziłem sobie z zazdrością,
8. Z tym, że zostałem sam – dla mnie nagle. Z pustką i samotnością – z tym, że wszystko miało być tak jak Aga tego chce. (tu użalam się nad sobą ale tak było - zostałem nagle sam i nie chodzi o jojczenie, po prostu było trudno).
11. Z tym, że Aga wypisała się z małżeństwa – z czegoś od czego się nie ucieka chyba że się nie kocha (to nie są zajęcia z rytmiki że się wypisujesz),
10. Z sobą samym i tym co zrobiłem/co mną motywowało a także z tym, że zgodziłem się na jej wyjazd (nigdy się nie zgodziłem na wyjazd - mówiłem to milion razy, że jeśli chce niech jedzie - nie mam wyjścia, ale nie chcę tego),
11. Z tym, że to się kończy/rozpada i że Aga wyjdzie z tego ze „swoją wizją” całej sytuacji i tego co się stało.
12. Że już jej nie będzie w moim życiu nigdy, że nie będziemy się razem śmiali, planowali, cieszyli się sobą, kochali się, rozmawiali o wszystkim.

- co ja myślę o przyczynach?
1. Brak komunikacji,
2. Brak uczucia/zaangażowania,
3. Egoizm i zbyt silne/trudne charaktery,
4. Przeciąganie liny – rozdawanie kart,
5. 3-cia osoba (fizycznie, mentalnie),
6. Poznań, praca, dziecko,
7. Brak wsparcia,
8. Brak szczerości,
9. Separacja,
10. Przerzucanie odpowiedzialności – strach przed odpowiedzialnością,
11. Upór,
12. Kłamstwo.

Co myślicie - dopisalibyście jeszcze coś - tak na własne przeczucie.....
napisał/a: 1121 2015-03-18 18:34
Masz zamiar bawić się teraz w psychologa i ratować coś, co nie istnieje?
napisał/a: O_23 2015-03-18 18:37
Nie....mam zamiar to podsumowac wlasnie tak w obecnosci psychologa. Tego nie da sie juz uratowac. Chce to godnie i szczerze z szacunkiem zakończyć
napisał/a: Valkiria_ 2015-03-18 18:40
Szacunek w waszej relacji skończył się w momencie kiedy zamknęły się za nią drzwi, gdy opuszczala cie bez słowa...
Im szybciej zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie
napisał/a: 1121 2015-03-18 20:08
O_23, im szybciej to zostawisz i zaczniesz patrzeć do przodu, zamiast obracać się za siebie, analizować i rozpamiętywać tym lepiej dla Ciebie.
napisał/a: O_23 2015-03-19 08:09
Wiem o tym. Zaczynam się z nia żegnać w sercu i w myślach. Czekam tylko kiedy przestane tesknic....bo na razie to nie idzie. W kazdym razie - moze ten piatek zamknie temat w koncu i pozwoli normalnie zyc?