Czy związek trwa tylko kilka lat a potem to już "męczar

napisał/a: jest problem 2011-12-11 00:10
Witam, jestem tu nowy więc witam wszystkich serdecznie!

Najpierw słów kilka o moim poprzednim związku. Trwał on 4,5 roku, z moją ex poznałem się jeszcze przed maturą. To był taki pierwszy poważny związek i dla mnie i dla niej też z tym że ona była dziewicą. Na początku było fajnie. Nie mieszkaliśmy razem. Po jakimś czasie zaczęliśmy sypiać ze sobą ale strasznie trudno było ją do czegokolwiek przekonać.. Pochodziła z mocno konserwatywnego domu , choć z drugiej strony w końcu byliśmy młodymi ludźmi… no cóż ja chciałem coraz więcej, eksperymentować i często uprawiać sex, ale jej zbytnio na tym nie zależało.. Mieliśmy problemy z miejscem, wiadomo jak to w takim wieku ale dla niej nie do pomyślenia było auto albo wykorzystanie chwili jak nie było rodziców w domu. Jak jej mówiłem że mamy taki warunki jakie mamy i jeśli będzie tak podchodzić do rzeczy to będziemy uprawiać seks raz na miesiąc, ona na to „no to trudno”. Nie chce jej tu stawiać w całkiem złym świetle, to była porządna i inteligentna dziewczyna. Był jeszcze jeden problem otóż ona miała podejście do życia które można by wyrazić zdaniem: „o, mam nieogolone nogi dziś…a to założę spodnie zamiast spódnicy”. Rozumiem, że ktoś jest zmęczony etc. Ale ja też muszę sobie golić twarz i choć czasem mi się nie chce lub jestem zmęczony to to robię a nie chodzę zarośnięty jak neandertalczyk :P Lubię jak kobieta o siebie dba, sam o siebie dbam i myślę że to normalne.

Tak, że podsumowując jeśli chodzi o seks to miałem wieczną męczarnie… Nie dopasowaliśmy się temperamentami w ogóle..

Więc po półtora roku, może dwóch bycia razem miałem dość tego związku, ale ciężko mi było zerwać bo to była pierwsza miłość. Zbierałem się z półtora roku z zerwaniem ( w międzyczasie były namowy, starania itd. Ale bez rezultatu). Jak w końcu zerwałem to ona się dziwiła czemu i mówiła, że mnie kocha itd…

Może zabrzmi to egoistycznie ale obiecałem sobie, że nie będę poświęcał mojego własnego zadowolenia z życia erotycznego dla związku, który paradoksalnie bez udanego seksu będzie zawsze niepełny…

Ale po co cały ten wstęp?? Otóż doszedłem znowu do podobnego miejsca z teraźniejszą partnerką…

Mam teraz 28 lat, Ona też. Jesteśmy ze sobą 2,5 roku. Poznaliśmy się jeszcze podczas studiów i na początku nie mieszkaliśmy razem. Okazało się że super spędza nam się czas, dogadujemy się a w łóżku było super. Naprawdę się rozkręciliśmy, mimo że pracowaliśmy i ona wynajmowała mieszkanie ze znajomymi i miała tylko pokój, to nie przeszkadzało nam to. Seks był praktycznie prawie codziennie, często siedzieliśmy do rana prawie, rozmawialiśmy, spaliśmy kilka godzin i było ok. Jestem osobą o dużych potrzebach seksualnych, zawsze tak miałem, jestem bezpruderyjny i wręcz perwersyjny czasami. Jakże zadowolony byłem kiedy okazało się, że moja partnerka uwielbia łóżkowe zabawy, zaczęliśmy używać zabawek, bondage, zabawy z gorącym woskiem… sporo tego było. Równocześnie rozwijając nasz związek w sferze psychicznej i bliskości. Cieszyłem się, że znalazłem kobietę z którą się świetnie dogaduję w życiowych sprawach, mamy podobne poglądy i seks też jest bardzo udany, ona jest zawsze zadbana, sexi się ubiera i jest bardzo kobieca. Po prostu udany związek..

