Czas leczy rany?

napisał/a: Manley 2010-07-31 13:47
sorrow napisal(a):Dziecko to nie przyjaciel i powiernik dla rodzica.
Tu się zgadzamy. Inaczej tylko pojmuję to co zamierzam zrobić. Krzywda wydarzyła się już dawno a syn prędzej czy później jakoś jej doświadczy. Jeśli ja tego nie zrobię teraz to nie będzie nad tym kontroli. Nie zamierzam robić z niego powiernika swoich problemów ani przelewać na niego swoich frustracji. Nie mam ochoty dzielić się z nim moim ciężarem, chcę aby miał wiedzę która jest istotna dla niego i reszty rodziny. Jego biologiczny ojciec ma syna , więc są braćmi. Czy to jest też informacja która rani? Mama jego przyrodniego brata kiedy się dowiedziała w pierwszym odruchu zaczęła się zastanawiać jak mu to powie. Nie czy powinna , tylko jak…. Z faktami nie można dyskutować. One są.


gwiazdka30 napisal(a):to moje babskie spojrzenie i może faceci patrzą inaczej
Coś w tym jest… My generalnie widzimy sprawy potomstwa inaczej. Nie kochamy bezwarunkowo jak kobiety, wymagamy więcej zwłaszcza od chłopców jak mi się wydaje. Wiesz, można się starać dostrzegać podobieństwa zamiast różnic ale ta zmiana perspektywy nie zmieni faktu że nie jest do mnie podobny i w żadnym razie nie jest moją kopią. Wydaje się, że szukasz okoliczności łagodzących a w tym przypadku rozum niewiele ma do powiedzenia. To są instynkty, o których sile sam się dopiero przekonuję. Nie przeczę, że wychowanie jest ważne i nie zamierzam negować wpływu, jaki miałem i mam na jego rozwój. To jednak, kim jest i będzie jest moim zdaniem w 80% determinowane tym co ma zapisane w genach. To może nie do końca zgodne z podręcznikiem psychologii, ale takie mam obserwacje. Myślę, że ten wielki wpływ wychowania i środowiska na rozwój to mity. Ból związany z odkryciem, że nie jest moim biologicznym synem jest przede wszystkim związany z tym, że nie umiem teraz (może to minie) cieszyć się nim tak jak to miało miejsce wcześniej. To może płytkie ale część dumy jaka rozpiera rodziców kiedy patrzą na swoje dzieci wynika z założenia że widzą „emanację” siebie . Swoje geny… Ja okazuje się, też tak mam. Co do bycia dawcą nasienia lub nie: Odkładając na bok moralność i patrząc na to z behawioralnego punktu widzenia mogę założyć, że moja żona wybrała kogoś innego na dawcę genów ponieważ taka dywersyfikacja była dla niej opłacalna . Jej ciało wybrało bardzie pasujący zestaw genów od mojego. Z tego samego punktu widzenia ja przegrałem bo zainwestowałem dużo w nie swoje geny.
Moja duma ucierpiała bardzo , to fakt. Nie ma to jednak nic wspólnego z rozmową, którą chcę przeprowadzić. To nie jest akt zemsty czy wyrównania rachunków. Nie widzę co mogłoby być zadośćuczynieniem w mojej sytuacji. Nie rozumiem dlaczego powiedzenie prawdy miałoby być upokarzające dla żony. Będzie z pewnością bolesne i przykre, ale to jest prosta konsekwencja jej wyborów w przeszłości. Nie widzę dlaczego miałbym ja brać na siebie odpowiedzialność za nie . Dla dobra syna? To nie jest dobry pomysł. Chyba inaczej pojmuję jego dobro.
mariaelena napisal(a):Wierność albo jest, albo jej nie ma, skoro jej nie ma, dzieci mogą nie być Twoje.
Zgoda, powinienem był podejrzewać. Wolałem jednak wierzyć w mniej bolesną wersję wydarzeń. To był błąd.
mariaelena napisal(a):Problem to Ty Manley masz z żoną i dopiero jak rozwiążesz go, będziesz mógł nauczyć syna rozwiązywania tego rodzaju problemów.
Nie bardzo rozumiem kiedy wg ciebie problem będzie załatwiony? I skąd pewność, że rozmowa z synem nie jest częścią zmagania się z nim? Czy idąc twoim tokiem myślenia mam rozumieć, że dzieci zdradzających matek będą zdradzały a zdradzanych mężów będą zdradzane?
Eastwood napisal(a):Decyzja o powiedzeniu dziecku prawdy należy tylko do was bo tylko wy znacie swoje dzieci,
Naturalnie . Piszę na forum, bo nie mam wielu okazji o tym dyskutować a tu mam okazję poznać opinie mądrych ludzi. Czy twoje relacje z mamą ochłodziły się, bo źle oceniałeś jej postępek? Czy wcześniej było wszystko ok.?

