Różowe okulary?

napisał/a: ~gość 2009-12-03 13:01
Witajcie!
Poczytuje forum od pewnego czasu, jednak odważyłam się napisac po raz pierwszy. Zarejestrowałam się przed chwilą! Skłonił mnie do tego głównie jeden temat, choć we wszystkich niemal znajduję mnóstwo mądrości, dojrzałych słów i refleksji oraz wspaniałych rad.
W każdym znajduję coś o sobie.... Niemniej "kto jest tym jedynym??".. to prawie moja historia...
Ale kilka słów na początek...
Skończyłam 33 lata...Mam męża, dziecko... Podobnie jak autorka powyższego tematu wspaniałe życie u boku cudownego mężczyzny. Niczego nam nie brakuje. Jesteśmy razem od 12 lat, małżeństwem jesteśmy od 9. Mąż od zawsze był moim przyjacielem, wsparciem... nie zawiódł nigdy. Trwał przy mnie w każdej sytuacji /i nadal tak jest/.
Przez wszystkie te lata żyłam szczęśliwie i spokojnie u boku mężczyzny, co do którego byłam przekonana że jest tym jedynym.
Do dziś troszczy się o mnie i o syna, pomaga w każdej sytuacji, wyręcza w obowiązkach.. Jest przy tym czuły, kochający. Może nie jest Adonisem.. ale cóż od początku to wiedziałam i zupełnie inne wartości dostrzegałam w nim. Nie należy do przystojniaków ale jest wysoki, szczupły, wysportowany...i ma niesamowite oczy, które patrzą na mnie w sposób niewyobrażalny. Zniknęły już motyle w brzuchu i TA chemia..ale w ich miejsce pojawiło się chyba coś cenniejszego - odpowiedzialność, przywiązanie, partnerstwo i stabilna, trwała znacznie mniej romantyczna ale jednak prawdziwa miłość. Chociaż czasem, miewam wrażenie, ze po tych 12 latach jestem dla niego nadal tą samą dziewczyną, z którą umawiał się na randki.. Tylko chyba kocha bardziej i dojrzalej...
Poznałam Adama podczas studiów. Mieszkaliśmy wówczas w różnych miastach, widując się jedynie w czasie weekendów. Mimo to nasza miłość rozwijała się i zacieśniała. Ślub wzięliśmy gdy skończyłam naukę i wróciłam do rodzinnej miejscowości.
Kilka lat szczęśliwego, udanego związku. Potem decyzja o dziecku... i kłopoty... Nie będę tu opisywać naszej walki o maleństwo bo to inny temat. Nawiązuję jednak do tematu Guli, który skłonił mnie do pojawienia się tu. Nasze problemy związane z dzieckiem były zupełnie inne niż u Guli, jednak najważniejsze, iż zakończyły sie sukcesem a dziś syn ma 4 latka.
Przez cały okres naszej walki o maluszka, mąż był wsparciem, podporą, azylem a czas ten stanowił dla nas wielki sprawdzian.
Udało się!!!! Adam jest mądrym i cudownym człowiekiem a ja czułam się jakbym wygrała los na loterii. Po pojawieniu się dziecka nasze małżeństwo rozkwitło. Wszystko było wspaniale. Adam okazał się nie tylko fantastycznym mężem, ale również ojcem i jak zawsze partnerem, przyjacielem.
A ja? Zawsze mocno stojąca na ziemi, zrównoważona, nad wyraz poważna i stanowcza...zabłądziłam jak nastolatka...To było 2 lata temu..
Ofiara NK... Znajomość sprzed lat... Do chwili gdy nie pojawił się On, przez mysl mi nie przeszło abym ja mogła wpakować się w coś takiego.
Przecież mam wspaniałego męża, który świata poza mną nie widzi /a ja poza nim/, przecież mam upragnione dziecko o które wspólnie walczyliśmy z życiem, przecież tworzymy wspaniałą rodzinę, mamy wspólnych przyjaciół, przecież mamy piękny dom i dobra materialne.. A jednak..