Niestety… Sielanka trwała pół roku….

Teraz już nie pamiętam dokładnie jak to się stało, ale po prostu zaczęliśmy coraz rzadziej ze sobą sypiać. Choć równocześnie zamieszkaliśmy razem i mieliśmy odtąd całe mieszkanie dla siebie. Myślałem, że nasz związek będzie się rozwijał, także seksualnie powoli w końcu dobijamy do 30 a wtedy człowiek osiąga szczyt swojej seksualności (szczególnie kobiety podobno:)

(Nie chcę żeby to brzmiało w taki sposób , że nasz związek obracał się wokół seksu, tak nie było. Uważam nasz związek naprawdę za bardzo udany, świetnie się dogadujemy w pozostałych sprawach, zawsze mamy o czym rozmawiać i jesteśmy świetnymi kompanami dla siebie.)

Akurat nasze zamieszkanie razem zbiegło się w czasie z problemami finansowymi które nam zajrzały w oczy, przez prawie rok było dosyć ciężko, oczywiście równocześnie nasze życie erotyczne zaczęło się kruszyć, nie było żadnych szalonych nocy, wszystkie „fantazyjne” zabawy poszły w odstawkę nie mówiąc o nowych eksperymentach. Moja dziewczyna strasznie zaczęła się dołować tą sytuacją, nie mówię że mnie ona nie martwiła, po prostu ja umiałem to troszkę odsunąć od siebie żeby nie zwariować. Ona miała tak że nie mogła nawet iść do znajomych na imprezę, bo mówiła że nie może się zrelaksować i bawić jak ciągle myśli o tym że mamy problemy. Ale w tamtym czasie nie narzekałem, choć potrzeby miałem ciągle ogromne, bo wiedziałem że seks nie jest najważniejszy, szczególnie w takiej sytuacji. Moja dziewczyna z kolei mówiła, że zdaje sobie sprawę z tego jak się pozmieniało i na pewno jak już nam się ułoży to wszystko wróci do normy.

Na początku 2011 roku wszystko się odwróciło jeśli chodzi o finanse. Nasz problemy minęły. Niestety w seksie nie nastąpiła zmiana. Śpimy w łóżku razem każdej nocy ale praktycznie nie ma seksu, co ciekawe mnie odechciało się nie tylko realizowania fantazji ale seksu w ogóle. Fakt, że bardzo zaangażowaliśmy się w pracę ( co nam daje bardzo dobre pieniądze ale niestety brak czasu, pracujemy praktycznie po 6 dni w tyg - czyli pieniądze szczęścia nie dają :(