Spotkałem się z biologicznym ojcem syna żeby przed rozmową wiedzieć czy będzie gotów na ewentualne spotkanie z synem. Minęły 2 tygodnie i dopiero ponaglony był łaskaw uznać, że nie życzy sobie kontaktu. Żal mi się zrobiło syna bo nie wiem jak mu to mam przekazać : „Twój ojciec wie o tobie ale nie chce cie znać.” ?

Pozdrawiam
Manley
napisał/a: mariaelena 2010-07-31 22:42
“Krzywda wydarzyła się już dawno a syn prędzej czy później jakoś jej doświadczy. Jeśli ja tego nie zrobię teraz to nie będzie nad tym kontroli.”

Krzywda, która się wydarzyła dotyczyła wyłącznie Ciebie Manley, żona nadużyła Twojego zaufania. Dziecko do tej pory nie odczuło żadnej krzywdy. Teraz dopiero spotka go krzywda, gdy odrzucisz go Ty (bo nie umiesz teraz cieszyć się nim tak jak to miało miejsce wcześniej) i to samo zrobi biologiczny ojciec.
I tak nie będzie kontroli nad tą sytuacją, bo emocje nie podlegają kontroli. Nie wystarczy powiedzieć, że będzie dobrze, i tak się stanie.

“Nie bardzo rozumiem kiedy wg ciebie problem będzie załatwiony? I skąd pewność, że rozmowa z synem nie jest częścią zmagania się z nim? Czy idąc twoim tokiem myślenia mam rozumieć, że dzieci zdradzających matek będą zdradzały a zdradzanych mężów będą zdradzane?”

Zacznę od ostatniego pytania... tak, istnieje takie niebezpieczeństwo. Zdrada, podobnie jak alkoholizm nie jest zdarzeniem losowym ot, padło na mnie. Zdrada jest wg mnie wierzchołkiem góry lodowej, skutkiem jakości relacji między małżonkami oraz wypadkową ich charakteru. Wtedy dzieci ją “odziedziczą”, bo po pierwsze będą kształtować podobnie swoją rodzinną relację, po drugie mogą odziedziczyć skłonność do niej z charakterem (może być ucieczka od problemów w alkoholizm, może też być w romanse).
Czasem zdrada może być skutkiem jakiegoś losowego zdarzenia, np. konieczności wyjazdu za granicę i rozłąki, albo stresu związanego z utratą pracy przez któregoś z małżonków i naglej potrzeby dowartościowania się. Ale i tu od charakteru człowieka zależy czy będzie szukał rozwiązania rzeczywistego problemu czy ucieknie w zdradę czy alkohol.

Kiedy problem będzie załatwiony... Wg mnie wtedy, kiedy emocje z nim związane zostaną zrównoważone i nie będą przenoszone na dziecko. A że są to Twoje emocje Manley, to Ty musisz osiągnąć równowagę.
Czy pomoże Ci rozmowa z synem... a co mu powiesz, że już Cię nie cieszy jak dawniej, bo nie jest Twój? Możesz powiedzieć, że jest Ci ciężko, ale czy to nie będzie obciążanie go?

