Historia pewnej międzynarodowej znajomości

napisał/a: MarcinnEQ 2014-11-12 18:26
Witam szanownych czytelników. Przed Wami trochę tekstu o tym jak podczas ponad rocznego pobytu w Indonezji miałem nadzieję ułożyć sobie życie, nadziei ostatecznie nie straciłem, ale rysy są głębokie i okrutne do zniesienia.
Dziś wiem że ja zaczęłem zdradzać, a ona kontynuowała. Poznałem Riskę na spotkaniu różnych podrózników, wolnych strzelców i szukających przygód. Od razu widziałem, że wpadłem w jej głębokie i cudowne oczy. Po spotkaniu jedynie wymieniliśmy telefony, ona delikatnie namawiała na wspólne wyjścia na miasto. Krew szybciej we mnie krążyła, gdy o niej myślałem. Lecz kilka razy konsekwentnie odmawiałem, bo regularnie spotykałem się i sypiałem z koleżanką z Litwy. Na nic to dało, przyszedł taki weekend kiedy znów się widziałem z Riską, wtedy z premedytacją uniknęłem wyjazdu w piękne góry z blondwłosą dziewczyną. Nie trzeba było długich ani żmudnych działań, bym tę noc spędził z Indonezyjką namiętnością. Rano dowiedzieliśmy się o sobie więcej - ona po średnio zadowolonym związku, ja przedstawiam się że jestem w trakcie regularnego spotykania się z inną kobietą, dodatkowo wpadka. Uznałem że lepiej wyjaśnić od razu kim jestem i jakie miałem podejście do tej świeżej znajomości. Jesteśmy ze sobą 3 dni, szukając środków do zastosowania w 72h, sytuacja została opanowana ale serca walczą o siebie. Jako że perspektywy wspólnej przyszłości to maksymalnie jeden tydzień, nie daję po sobie poznać zdrady i zatajam przed Litwinką moją przygodę. Moja więź emocjonalna jest średnia, przed sobą tylko przyznaję że zdradziłem. Wkrótce Riska wyjechała w swoje strony, a ja wróciłem niechętnie do poprzedniego łóżka. Nie cieszyło mnie to jak dawniej, więc znienacka przyznałem że chcę sam pojechać na drugą stronę wyspy. Nagle w środę wieczorem wyjeżdzam pociągiem i nic mnie nie zatrzyma żebym za dobę się spotkał z Riską. Serce moje wyraźnie już bije do Jawajskiej dziewczyny. Tydzień mieszkałem u niej w miasteczku, zdążyliśmy się jeszcze więcej poznać i odkryć, zaakceptować. Snułem już plany na przyszłość, czułem że znalazłem tę jedyną i właściwą. Mimo różnic kulturowych i w charakterze, pasujemy do siebie. Tydzień szybko minął, niestety musiałem wrócić do swojego miasta. Dalej spotykałem się z Litwinką, ale już tylko na kolacje i wspólne wypady, unikałem wspólnych nocy jak mogłem. A jeśli już nocowaliśmy, to nie było z tego przyjemności.
Oczywiście codziennie utrzymywałem kontakt z Riską, aż pewnego dnia zaskoczyła mnie: przesłała wynik testu ciążowego, będę ojcem. Początkowo szok, ale jak z perspektywy kilku miesięcy sobie przypomnę to już ją kochałem lecz nie zdążyłem tego wyznać. Czułem że mogę podołać nowemu wyzwaniu, lecz od tej pory nie potrafiliśmy się ze sobą dogadać, nawet wtedy gdy jeszcze raz osobiście ją odwiedziłem by porozmawiać na temat ewentualnej przyszłości.
Mógłbym długo pisać, ale skończyło się najgorszym wyjściem czyli aborcją. Uważam że z mojej winy, nie dawałem jej wystarczająco wsparcia ani pomysłów jak zbudować rodzinę. Poddałem się szantażom emocjonalnym, grze na honorze itp. Poinformowała mnie dopiero wchodząc na salę operacyjną że nie ma odwrotu. Wydawało się że nasz koniec okrutnej znajomości właśnie się dopiął. Z Litwinką już prawie nie miałem kontaktu, ale zabrakło mi odwagi wyznać że więcej nie będziemy się spotykać. Interesowała mnie jedynie Riska.
Ale to nie był koniec, to był drugi początek, bo gdy nieplanowanie przebywaliśmy w środkowej części wyspy, po długich dywagacjach zdecydowaliśmy się spotkać. I tak już zostało na dwa miesiące, część czasu mieszkaliśmy razem w mieście, trzy tygodnie u niej na wsi. Codziennie razem, fantastyczne uczucie. Potrafiliśmy rozmawiać, tłumaczyć, analizować różnice w zachowaniach i w kulturze naszych krajów. Szczerze wyjaśnialiśmy kłopotliwe sytuacje, w tym tę którą ją na dnie serca dręczyła. Mianowicie że sypiając z nią na początku, wróciłem jeszcze do Litwinki.
Kolejny etap to rozstanie na dwa miesiące, sprawdzimy ile warta jest nasza miłość. Ja na wcześniej zorganizowaną wyprawę po okolicznych krajach, a ona z najlepszym przyjecielem na dwa tygodnie na Bali. Jeszcze przed rozjazdem, zdążyłem go poznać, się pewnie domyślacie że to on doprawi mni niedługo rogi.
O podróżach nie będę pisał, prawie codziennie mieliśmy ze sobą krótki dialog. Aż stało się. Ja codzinnie byłem niespokojny, że nic między nimi nie będzie, ale po kilkunastu informacjach i faktach zebranych przez portale społecznościowe i jej pytania do mnie, wyraziłem swoje przeczucie że to się stało. Przyznała się, po minucie dodając że jest w ciąży. Sam siebie nie poznaję, ale to ja ją wspierałem przez kolejne 3 dni, a ona szukała pomysłu na życie. Temat drugiej aborcji nie wchodzi w grę, szybko to zaakceptowałem. Kolejnie tygodnie to przepychanie się, kto co komu zrobił, dalsza porcja szantaży emocjonalnych, pytań retorycznych, momentami pojawiają się uczucia zwątpienia, pustki, ale kiedy naprawdę źle wlewamy w siebie kolejną porcję nadziei.
I tak aż do mojego powrotu do Indonezji. Drugiego dnia z okazji urodzin spotykamy się w hotelu. Nie jest łatwo, ale sytuacja ma się ku lepszemu. Potrafimy rozmawiać o błędach, przyczynach, generalnie się rozumiemy.
Ale pojawiło się dziecko, nie moje dziecko. Ona musi opuścić rodzinny dom i dochować ciążę w tajemnicy, nie ma nikogo bliskiego poza mną, ojciec się zawinął i nie zamierza utrzymywać kontaktu.
Czuję i się nie dziwię, dziecko jest ważniejsze od związku ze mną. Choć oboje potrafimy wyznać, że chcemy być ze sobą i wzajemnie się kochamy, ciężko akceptujemy bolesną przeszłość. Brakuje z mojej strony jasnej deklaracji co mogę zrobić dla niej, jak zorganizować przyszłość. Ona świadoma swojej winy, nie daje sobie nadziei że ja będę przy niej na dłużej, żyje w niepewności i strachu że któregoś dnia odejdę. Sama mi mówi że gdyby była mną, tak by uczyniła.
Ja wiem i bardzo żałuję że jestem światu winny jedno istnienie, ale teraz sytuacja jest jeszcze bardziej złożona, boję się że któregoś dnia nie podołam i wszystko runie raz na zawsze. Wybaczam zdradę, ale szukam wspólnej drogi.