Więc jak wieczorem pomyśle sobie że mielibyśmy się kochać to mi się odechciewa i wręcz robię się momentalnie tak zmęczony że zasypiam od razu. Praktycznie nie inicjuje seksu, Ona też nie. I tak sobie trwamy. Od wakacji kochaliśmy się może łącznie ze 3-4 razy ( po 15 minut gdzie dawniej były orgie do rana)nawet jak byliśmy na wakacyjnych wyjazdach to nie było większej ochoty. Co ciekawe myślę sporo o seksie, oglądam prawie codziennie porno, praktycznie codziennie się onanizuję. Żeby do końca wyjaśnić, Ona dalej mi się podoba, chcę z nią być, nie zdradzam jej i nie mam takiego zamiaru, (jestem praktycznie pewien że Ona mnie też nie). Po tym okresie braku pieniędzy nie wróciła już do tego co dawniej, mniej o siebie dba, ciągle jest zmęczona, zimno jej,wiecznie jakieś problemy. Praktycznie nigdzie nie wychodzimy, żadne imprezy, nie udzielamy się towarzysko. Wiem że wynika to pewnie z ilości pracy, ale po pierwsze dawniej też pracowaliśmy i wtedy to jakoś nie przeszkadzało (jak jej to mówię to twierdzi że dawniej była młodsza… no bez przesady miała 25 a teraz 28- jak dla mnie to się tak strasznie nie postarzeliśmy :)a po drugie to może należałoby pomyśleć o tym że owszem będzie miała pieniądze i karierę ale niedługo będzie sama bo ja odejdę, bo zaniedbuje nasz związek( no chyba że jest już na etapie że myśli że nigdy nie odejdę). Powiedziałem jej to i także to że ja mogę zrezygnować z części pracy na naszą rzecz, bo to ważniejsze niż pieniądze, ale ona że nie potrzeba, że damy radę, że pieniądze się przydadzą.
Więc próbuję innych rzeczy, organizuje nam wyjazdy ( średnio co 2 miesiące na weekend), zapraszam ją do różnych miejsc, restauracji ( totalny niewypał bo ona praktycznie bardzo mało jada, dba o linię, więc ja zamawiam obiad a ona sałatkę), robię jej niespodzianki, lubię gotować:) Nie chcę się przeceniać, ale kobiety przeważnie lubią podróże, niespodzianki, miłe kolację itd. A jej pierwsze pytania to zawsze ile to kosztowało? Czy nie za dużo? A po co to? Ciągle żyje przeszłością… W ogóle się tym nie cieszy. A ja mam tego powoli dosyć, staram się o ten związek jak mogę, myślę o naszej wspólnej przyszłości, już sobie znalazłem pierścionek zaręczynowy nawet :P

Ale zrobiło się z nas „małżeństwo z 40 letnim stażem” ( oczywiście w złym tego słowa znaczeniu nikogo nie obrażając), monotonia i jak sobie pomyślę że tak ma być przez resztę życia to się załamuję ( a może tak jest że po 30 to już z górki, kapcie, tv i po młodości??).Planowałem już rodzinę z nią, kocham ją, znam jej rodziców, rozmawialiśmy o ślubie ( luźno na razie) i dzieciach(ona twierdzi że musi się już trochę śpieszyć bo zegar biologiczny) ale nie chcę żeby było tak że obudzę się z ręką w nocniku za 20 lat, z dziećmi, że oto nie jestem szczęśliwy i nie realizuję się w sferze seksualnej. I co, będę się rozwodził i zaczynał od nowa mając 48 lat?

Mam wrażenie, że ona jakby cofnęła się w rozwoju seksualnym, że jak jej powiem jakie mam jeszcze w seksie pomysły, co bym chciał jeszcze zrobić ( jak mówiłem myślałem zawsze że nasz związek będzie się pod tym względem rozwijał) to mam wrażenie, że albo powie mi że jestem nienormalny i zboczony, albo co gorsza powie że nie ma mowy żebym kiedykolwiek takie rzeczy od niej dostał ( skądinąd już ją dobrze znam i wiem z góry, że raczej na niektóre rzeczy się nie zgodzi, choć kiedyś była taka otwarta) co praktycznie postawi mnie pod ścianą, bo chcę być spełniony pod względem seksualnym, ale równocześnie gdyby odeszła stwierdzając że jestem zboczonym wariatem to bym sobie wyrzucał, że straciłem wspaniałą kobietę przez własne żądze…

I teraz wrócę do początku.. I właśnie zaczyna mi to teraz przypominać mój poprzedni związek, mam swoiste deja vu, nie chcę żeby było tak że „pociągniemy” tak jeszcze kilka lat a potem i tak się rozstaniemy.

Stąd moje pytania:

Czy ja za dużo oczekuję? Może powinienem dać sobie na wstrzymanie, uznać że takie jest życie i generalnie nie można mieć wszystkiego, pogodzić się z tym i mieć kochającą i wspaniałą żonę i dzieci ale być pewnie do końca niezadowolonym z seksu( może sobie kupię sportowe auto i jak się przejadę po autostradzie z 240 km/h to mi adrenalina skutecznie będzie seks zastępować??)