Zastanawiam się i naprawdę nie wiem, jaka może być reakcja Twojego syna. A jak Ty myślisz Manley, jaki przewidujesz rozwój wypadków? Z jednej strony mam silną obawę, że go zranisz, ale z drugiej strony – to co najbardziej w tym boli Ciebie, zdrada żony, syna nie dotyczy, więc niekoniecznie musi się tym bardzo przejąć.

Pozdrawiam serdecznie
napisał/a: ~gość 2010-08-01 02:31
Manley napisal(a):Czy twoje relacje z mamą ochłodziły się, bo źle oceniałeś jej postępek?

Oj tak... tym bardziej, że zawsze byłem bardziej za ojcem, właściwie to on mnie wychował... matka po prostu była... moja kochana mama była z tych kobiet, które w pierwszej kolejności stawiają własny tyłek... piękna kobieta z wszystkimi wadami jakie za tym stoja... dziś ma przeszło 50 lat uroda przemineła i został jej tylko ten facet, którego zdradziła, traktowała z góry i miała za nic przez wiekszość małżeństwa... i chyba gdzieś tam w między czasie doszło do niej że to jest jest towarzysz życia...
Manley napisal(a):moja żona wybrała kogoś innego na dawcę genów ponieważ taka dywersyfikacja była dla niej opłacalna . Jej ciało wybrało bardzie pasujący zestaw genów od mojego. Z tego samego punktu widzenia ja przegrałem bo zainwestowałem dużo w nie swoje geny.

Boli prawda... mnie by bolało okropnie...
Czytając twoje posty zauwazyłem jak cięzko musiało być mojemu ojcu...
To naprawdę wielkie, że zostajesz z synem...
Manley napisal(a):Żal mi się zrobiło syna bo nie wiem jak mu to mam przekazać : „Twój ojciec wie o tobie ale nie chce cie znać.” ?

Może lepiej poczekaj jeszcze z tą rozmową i weź chłopaków na ryby... , to najważniejsza sprawa w życiu twojego chłopaka, może poczekaj aż będzie dojrzalszy i więcej zrozumie... może jeszcze nie czas...
mariaelena napisal(a):Krzywda, która się wydarzyła dotyczyła wyłącznie Ciebie Manley, żona nadużyła Twojego zaufania.

Ludzie się zmieniaja w nic nie czujace skorupy po takich odkryciach... naduzycie zaufania jest nie odpowiednim słowem, ona rozwaliła go na milion części i facet musi to wszystko poskładać... Wiem, że to pytanie już padło, ale co na to zona jak ona o widzi biernie czeka na rozwój wypadków, czy stara sie cos sugerować? Bo ona w tej całej sprawie jest naprawdę ważna postacią...
napisał/a: alicja221 2010-08-02 14:31
Manley napisal(a): To jednak, kim jest i będzie jest moim zdaniem w 80% determinowane tym co ma zapisane w genach.


Moim zdaniem nieco przeceniasz wplyw genow. To prawda, ze psychike dziedziczy sie po swoich przodkach, ale zachowanie i wyznawane wartosci to 80% wplyw srodowiska, zatem Twoj wplyw na wychowanie syna i dokonywane przez niego wybory jest ogromny.

Manley napisal(a):Odkładając na bok moralność i patrząc na to z behawioralnego punktu widzenia mogę założyć, że moja żona wybrała kogoś innego na dawcę genów ponieważ taka dywersyfikacja była dla niej opłacalna . Jej ciało wybrało bardzie pasujący zestaw genów od mojego. Z tego samego punktu widzenia ja przegrałem bo zainwestowałem dużo w nie swoje geny.


Nie znam Ciebie, a tym bardziej Twojej zony, ale mysle, ze jej postepowanie malo prawdopodobne, aby bylo kierowane czystym wyrachowaniem- wyborem "lepszych" genow dla swoich dzieci. Bo niby czemu mialoby tak byc? Mysle, ze pchnely ja do zdrady zauroczenie, pozadanie, mozliwe, ze po prostu ulegla chwili. Oczywiscie to w zaden sposob jej nie usprawiedliwia! Zawinila i zawiodla na calej linii. Uwazaj tylko, abys nie dodawal do calej tej sytuacji spraw, jak np. swiadomego wyboru przez Twoja zone dawcy genow, co wcale nie musialo miec miejsca.