Od zawsze uchodziłam za kobietę urodziwą, podobam się mężczyznom. Stanowi to dla mnie miłą wiadomość ale to wszystko. Kochałam Adama.. nie potrzebowałam szukać potwierdzenia własnej atrakcyjności u innych mężczyzn. Miewałam ku temu wiele okazji i jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy skorzystać z nich, bo po co, miałam męża.
Zaczęło się od maili od smsów... Spotkanie.../On mieszka winnej miejscowości więc musieliśmy przyjeżdżać do siebie/..
I cóż się okazało... zwariowałam... Sama zaplanowałam dzień, w którym pójdziemy do łóżka. I tak też się stało. Od tamtej pory upłynęło wiele czasu i wiele razy zdradzałam Adama.
Zakochałam się... tak przynajmniej sądziłam... Po kilku miesiącach tej "odświeżonej" znajomości poczułam, że moje małżeństwo to pomyłka /?/, chciałam je zniszczyć, porzucić pracę, zabrac syna, wyjechać, rozpocząć z Nim nowe życie. Zaznaczam, ze On też dążył do tego. Byłam jak w transie.. Nic się dla mnie nie liczyło, tylko odliczanie czasu do kolejnego spotkania i znalezienia się w Jego ramionach.
Planowaliśmy moje odejście od męża i rozpoczęcie naszego nowego życia. Rozmawialiśmy o przyszłości, o ślubie, o naszej rodzinie.. Zapewnialiśmy się, iż jesteśmy połóweczkami jabłuszka zagubionymi, którym los dał kolejną szansę.
Po takiej upojnej "randce" wracałam do domu, gdzie Adam witał mnie na progu razem z synkiem, mówiąc "witaj kochanie, dobrze że wróciłaś, tęskniliśmy"... Na początku nawet nie miałam wyrzutów sumienia.
Mój mąż do dziś nie podejrzewa niczego... ale jakiś czas temu powiedział mi, że jestem dla niego wszystkim, całym jego światem..że beze mnie nie potrafi życ.. Że jestem sensem jego życia i dla mnie zrobiłby wszystko.. Cóż.. powtarzał mi to tysiące razy, ale ten jeden raz ścięło mnie to z nóg.
Mój mąż po 12 wspólnych latach, po nie tylko cudnych wspólnych chwilach, ale przede wszystkim po wielu szarych, banalnych dniach, po wielu kłótniach i problemach na jakie napotyka się w codziennym życiu.. Mój mąż, który oglądał mnie już i uśmiechniętą, szczęśliwą i złą, wściekłą, załamaną, który widział mnie i "w zdrowiu i chorobie", i w balowej sukni i w starym dresie... nadal mnie kocha tak, że niemal czuję dotyk tego uczucia.
Wówczas chyba zaczęły opadać mi moje "różowe okulary". Zaczęłam przeglądać różne fora, posty, wypowiedzi dotyczące związków, zdrady, jej przyczyn itp. I tak trafiłam tutaj.
Odpowiedzi na moje pytania oczywiście nie znalazłam ani usprawiedliwienia tym bardziej..bo jak usprawiedliwić totalną głupotę... Nie, znalazłam za to mnóstwo cennych informacji, porad jakimi wymieniali się piszący... Opisów uczuć obu stron... To mnie nieco otrzeźwiło chyba.
Zaczęłam się zastanawiac co sprawiło, że gotowa byłam porzucić najwspanialszego człowieka na świecie, dla wyidealizowanego, stworzonego przeze mnie obrazu mężczyzny, o którym tak naprawdę niewiele wiem. Pojawiły się wyrzuty sumienia.
Dostrzegłam także, iż mój ON daleki jest od ideału. Tak daleki, że nie mogę uwierzyć, że chciałam dla niego zmienić swój świat /zniszczyć!!!/.
Zaczęło się banalnie.. sprzeczka, kłótnia o drobiazi... I cóż się okazało.. zniknął gdzieś słodki wyidealizowany, cukierkowy obraz mojego Pana. Ten, który o wszystkim zawsze chciał konstruktywnie rozmawiać. Pojawił się prawdziwy on, który w chwili złości nie panując nad słowami ubliża, poniża, pogardliwie i wulgarnie się odnosi a także wykrzykuje przekleństwa w sposób arogancki i chamski.