A może nie jestem stworzony do związku i po prostu zawsze będzie tak że będzie fajnie przez kilka miesięcy/ lat a potem dalej będzie lipa i znowu rozstanie, i tak w kółko?? Jeśli tak to prawdę mówiąc odechciewa mi się i na samą myśl mam już dosyć związków….
A propos czasem jak czytam wypowiedzi na tym forum że ludzie są 10 lub 15 lat po ślubie i są sobą zafascynowani i jest między nimi ogromne pożądanie to aż nie mogę sobie tego wyobrazić :P

Reasumując przepraszam za tak długie wywody ale starałem się zobrazować całokształt sytuacji. Generalnie jestem w kropce, nie wiem czy się rozstać z nią(ona zapewne tak jak moja ex sama ze mną nie zerwie), czy może jakoś próbować to naprawiać, choć czasem rozmawiamy o tym i niby ma się coś zmienić ale nic się nie zmienia, mam tego już dość, już to przerabiałem, a już na pewno nie wiem czy wchodzić w małżeństwo i brnąć jeszcze dalej w to…. (ona przede mną miała chłopaka który jej się oświadczył, ustalili datę ślubu i odszedł pół roku przed ślubem, więc nie chcę jej takich przeżyć jeszcze raz fundować, bo ona jest bardzo dobrą osobą, o złotym sercu).

Co myślicie??

Pozdrawiam wszystkich
napisał/a: errr 2011-12-11 14:31
jest problem napisal(a):Był jeszcze jeden problem otóż ona miała podejście do życia które można by wyrazić zdaniem: „o, mam nieogolone nogi dziś…a to założę spodnie zamiast spódnicy”. Rozumiem, że ktoś jest zmęczony etc. Ale ja też muszę sobie golić twarz i choć czasem mi się nie chce lub jestem zmęczony to to robię a nie chodzę zarośnięty jak neandertalczyk Lubię jak kobieta o siebie dba, sam o siebie dbam i myślę że to normalne.
nie żeń się dopóki nie zaakceptujesz tego, że kobieta nie codzień będzie wyglądać pięknie, będzie mieć gładziutkie nogi, super fryzurę i ekstra makijaż a całość ładnie zapakowana w seksi szmatki. Dla własnego dobra.

Co do reszty,
jak sobie wyobrażasz lepsze pożycie kiedy Ty codziennie oglądasz gołe panie z ptakiem w łapie a na widok swojej szybko zasypiasz?



a w pierwszym związku to siebie przedstawiłeś w fatalnym świetle.
Nie temperamentami się nie dobraliście a poglądami. Zmuszałeś dziewczynę do tego by uprawiała seks wbrew sobie. To prawie jak gwałt.
napisał/a: klameczka5 2011-12-11 15:53
jest problem napisal(a): „o, mam nieogolone nogi dziś…a to założę spodnie zamiast spódnicy”.


I co w tym złego? Też tak czasem robię ;) Spróbuj sobie golić codziennie nogi a nie twarz :P To nie jest to samo :P

Tak poza tym, przeczytałam Twój post i troszkę jakoś faktycznie wydaje się jakbyś zbyt przedmiotowo traktował kobietę - czemu zapraszasz na wycieczki, kolacje? Po to by odzyskać ten dobry seks? Czy po to by sprawić jej przyjemność? Tzn w poście ogólnie skupiłeś się raczej na cielesności, więc nie wiem jak z Waszą "duchowością" w związku,
Może źle Cię zrozumiałam, ale miejscami jakby egoizm spory w Tobie był.
napisał/a: errr 2011-12-11 16:57
klameczka napisal(a):I co w tym złego? Też tak czasem robię
i ja.
Kiedyś był nawet o tym wątek na tym forum. Nie jesteśmy w tym same.
napisał/a: daffodil1 2011-12-11 17:08
Zgadzam się z dziewczynami.
Co do tych nóg to w ogóle katastrofa...nogi twarzy nierówne :P
W pierwszy związku to co opisywałeś, że tu nie ma rodziców, ty chcesz wykorzystać wolną chatę, a ona nie chcę seksu, to aż mnie ciarki przeszły. Miałam identyczną sytuację. Mój chłopak przyjeżdżał do mnie tylko kiedy miałam pusty dom, a zapraszał do siebie kiedy rodzice byli w pracy. Od progu już widziałam o co mu chodzi. Dlatego na samą myśl, wzbierało we mnie obrzydzenie.
Tak samo te kolacje, niespodzianki.. miałam to samo... dostawałam prezent, cieszyłam się, dziękowałam po czym mój eks zaczynał się do mnie dobierać dość nachalnie. Ale to tak nie działa.