Po co to napisałem? Chciałbym przeczytać że ktoś rozumie mój tok myślenia i moje postępowanie. Możliwe że jestem zbytnio naiwny, wierzę ślepo że ten związek przetrwa i będzie się miał dobrze. Ale z drugiej strony jestem przygotowany na trzęsienie ziemi nawet jutro. Chcę jeszcze zapytać na ile jestem potrzebny kobiecie w ciąży nie ze mną? Czy jeśli nie będę zachowywał się jak przyszły ojciec, a jedynie zaakcpetuję dziecko, będzie to wystarczające dla niej?
napisał/a: KokosowaNutka 2014-11-12 18:39
Wiecie, ze istnieje cos takiego jak prezerwatywy?
napisał/a: dr preszer 2014-11-12 18:51
Moim zdaniem, jeśli z nią zostaniesz to zrobi więcej dzieci. Niekoniecznie Twoich. Kurcze, płodne te Indonezyjki :)
napisał/a: e-Lena 2014-11-12 19:00
MarcinnEQ napisal(a):Chciałbym przeczytać że ktoś rozumie mój tok myślenia i moje postępowanie

No ja nie rozumiem ani jednego, ani drugiego, ale na pocieszenie dodam, że mógłbyś pisać Harlequiny, bo ten fragment o głębokich oczach świetnie wpisuje się w kanon literatury.
napisał/a: Annie 2014-11-13 20:08
I w taki własnie sposób rozprzestrzeniają się choroby przenoszone drogą płciową...
napisał/a: Rooda666 2014-11-13 21:22
e-Lena napisal(a):MarcinnEQ napisał/a:
Chciałbym przeczytać że ktoś rozumie mój tok myślenia i moje postępowanie

No ja nie rozumiem ani jednego, ani drugiego, ale na pocieszenie dodam, że mógłbyś pisać Harlequiny, bo ten fragment o głębokich oczach świetnie wpisuje się w kanon literatury.


Annie napisal(a):I w taki własnie sposób rozprzestrzeniają się choroby przenoszone drogą płciową...
i kiepskie geny.