Po czasie, gdy wszystko ucichło a ja już bez emocji chciałam powrócić do tematu, pokazaując mu co mnie zabolało...usłyszałam, że sama to sprowokowałam bo czepiam się bzdur a on ma ważniejsze problemy na głowie.
Pomyslałam wówczas, co będzie w obliczu normalnego życia i prawdziwych problemów, związanych z domem, rodziną itd. jeśli zwykła sprzeczka o bzdurę /chodziło o treść smsa/, wywołuje u niego takie emocje...
Wtedy chyba moje okulary spadły zupełnie...
A kiedy porównałam analogiczną sytuację z Adamem... łzy same popłynęły mi po policzkach...
Nigdy mi nie ubliżył, nie skrytykował, nigdy nie wyśmiał ani nie poniżył.. Każdy mój problem-nie problem był ważny bo był mój! Nawet treść smsa. Potem nawet sśmialiśmy się z tego, iż w ogóle kłóciliśmy się o taki banał. Przez 12 lat nie podniósł na mnie głosu, a po kłótni, nawet tej największej i poważnej, zawsze gotów był powrócić do tematu, kiedy emocje nieco opadły, by znaleźć błedy, przyczyny itd. Zawsze!!!! I zawsze mnie przytula... zawsze.
Czytając temat "kto jest tym jedynym??" przyjrzałam się Guli, która przeżywała swoje wzloty i upadki i myślę, iż dzięki Waszemu wsparciu oraz mądrym i przemyslanym uwagom a także ostrym słowom, odnalazła się w końcu.
Wiem, że ja tez muszę.
Widzę już, ze związek z Nim nie ma przyszłości, że ten facet mnie niszczy w pewnym sensie, i sądzę że w przyszłości raczejnie będzie lepiej..a jednak... jeszcze tkwię w tej matni...mimo wszystko ON wciąż zapewnia o swojej miłości i pragnieniu bycia ze mną... Ale słowa to nie wszystko...
Odważyłam się napisac do Was ponieważ jak wszyscy, mam tu anonimowość pozwalającą otworzyc się przed kimś innym. O moim "problemie" nie wie absolutnie nikt. Tym bardziej mi ciężko.
Odważyłam się napisać także i dlatego, iż tylu mądrych i cennych słów nie znalazłam nigdzie i mam cichą nadzieję, że i na mnie spojrzycie krytycznie, odpowiecie i udzielicie wsparcia.
Sorrow Twoja mądrość, wiedza i dojrzałość wypowiedzi są dla mnie zniewalające, podobnie jak i BeatrixKiddo oraz wielu innych nawet dominika25, który ma język wyjątkowo ostry. Wasze słowa są dla mnie niezwykle cenne a trzeźwe spojrzenia sprawiają, iż nabieram do swojego problemu innej perspektywy.
Mam nadzieję, ze ja również otrzymam od Was wiele konstruktywnych uwag.
Wiem już co powinnam, jak powinnam... ale wciąż brakuje mi na to sił.. Może Wasze ostre, mądre sowa pomogą mi się zdecydować raz ale stanowczo, a potem będą dla mnie wsparciem i motywacją...gdybym jednak się zawahała..
Pozdrawiam....
napisał/a: Magdalena32 2009-12-03 13:58
a więc od 2 lat kręcisz na boku, teraz piszesz że nie kochanek jest taki zły ale jakoś nadal się z nim spotykasz więc jest coś więcej niż "zauroczenie", tak samo z szacunkiem cały czas planowałaś odejście od niego a i przy okazji zabrać mu dziecko i piszesz że go szanujesz? jeżeli Ty w taki sposób okazujesz ludziom szacunek to chyba lepiej być Twoim wrogiem bo dla nich jesteś baardzo miła z tego co widać.
naprawdę można pogratulować mężowi, daje z siebie wszystko a w zamian dostaje romans żony wraz z planami odejścia od niego i zabrania mu wszystkiego co kocha, nic tylko pogratulować mu jest szczęściarzem!