Co do powiedzenia synowi prawdy. Przytocze tutaj historie nie do konca oparta na zdradzie, ale na korzeniach dziecka. Znajoma moich rodzicow 12 lat temu urodzila dziecko. Nie byloby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, ze przez caly czas byla sama i nikt nie wiedzial, kto jest ojcem dziecka. Sprawa wyniknela wlasnie po 12 latach, kiedy jej (nie)szczera przyjaciolka zaczela rozpowiadac po znajomych, ze Sylwia pochodzi...z probowki! Okazalo sie, ze nasza znajoma poszla do kliniki in vitro, wybrala sobie z katalogu dawce nasienia, no i zaszla w ciaze. I tutaj pytanie- czy Sylwia powinna znac prawde? Ja mam 24 lata i bylo to dla mnie dosc szokujace, bo znam ta dziewczynke i jest pierwsza osoba, ktora spotkalam, ktora powstala z in vitro. Moze za kilkadziesiat lat bedzie to norma, ze czesc ludzi bedzie z probowki, ale na chwile obecna mysle, ze gdyby Sylwia dowiedziala sie prawdy, zniszczyloby to jej psychike. Przede wszystkim znienawidzilaby matke, czulaby sie na 99% gorsza od innych dzieci, ktore zostaly poczete "normalnie". W zamian za to bedzie znala inna wersje wydarzen, nie bedzie ona prawdziwa, ale bedzie lepsza dla jej prawidlowego rozwoju.
To troche inna historia od Twojej, ale kazde dziecko i dorosly czlowiek potrzebuje miec swiadomosc, ze jest owocem milosci swoich rodzicow. W przeciwnym razie jego swiat moze legnac w gruzach. Zobacz- Ty jestes doroslym mezczyzna i niezbyt dobrze radzisz sobie z ta informacja, bardzo cierpisz, jest Ci ciezko. A jak na to zareaguja Twoje dzieci? Bedzie to dla nich dramat, mozliwe, ze nie do przeskoczenia. Moze to pociagnac za soba wieloletnia terapie u psychologow, aby wyprowadzic ich na prosta. Oczywiscie nie musi tak byc, ale taki przebieg wydarzen jest bardzo prawdopodobny.
napisał/a: Tigana 2010-08-03 16:06
Manley, śledze ten wątek i powiem Ci, ze podziwiam Twoją postawę. W Twojej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, bo trudno przewidzieć reakcję Twojego syna. Dla jednego może być lepiej wiedzieć, dla drugiego nie. Ja jako dziecko zawsze chciałam wszystko wiedzieć i nie lubiłam, kiedy dorośli ukrywali przede mną różne rzeczy, bo np. jestem dzieckiem. Dziecko czuje emocje, czuje, kiedy źle dzieje się miedzy rodzicami, i jeśli nie dowie się tego od Was, może ułozyć sobie jakieś blędne wytłumaczenie, moze siebie obwiniać... Moim zdaniem ma prawo wiedzieć, czemu czasem żona Cię denerwuje, czemu nie masz humoru, musi wiedzieć, że spotkaliście problem i przechodzicie przez niego. Trzeba to zrobić delikatnie, i ważne, żeby syn czuł, że Twoje uczucia do niego sie nie zmienią.

Co do ojca biologicznego: mozesz mu w ten sposób wytłumaczyć, że to ty go wychowywałeś i kochałeś, i tamten w żaden sposób nie czuje się jego ojcem, bo nawet nie wiedział o jego istnieniu. Wydaje mi się, że powinien zrozumieć, możliwe też , że w ogóle nie będzie chciał się z nim spotkać. Mojego Narzeczonego wychowała tylko mama i mimo że nie ma daleko, nigdy nie odczul potrzeby poznania ojca, mimo ze prawdopodobnie ma przyrodnie rodzeństwo. Każdy jest inny.

