Jak zmniejszyć libido

napisał/a: dziwny90 2014-09-02 03:23
Witam wszystkich użytkowników.

Mam problem, wydaje mi się, że dość złożony. Otóż jestem w niezwykle szczęśliwym związku z kobietą (ona: 24, ja: 25), od ponad 9 miesięcy. Połączyło nas... wszystko - przede wszystkim sprawy intelektualne i duchowe, na seks czas przyszedł później (po 4-5 miesiącach). Kochamy się i jesteśmy najszczęśliwszą parą na świecie.

Jednak mamy problem natury seksualnej (a właściwie ja go mam). Po kolei.

Ja przed spotkaniem mojej partnerki byłem prawiczkiem, ona zaś miała ubogie i nieprzyjemne doświadczenia seksualne (więc startowaliśmy właściwie z tego samego poziomu). Potrzebowała nieco czasu i dużo, bardzo dużo miłości, by przełamać się w sferze intymnej. Jednak kiedy "to" już się stało - było wspaniale. Nie jestem tu po to by się chwalić, ale przeżyła ze mną swój pierwszy orgazm (wspominając jej poprzednich partnerów - nie dziwię się...), a i dla mnie to było coś niezwykłego. Kiedy rozpoczęliśmy życie seksualne nasze relacje w naturalny sposób jeszcze zacieśniły się.

Jednak - jak w każdym związku - i my miewamy drobne spięcia, problemy. Otóż jestem (jak mi się wydaje) osobą o dużym libido - wczesniej będąc 'dziewicą' masturbowałem się często kilka razy dziennie, a 'rozseksualizowanie' (myśli natury seksualnej, autostymulacja) towarzyszą mi od wczesnego dzieciństwa. Być może (ten wątek może być ważny) ma to związek z tym, że pochodzę z cokolwiek dysfunkcyjnej rodziny - młoda matka, szybki rozwód rodziców, ciężka depresja matki, brak mężczyzn w rodzinie, brak poczucia bezpieczenstwa... i tak leci ta litania. Gdy byłem nastolatkiem b. czesto wpadałem w stany depresyjne, ciąłem się itp. Chyba w mojej rodzinie zaburzenia psychiczne (tendencje do nich) są dziedziczne. Tak czy owak - nie lubie wspominać swojej przeszłości, ale stale towarzyszyło temu wszystkiemu rozbuchane libido.

Oboje z partnerką jesteśmy w 100% wyzwoleni - nie mamy tabu i zahamowań, rozmawiamy na wszystkie tematy, dzielimy każdą chwilę i myśl. To się przekłada też na seks - robimy to z uczuciem, z fantazją, no cholera, takiej kochanki pozazdroscilby mi pewinie nie jeden facet. A jednak - po kilku miesiącach naszego pożycia zauważyłem że chyba moje libido zaczyna byc powoli problemem.

Kochamy się wg 'standardów' (choć jednego standardu dla wszystkich zapewne nie ma) dośc chyba często - co najmniej co 2-3 dni, po dluzszej abstynencji (moja partnerka raz na jakis czas wyjezdza na dłużej) nawet codziennie, ogólnie: nie rzadziej niż co dni 5-6. Jednak dla mnie nawet ten pierwszy wariant to za mało. Stale mam myśli seksualne, czuję się źle ze swoim ciałem, chcę sobie chyba coś udowadniac, ze jestem pożądany, atrakcyjny (stale boje sie, że się rozstaniemy - choć nie ma ku temu żadnych realnych przesłanek). Ona z kolei - choć chyba ma calkiem spore libido, bywaly okresy w jej przeszłości, gdy masturbowała się kilka razy dziennie - choc czerpie przyjemność z naszej miłości fizycznej (zawsze dbaam o to, żeby przede wszystkim ona osiągnęła spełnienie) najwyraźniej nie przykłada do seksu aż takiej wagi. To się nie wyklucza - widzę to tak (niejeden raz o tym rozmawialiśmy) , że fundamentem naszego związku jest umysł, z tym że u mnie zaraz obok umysłu jest cialo (chciałbym, żeby się dopełniały), a u niej - stoi sobie to ciało gdzieś na drugim miejscu, jeżeli nie na trzecim. W skrócie: ja potrzebuję bardzo intensywnego życia seksualnego, ona nie. Ja najchętniej robiłbym to co drugi dzień, ona - myślę, że raz, góra dwa w tygodniu by jej wystarczyło. Kilka razy spostrzegłem że zmusza się, kiedy sama z siebie by tego nie inicjowala, byleby mnie zadowolić (i bardzo mnie to zabolało - bo chcę, żeby chęć współzycia wynikała z nas obojga). Kiedy mielismy okresy abstynencji, np. 4, 5, 6 dni (nie śmiejcie się, że to żadna abstynencja - dla mojego libido to jak rasowy celibat) - ja nie naciskałem na seks, ale widocznie opada mi wtedy nastrój i choć bardzo staram się to zamaskować - nie da się, ona bezbłędnie ze mnie czyta. I wtedy sama złości się, że tak bardzo fiksuję się tylko na seksie. I wydaje mi się, że może mieć racje.