chcesz to zakończyć? powiedz mężowi, może on będzie w stanie zakończyć jeden z Twoich związków skoro sama nie możesz...

jeżeli naprawdę zależy Tobie na mężu, to albo mu powiedz o romansie i daj mu wybór, lub definitywnie jak najszybciej kończ romans ale z tym drugim będzie problem bo tamten prędzej czy później w ramach zemsty może poinformować męża o waszym związku na boku...
napisał/a: ~gość 2009-12-03 14:20
Andra napisal(a):
Przecież mam wspaniałego męża, który świata poza mną nie widzi /a ja poza nim/, przecież mam upragnione dziecko o które wspólnie walczyliśmy z życiem, przecież tworzymy wspaniałą rodzinę, mamy wspólnych przyjaciół, przecież mamy piękny dom i dobra materialne..


Jak to przeczytałam pomyślałam że po prostu było Ci za dobrze i to Cię zmęczyło ,bo w zasadzie im lepiej w małżeństwie tym nudniej i mniej emocjonalnie - kolejna typowa historia, widocznie większe branie mają chamy i prostaki od czasu do czasu stwarzające atmosferę romantyzmu. I czasami mam wrażenie, że wy - zdradzający naprawdę nie macie żadnych problemów i sami je sobie robicie.
Jednak kiedy dotarłam do tegoż fragmentu

Andra napisal(a):
chciałam je zniszczyć, porzucić pracę, zabrac syna, wyjechać, rozpocząć z Nim nowe życie. Zaznaczam, ze On też dążył do tego. Byłam jak w transie.. Nic się dla mnie nie liczyło, tylko odliczanie czasu do kolejnego spotkania i znalezienia się w Jego ramionach. .


i dać na wychowanie jakiemuś typowi z pod ciemnej gwiazdy to szczerze mówiąc straciłam resztki współczucia. Sorry, kiepska z Ciebie matka skoro planowałas sobie za plecami syna, że go "porwiesz" i rozdzielisz z tatą,który niczemu nie zawinił a wręcz przeciwnie. To z resztą podsumowało kim dla Ciebie są najbliźsi Ci ludzie - zabawkami, które jak sie znudzą to się je odstawi ,a te które cały czas lubisz, weźmiesz ze sobą. Może czas na zmiany i przewartościowanie się?
Jak czytam takie wypowiedzi to mam wrażenie że ludzie nie są stworzeni do miłości i rajcuje ich jedynie gonitwa za nowością.
W zasadzie po co tu przyszłaś skoro dalej w tym tkwisz? Tęsknisz za tym słodkim draniem którym był kochanek kiedy miałaś jeszcze różowe okulary, czy podświadomie szukasz dla siebie kary, za to że zawiodłaś jako partnerka i jako matka?
napisał/a: ~gość 2009-12-03 15:30
Dziękuję Wam za odpowiedzi. BeatrixKiddo pytasz po co tu przyszłam? No przecież nie po to byście pogłaskali mnie po główce mówiąc biedna dziewczynka, zgubiłaś się ale dobrze ze zaczynasz się "nawracać"... Tak, chciałam słów krytyki, mądrych rzeczowych, takich które pozwolą mi na siebie spojrzec i właściwie ocenić. Wiesz jak to jest.. stojąć przed lustrem i mówiąc sobie że źle postępuję to za mało w sytuacji gdy nie myslisz rozsądnie. Potrzebny jest właśnie taki "kopniak" od osób trzeźwo myślących, może doświadczonych, zupełnie niezależnych... Bo to naprawdę daje do myślenia i powoduje przewartościowanie swojego postępowania.
Tak jak napisałam wcześniej, w Twoich słowach odajduję mnóstwo mądrości i chyba tego właśnie szukam. Ponadto mam świadomość, że jako osoba niezaangażowana potrafisz obiektywnie ocenić i tym bardziej wartościowe są dla mnie Twoje słowa. Bardzo Ci dziękuję za nie.
Potrzebuję chyba tej konstruktywnej krytyki, wyrażonej nawet przykrymi słowami, takimi jakie otrzymałam od dominika, która będzie dla mnie zimnym prysznicem a przy tym pozwoli wytrwac.
W całej tej gmatwaninie moich słów nie napisałam jak widzę najwazniejszego.
Nie szukałąbym wsparcia i pomocy na tym forum, gdybym chciała trwać w tym co sama sobie zafudnowałam.
Nie spotykam się z Nim od 3 tygodni.. w poniedziałek powiedziałąm mu, że musimy od siebie "odpocząć" na jakis czas i od tamtej pory milczę. On też. nie zdobyłam sie jeszcze na słowa: To koniec.
Kiedy poczytałam Wasze słowa, pomogły mi one ale boję się, ze również mogę się załamać.. kiedy zadzwoni itd...
Stąd szukam tu i krytyki i wsparcia i mam nadzieję również trochę dopingu. Widziałam po wątkach na tym forum, ze droga jest długa i ciężka... ale już podjęłam próbę...
Mam nadzieję, że silna moja wola, świadomość tego co mogłam stracić oraz Wasze cięte acz trafne uwagi pozwolą mi wytrwac i wygrać. A konsekwencje...to moje życie.
Pozdrawiam...
napisał/a: ~gość 2009-12-03 15:44
No właśnie. Dlatego też właśnie podjąłem decyzję, że nie ma czegoś takiego jak ''monogamia'', a ja widzę, że jestem takim Adamem z tego wątku, czyli innymi słowy typowym frajerem, czyli innymi słowy nie jestem typem mężczyzny atrakcyjnego dla kobiety. Poza tym chyba jestem jakimś odmieńcem, psycholem, który był mojej zdrajczyni wierny jak pies, no oprócz jednego pocałunku cmok po pijaku, który trwał 0,5 sekundy a później rzygałem 2 dni myślą o tym co zrobiłem, choć ledwo to pamiętałem. Wszyscy moi koledzy mi zawsze mówili, że ja to jestem po...any, że nie zdradzam, nawet kochaś mojej mówił jej jak to ja ją zdradzam, drugi kochaś też zresztą jej tak mówił. No i uwierzyła, że pośród tych dwóch świń ja byłem tą największą, ale przynajmniej opiekowałem się nią i pomagałem na każdym kroku na dobre i na złe. Nie opłaciło się. Tak jak Adamowi... Smutne...