Życzę powodzenia.
napisał/a: ~gość 2010-08-05 19:12
Odnośnie genetyki to chyba dziedziczymy kolor oczu, włosów, grupę krwi itp. ale postawy, poglądy, wartości, gesty, mimikę i wyrazy twarzy już nie. Syn jest Twój i chcesz się podzielić nim z kimś kto nawet go nie chce?

Ostatnio byłam w księgarni i zobaczyłam plakietkę z napisem:
"Ojcem może być każdy, ale trzeba być naprawdę kimś wyjątkowym aby być tatą"
Ta plakietka była dla Ciebie

Jesteś mądrym człowiekiem, potrafisz wznieść się ponad swoje zranienia i urazy. Wiem, że podejmiesz najlepszą decyzję (bez względu na to jaka ona będzie) dla waszej rodziny. Rodziny jako całości. Powodzenia w podejmowaniu decyzji.
napisał/a: Manley 2010-08-12 20:05
Jesteśmy już po rozmowach. Starszy syn popłakał się kiedy zaczęliśmy mówić. Powiedział, że się spodziewał czegoś takiego. Młodszy też przez chwilę płakał ale raczej wyglądało na to, że się wzruszył łzami mamy. Generalnie , mimo że było to dla nas wszystkich bardzo trudne wygląda na to, że chłopcy znieśli to nieźle. Pytania były ale jestem pewien, że potrzebują czasu by to przetrawić i na pewno pojawią się kolejne. Nie żałuję tego kroku.

Pisałyście panie, gwiazdka30 i ashley86 o tym co dziedziczymy po rodzicach. Macie podobne zdanie więc odpowiem wam łącznie. Nie zgadzam się z taka tezą, że dziedziczymy tylko wygląd zewnętrzny i na zachowanie ma wpływ przede wszystkim środowisko. Myślę, że wpływ środowiska jest przeceniany a nawet, że jest to coś w rodzaju mitu. Chcielibyśmy myśleć, że mamy możliwość kształtowania dzieci według własnego pomysłu a jedyne co możemy zrobić to obdarzać je miłością by ich nie "zepsuć" . Gesty, mimika, zainteresowania, postawa ciała, temperament, barwa głosu, łatwość uczenia się bądź skłonność do nałogów, to wszystko dziedziczymy i środowisko ma tu niewielki wpływ. Jest trochę badań na bliźniętach jednojajowych dorastających oddzielnie w kompletnie odmiennych środowiskach które świadczą o tym jak podobnych wyborów dokonują takie osoby mimo różnic w wychowaniu. A to kim jesteśmy to suma naszych wyborów. Mój syn nie jest zdecydowanie moją kopią. Nie znaczy to, że nie jestem w wielu sprawach dla niego autorytetem (jeszcze! ).
Piszesz ashley86, że moja żona nie byłaby tak wyrachowana aby szukać najlepszych genów dla swojego potomstwa. Czy dla oceny tego co zrobiła ma znaczenie fakt czy była świadoma dlaczego to robi? Jesteśmy zaprogramowani tak by przekazywać nasze geny kolejnemu pokoleniu. Miłość, pożądanie, zauroczenie to wszytko są tylko słowa opisujące proces doboru naturalnego . Kultura nam mocno utrudnia rozeznanie, czym tak na prawdę się kierujemy wybierając partnera do łóżka....

Pozdrawiam
Manley
napisał/a: alicja221 2010-08-12 21:32
Manley napisal(a):Gesty, mimika, zainteresowania, postawa ciała, temperament, barwa głosu, łatwość uczenia się bądź skłonność do nałogów, to wszystko dziedziczymy i środowisko ma tu niewielki wpływ. Jest trochę badań na bliźniętach jednojajowych dorastających oddzielnie w kompletnie odmiennych środowiskach które świadczą o tym jak podobnych wyborów dokonują takie osoby mimo różnic w wychowaniu.