Nie jestem egoistyczną świnią. Nie wymagam od niej seksu. Nie zapominam też, że do 'tego' potrzebna jest troska, miłlość, atmosfera. Kochamy się w pełni i szczerze, stale dajemy sobie dowody uczucia, no naprawdę jest między nami wspaniale. Poza własnie tym, że sam czuję się jak palant, który zadręczy kiedyś swoją ukochaną tym, że nie jest ona dla niego wystarczajaco dobra, ze nie jest mu 'posluszna' w łóżku. NIe... To nie tak ma być. Nie chcę jej dręczyć, 'tyranizować', jest dla mnie zbyt ważna, o wiele zbyt ważna. Prędzej siebie zadręczę (masturbacją i psychiczną torturą) na śmierć.

Chciałbym jakoś zmniejszyć swój popęd, jestem pewien, że wtedy nie byloby z tym problemów miedzy nami. Zastanawiam sie co robić. Na pewno nie wszzystko ze mną jest w porządku - miałem swoje epizody psychologiczno-psychiatryczne i pewnie mógłbym dostać antydepresanty, które - jak czytałem - obniżają też libido. Z tym że nie chcę się "zamulać" - tym bardziej że dzięki mojej kobiecie wyszedłem z b. poważnego dołka, czuję się ogólnie szczęśliwy i nie chcę się otepiać 'chemią'. Inne środki? Nagietek lekarski? Ranigast? Bromek potasu? Wszystko to brzmi absurdalnie (zwłaszcza ranigast...), ale 'tako rzeczą internety'.

Myślałem też o wizycie u seksuologa lub psychiatry, ale tam czeka mnie pewnie jedno - wspomniana 'chemia'. Bo cóż innego, skoro operacyjnie się tego nie skoryguje (a szkoda...), w psychoterapię za bardzo nie wierzę, co więc robić? Czy w ogóle można coś zrobić? Jak mogę sobie - i dzięki temu nam - pomóc?
napisał/a: Valkiria_ 2014-09-02 06:25
Psychologia to nie Bóg żeby w nią wierzyć bądź nie... Dlatego spróbowałabym chocby dla samego spróbowania, żeby się dowiedzieć czy to działa czy nie.
Po drugie, seks co drugi dzień nie jest nie wiadomo jakim wymaganiem. Powiedziałabym raczej, że to taka norma.
Po trzecie - przy tym ranigascie padłam na twarz.
Po czwarte - może przeczytaj swojej kobiecie to co tutaj napisałeś i ogólnie porozmawiaj z nią i poradź się również jej. Przecież jestescie razem, sam podkreslasz że tyle was łączy. Więc jak to jest? Tyle łączy a problem z rozmową i mówieniem o swoich potrzebach? Pierwszą osobą do której się zwróciłam jak mi drastycznie spadło libido był mój mąż i powiedzenie mu o tym. Wspólne szukanie gdzie leży problem (tabletki anty...) i udanie się do lekarza po rade. Razem.
napisał/a: dziwny90 2014-09-02 09:39
Valkiria_ napisal(a):Psychologia to nie Bóg żeby w nią wierzyć bądź nie... Dlatego spróbowałabym chocby dla samego spróbowania, żeby się dowiedzieć czy to działa czy nie.


Być może masz rację...

Valkiria_ napisal(a):Po trzecie - przy tym ranigascie padłam na twarz.


Cóż, nie dziwię się. Ostrzegałem, że to 'mądrości' internetu. Inna sprawa, że ów ranigast faktycznie ma w ulotce napisane, że jednym z możliwych skutków ubocznych jest 'zaburzenie libido'.