Zresztą nie widzę tu rady, skoro Ty też nie masz ochoty, od razu zasypiasz itd... przecież to nie tylko ona się od Ciebie odsunęła, ale i Ty od niej.
napisał/a: załamany_facet 2011-12-12 16:47
Nie chce mi się czytać całego tematu ale ktoś kiedyś powiedział, że miłość\związek trwa 4 lata. Później to tylko przyzwyczajenie.
Nie jest żadną tajemnicą, że po pewnym czasie dwoje ludzi zaczyna o siebie nie dbać, przestają patrzeć na kalorie, kobiety nie są już tymi ślicznymi eleganckimi paniami tylko ścinają włosy bo niewygodnie mieć długie... Panowie z kolei kupują piwo coraz częściej, zapuszczają brzuszek...
samo życie. Często tak się dzieje dopiero po ślubie bo jedna i druga strona myśli, że już nic nie może się wydarzyć.
napisał/a: ~gość 2011-12-12 18:50
załamany_facet napisal(a):ktoś kiedyś powiedział, że miłość\związek trwa 4 lata. Później to tylko przyzwyczajenie.
wypowiem się za miesiąc ;) póki co daleko nam do tego :P
napisał/a: ~gość 2011-12-12 19:07
errr napisal(a):nie żeń się dopóki nie zaakceptujesz tego, że kobieta nie codzień będzie wyglądać pięknie, będzie mieć gładziutkie nogi, super fryzurę i ekstra makijaż a całość ładnie zapakowana w seksi szmatki. Dla własnego dobra.

Co do reszty,
jak sobie wyobrażasz lepsze pożycie kiedy Ty codziennie oglądasz gołe panie z ptakiem w łapie a na widok swojej szybko zasypiasz?


hmm poza tym to ja mysle ze ty tak naprawde niedorosles dozwiazku bo w zwiazku nie tylkosex czy zabawy w lozku sie licza czy ogolone nogi, sex powinien byc dopelnieniem codziennego wspolnwgo zyca a nie na odwrot. Wiec mysle ze daj sobie na wstrzymanie bo skoro ty sie codziennie onanizujesz a na swoja panne nie masz ochoty to powinienes chyba isc do specjalisty bo to nalog... I pamietaj ze w zwiazku nie tylko sex sie liczy co zreszta udowadniaja twoje przypadki co nie znaczy ze po 3-4 latach ma byc nudno. Poprostu jest inaczej gdy sie ze soba mieszka i jest dluzszy czas ale ja mysle ze lepiej, niestety ty skupiasz sie tylko n cielesnosci i skoro uwazasz
jest problem napisal(a): monotonia i jak sobie pomyślę że tak ma być przez resztę życia to się załamuję ( a może tak jest że po 30 to już z górki, kapcie, tv i po młodości??
to nie zen sie tylko zostan starym kawalerem i trafiaj na laski na jedna noc ktore chca tego samego o ty
napisał/a: errr 2011-12-12 19:41
załamany_facet napisal(a):ktoś kiedyś powiedział, że miłość\związek trwa 4 lata. Później to tylko przyzwyczajenie.
i to był bardzo mundy człowiek
napisał/a: załamany_facet 2011-12-12 19:53
Jak chcecie komentować to co pisze to moze odnieście się do tej ważniejszej części a nie do drugorzędnej, ironicznej i wątpliwej informacji...
napisał/a: sorrow 2011-12-12 20:09
jest problem, odpowiedź na twoje pytanie nie jest jednoznaczna. Z pewnością po ok. 3 latach (z dużą rozpiętością) następuje zmiana. Czy to będzie dla ciebie "męczarnia" zależy w dużej mierze od ciebie. To okres kiedy zaczyna się czas na tzw. dojrzałą miłość :). Czy to będzie dla ciebie udręka, czy raczej zaangażowanie się w sprawy rodziny, domu, żony, dzieci? Wiem, że już teraz jesteś zaangażowany, ale masz tego kopa chemicznego (gratis), który ci pomaga. Teraz natomiast radość musisz znaleźć sam w swoim życiu rodzinnym... w szerszym zakresie, bo nie tylko seks i żona, ale też inne sprawy was łączące i oczywiście dzieci.