Niewatpliwie masz racje. Ale ojcem mimo wszystko jest ten, ktory dziecko wychowuje, przekazuje mu wartosci, uksztaltowuje. Jest to na pewno niezastapione obserwowac czesc siebie w mimice, gestach w kolejnym pokoleniu, ale niestety zycie nie zawsze nam cos takiego umozliwia. Niekiedy decydujemy sie na to sami, a czasem ( co jest o wiele gorsza opcja) zostajemy oszukani i stajemy przed faktem dokonanym.

Co do powiedzenia synom prawdy- wiesz, ze ja nie bylam za tym. Trudno w tej chwili oceniac ich odbior tej wiadomosci. Musicie z zona byc czujni. Mam nadzieje, ze wszystko sie pozytywnie ulozy, czego szczerze Wam zycze!
napisał/a: mariaelena 2010-08-12 22:48
“Jesteśmy zaprogramowani tak by przekazywać nasze geny kolejnemu pokoleniu. Miłość, pożądanie, zauroczenie to wszystko są tylko słowa opisujące proces doboru naturalnego”

No, no, powiało romantyzmem, Manley :)
Wybacz, ale Twoje odwoływanie się do teorii doboru naturalnego szczególnie mnie nie przekonuje. Nie rozumiem, co Ci daje to podejście. Jeśli miałoby wyjaśnić wybór żony, to Ty, analogicznie rozumując, miałbyś też odpowiednio rozprzestrzenione geny (i x pozamałżeńskich dzieci lub przynajmniej kilka prób rozprzestrzeniania za sobą).

Nie wydaje mi się, że przyczyną bolesności zdrady jest inwestowanie w cudze geny... Kobiety nie mniej cierpią z powodu zdrady, chociaż nie wiąże się to z wychowywaniem cudzego potomstwa.
Niektórzy mężczyźni świadomie wychowują nieswoje dzieci (z pierwszego małżeństwa, adoptowane), kochają je, są z nich dumni.

Rozumiem, że odczułeś ulgę po tej trudnej rozmowie z synami. Życzę powodzenia :)
napisał/a: Manley 2010-08-13 14:06
mariaelena napisal(a):Ty, analogicznie rozumując, miałbyś też odpowiednio rozprzestrzenione geny

I mam . Co nie znaczy, że w trakcie tego związku.
Ale do rzeczy: ja nie twierdzę, że jedynym powodem, dla którego zdrada mnie boli jest fakt, że moja żona ma dziecko z innym mężczyzną. Powodów jest wiele więcej. Natomiast ten jest również ważny. Pomijając inne aspekty naszego związku jasno pokazuje, że na poziomie biologii, (czyli tu gdzie trudno jest coś zmanipulować czy zinterpretować na własną modłę) fakty są takie, że wybrała kogoś innego na dawcę genów. Dla mnie znaczy to tyle, że zrobiła coś, co było dla niej korzystniejsze (dywersyfikacja) niż kolejne dziecko ze mną mnie obciążając kosztami. Interpretuję to tak: Moje geny nie okazały się wystarczająco atrakcyjne więc jej zaangażowanie w nasz wiązek było adekwatne do tego. Może to źle wróżyć na przyszłość , bo na co się zdadzą deklaracje o miłości, kiedy nie ma "chemii"? Wiem, powiesz, że chęć posiadania potomstwa i sex to nie wszystko, na czym opierają się związki. To prawda, ale ja akurat z tym mam problem…. To we mnie wzbudza fizyczny ból i agresję. Może masz rację ze to mało romantyczne ale staram się zrozumieć na czym polegają relacje bez całej tej przesłodzonej otoczki. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że romantyczna wizja miłości tak popularna w naszych czasach zdecydowanie zaciemnia obraz tego czym tak na prawdę kierujemy się wybierając partnerów. Jak zinterpretować powszechną we wszystkich prawie kulturach niechęć mężczyzn do dzielenia się swoimi partnerkami? Czy agresywne zachowania wobec dzieci byłych partnerów? Każda płci ma inną strategię na sukces reprodukcyjny to jasne. Na szczęście mamy kulturę, bo inaczej nie wyszlibyśmy do dziś z jaskiń. Kiedy jednak słyszę :”Nie wiem co we mnie wstąpiło” to jestem pewien, że właśnie te „jaskiniowe” motywacje zadziałały. Może to błąd myśleć, że takie motywacje są prawdziwsze od romantycznych deklaracji?
gwiazdka30 napisal(a):Syn jest Twój i chcesz się podzielić nim z kimś kto nawet go nie chce?