Valkiria_ napisal(a):Po czwarte - może przeczytaj swojej kobiecie to co tutaj napisałeś i ogólnie porozmawiaj z nią i poradź się również jej. Przecież jestescie razem, sam podkreslasz że tyle was łączy. Więc jak to jest?


Łączy, temat seksualności podejmowaliśmy nie raz, tak samo sygnalizowałem jej to, co powyżej, swoje potrzeby, problemy. Często, nawet bardzo. Ale i ten temat jest męczący - nie chcę rozmawiać z nią tylko o swoim libido, bo sam - kiedy patrzę na to z boku - widzę, że to może stwarzać iluzję, jakbym tylko od regularnego pożycia uzależniał nasze szczęście (a tak nie jest - nie tylko seks się liczy... choć, jak pisałem, jest dla mnie bardzo ważny). Dlatego właśnie, korzystając z 'anonimowości internetu' zapragnąłem zasięgnąć opinii osób trzecich - kogoś, kto pomoże mi na to spojrzeć z dystansu, innej perspektywy, innego bagażu doświadczeń. A z moją ukochaną - zapewne będziemy do tego wracali jeszcze nieraz...

Bo mamy swój 'kompromis' - w jednej z rozmów wyznała mi, że nie jest dla niej łatwe sprostanie mojemu apetytowi seksualnemu, ale że stara się jak może, by to się udało. I to jest prawda - te 'okresy abstynencji' o których pisałem zdarzają się jednak sporadycznie, to nie jest coś, z czym samym wartoby chodzić do specjalisty... W czym więc problem? Ano z tym że mi taki 'kompromis' jawi się jako wstrętny - bo kiedy kochamy się wg naszej 'normy' (co 2-3 dni), to tak naprawdę pośrednio 'zmuszam' ją do robienia czegoś, czego normalnie by nie robiła. Oczywiście, nigdy nie robimy 'tego' 'na siłę', zawsze podnieca się mocno podczas gry wstępnej i kończy się to dla nas obojga wspaniale... Ona nie daje mi odczuć, że robi to dla mnie, nie rzuca mi tego w twarz. Ale wciąż, czuję się tak, jakbym w jakiś sposób ją gwałcił, narzucał jej swoje męskie, wyższe od jej, libido. Widzę, że ona ma mniejszy popęd ode mnie i boję się, czy w przyszłości nie wynikną z tego jakieś problemy, spięcia (a tego boję się najbardziej). Dlatego szukam winy w sobie i stoję na razie w martwym punkcie, starając się poskładać to jakoś to do kupy, stworzyć plan działania.

Bo szczerze? Może być, że 'co 2. dzień' to blisko 'normy', ale niepokoi mnie to, jakie obsesje seksualne mnie męczą. Że bezwiednie odliczam w głowie godziny/dni od poprzedniego stosunku, że panicznie boję się, iż tego dnia będzie źle się czuła, nie będzie miała na mnie ochoty, nastawiam się niegatywnie, że opadają mnie czarne myśli i zmiany nastroju, gdy mamy choćby jedną dobę 'zaległości' (a pożądanie we mnie aż huczy)... To mnie martwi. To chyba jest największy problem.

Chyba faktycznie trzeba mi do specjalisty... A może nie? Może uda mi się (nam) rozwiązać ten mój problem we własnym zakresie?

I dziękuję bardzo za pochylenie się nad opisanym problemem.

PS. Tabletek anty nie bierze, korzystamy z prezerwatyw, a wkrótce planujemy wazektomię, gdyż nie chcemy mieć dzieci.
napisał/a: Rooda666 2014-09-02 11:21
dziwny90 napisal(a): niepokoi mnie to, jakie obsesje seksualne mnie męczą. Że bezwiednie odliczam w głowie godziny/dni od poprzedniego stosunku, że panicznie boję się, iż tego dnia będzie źle się czuła, nie będzie miała na mnie ochoty, nastawiam się niegatywnie, że opadają mnie czarne myśli i zmiany nastroju, gdy mamy choćby jedną dobę 'zaległości' (a pożądanie we mnie aż huczy)... To mnie martwi. To chyba jest największy problem.
psycholog/seksuolog i terapia, na to niestety domowe metody nie pomogą.
napisał/a: EwelkaKwiat 2014-10-15 13:55
cóż można polecić w takim wypadku, alkohol, papierosy, stres, zmęczenia itd