Przez zaangażowanie (żeby było jasne) nie mam na myśli rzucenie się w wir pracy, żeby zapewnić byt rodzinie (czytaj "wypruć sobie flaki dla dobra rodziny"). To akurat bardziej ludzi oddala od siebie niż zbliża. Myślę, że obecnie jest to główny powód tego, że się między wami ochłodziło. Na razie jesteście na etapie wątpliwości, prób naprawy, ale z czasem ochłodzi się bardziej jeśli nie uszczkniecie z pracy więcej czasu dla siebie. Dokładnie mam to na myśli... więcej inwestowania czasu w związek niż dotychczas, a mniej w pracę - bez kompromisów. Co do wieku, to osobiście uważam, że pomiędzy 25 i 28 może pojawić się różnica w odporności na stres. Nie da się ukryć, że z wiekiem człowiek gorzej znosi nadmierny wysiłek, brak snu i inne rzeczy (starość nie radość).

Jeśli chodzi natomiast o sam seks, to zauważ, że problem nie leży twojej partnerce. Sam nie masz na niego ochoty (praca), ona nie ma ochoty... powinniście być szczęśliwi z identycznym temperamentem. Tym czasem cię to gnębi. Męczy cię według mnie inna sprawa... dokładnie taka jaka dopada podobno facetów ok. 40... czyli "co? to ja już nie będę miał tyle seksu co kiedyś? już nie jestem mężczyzną? i nie ma odwołania?". No i co robią ci mężczyźni przechodzący tzw. kryzys wieku średniego? Oczywiście szukają innych (młodszych) partnerek, z którymi czują, że to jeszcze nie koniec w okresie od kilku dni do kilku lat :). Wiem, że jesteś dużo młodszy, ale z racji intensywności życia seksualnego w podobny sposób odczuwasz jego spadek. Niby sam nie chcesz, a jednak ci to przeszkadza.

Wracając do głównego pytania - związek trwa tyle, na ile umiesz go do spółki z partnerką utrzymać odnajdując radość i sens życia w zmieniających się warunkach życia w zależności od aktualnego zdrowia, wieku, problemów, itd.
napisał/a: Tigana 2011-12-12 20:20
A ja dla odmiany stanę w obronie autora, bo to ,co mnie uderzyło w jego poście, to że on dba o związek, stara się go urozmaicać w różny sposób i nie zgadzam się z Wami, że każde jego działanie ma podtekst seksualny- w takim razie na urlopie by ciagle w łóżku siedzieli a wcale tak nie jest.

Wygląda to trochę tak, jakby Twoja dziewczyna popadła w lekką depresję - nie wiem, czy z powodu problemów finansowych, czy zdrowotnych, czy też cierpi, bo jej się jeszcze nie oświadczyłeś. Wydaje mi się, że powinniści szczerze porozmawiać o tym, co ją trapi, i że czujesz się odrzucony przez jej zachowanie- może ona nie do końca zdaje sobie z tego sprawę?
Często jest kryzys po 2-3 latach, bo nie lecicie już na hormonalnych dopalaczach, tylko sami musicie znaleźć w sobie miłość i energię do budowania czegoś razem. Ale z kryzysem trzeba walczyć, a nie od razu przekreślać kilka lat życia.

Życzę powodzenia