Przegapiłem to zdanie wcześniej. Przecież nie jest to ukłon w stronę kochanka tylko akceptacja prawa syna do poznania biologicznego ojca. Kochanek na razie nie dorósł do sytuacji i nie zdecydował się na kontakt. Ale kto wie, co będzie, kiedy syn dorośnie i zechce go odwiedzić? Nie mogę mu tego zabronić.
Pozdrawiam
Manley
napisał/a: mariaelena 2010-08-13 15:32
“Interpretuję to tak: Moje geny nie okazały się wystarczająco atrakcyjne więc jej zaangażowanie w nasz związek było adekwatne do tego.”

Obwiniając swoje geny, stawiasz się w ciekawej pozycji “przedmiotu” biernie poddanego biegowi zdarzeń - genów nie wymienisz, cóż możesz zrobić...

“Wiem, powiesz, że chęć posiadania potomstwa i sex to nie wszystko, na czym opierają się związki. To prawda, ale ja akurat z tym mam problem…. To we mnie wzbudza fizyczny ból i agresję. Może masz rację ze to mało romantyczne ale staram się zrozumieć na czym polegają relacje bez całej tej przesłodzonej otoczki.”

Każdy ma chyba jakieś własne priorytety odnośnie związków i tego na czym się opierają, na ogół zdrada jest tą granicą, poza którą związku już nie ma. Jakoś teoria sukcesu reprodukcyjnego średnio do mnie przemawia, chyba jest to zbyt duże uproszczenie.
Ostatni film Woody Allena “Whatever Works” (polski tytuł Co nas kręci, co nas podnieca) jest ciekawą odpowiedzią – póki jakaś relacja “pracuje”, póty jest dobrze i nie ma co wnikać w tego przyczyny :)

Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2010-08-14 21:50
Pobieżnie przeczytałem wątek żeby wiedzieć o co chodzi i mam wrażenie że mogę do dyskusji wnieść coś nowego.

Niedawno skończyłem (dopiero!) 20 lat. W wieku lat 17 (czy 18 nie pamiętam dokładnie ale raczej 17) sam się dowiedziałem że człowiek który mnie wychowuje całe życie nie jest moim biologicznym ojcem. Co najśmieszniejsze moim biologicznym ojcem jest człowiek który mieszka zemną drzwi w drzwi. Sytuacja wyglądała tak że gdy byłem mały interesował się mną. Matka jednak specjalnie nie była za tymi kontaktami i tak jakoś się urwało. Teraz kontakt jakiś jest ale nie szczególny.

Wiesz Manley jak ja to odbieram? Moim ojcem jest człowiek który mnie 20 lat wychowuje, który całe lata wstaje wcześnie nad ranem do pracy żebym ja miał co jeść i w co się ubrać i gdzie się uczyć. Moim ojcem jest człowiek który życzył mi jak najlepiej w dniu 18 urodzin, do którego zadzwoniłem gdy zdałem egzamin na prawo jazdy czy który był przy mnie gdy uśpiłem psa którego miałem 95% swojego życia!

Mój biologiczny ojciec jak już napisałem mieszka drzwi w drzwi. Czasami go widuje, witam sie. Ma 2 dorosłych już synów z rodzinami. Wiem że to są moi bracia. Mam z nimi dobry choć słaby kontakt ale mimo wszystko moja prawdziwa rodzina to ta która całe życie jest zemną!

Ty jesteś ojcem tych chłopców! A oni są twoimi dziećmi!
Dodam jeszcze że mimo iż dowiedziałem się prawdy (choć nie dociekałem w jakich okolicznościach to wszystko się zdarzyło) swojego taty ani troche nie przestałem kochać. Nie mam wątpliwości kto będzie siedział przy stole na weselu razem z młodą parą.