Mimo wszystko ulga dla mnie. Z racji tego, że nie będę nigdy mężem, nie spotka mnie już nigdy nic z tych rzeczy, a tym bardziej nic podobnego do sytuacji Adama z opowieści autorki wątku.

Proszę Cię, Andra, za nic w świecie nie mów o tym swojemu Adamowi, bo go tym zabijesz. On ma się nie dowiedzieć, a Ty wybierz teraz i wyciągnij wnioski, choć niestety dla Adama, zawsze kochanek pozostanie w Twojej pamięci i jak typowa kobieta, będziesz go zawsze wspominać miło.

A Adamowi nie mów, błagam nie mów.

Oczywiście jesteś perfidną zdrajczynią, która dała Adamowi nóż w plecy za to, kim dla Ciebie jest, a kochankowi dajesz całą siebie za to, jakim jest draniem. Ale jak już wspomniałem, i jak mówi piosenka : ''dziewczyny kochają niegrzecznych facetów''. Dlatego dla mnie celem numer jeden teraz jest stać się milionerem w przeciągu najbliższych 3 lat (obiecałem sobie że będę nim przed 30stką ), to mi powinno zająć czas odpowiednio, żeby nie musieć rozpaczać nad krzywdą jaka mnie spotkała

Najgorsze w Twojej postawie jest to, że przejrzałaś na oczy dopiero, gdy kochanek pokazał pazurki. W innym przypadku nie myślała byś o tym, żeby wrócić do męża. Adam nie zrobił nic złego, sama tak mówisz. Tzn w kobiecej psychologii zrobił, bo był ciapkiem, a jak wiemy, kobiet tacy nie kręcą.

Uważam, że Ty nie zasługujesz na Adama, a Adam tymbardziej zasłużył na kogoś, kto potrafi docenić jego miłość, oddanie, wierność, odpowiedzialność za Ciebie i dom. Nawet jak zerwiesz z kochankiem, to i tak będziesz go kochać, więc Adam będzie rogaczem przez cały ten czas. Ja osobiście nie wyobrażam sobie tego, jak np za 10 lat będziesz mogła spojrzeć mu w oczy, ba, patrzeć mu w oczy każdego dnia.

Jesteś szczególnym typem zdrajcy z ogromną ilością egozimu, nie było w Tobie nawet wyrzutów sumienia, wciąż nie ma, tzn są, ale w kierunku kochanka są silniejsze, bo szkoda Ci go zostawiać, a może jednak będzie miły...

Nie doradzimy Ci tu, bo rada jest jedna - koniec z kochasiem i odbudowuj cudowne małżeństwo, które miałaś a sama świadomie rozwaliłaś w drobny pył. ''Ale to trudne, nie tak łatwo...'' - koniec z kochasiem i odbudowuj cudowne małżeństwo, które miałaś a sama świadomie rozwaliłaś w drobny pył, ''łatwo wam mówić'' - koniec z kochasiem i odbudowuj cudowne małżeństwo, które miałaś a sama świadomie rozwaliłaś w drobny pył i tak do skutku możemy powtarzać, a Ty i tak nie posłuchasz, bo już pod wpływem silnych emocji za bardzo się w niego wkręciłaś, a Twój biedny nieświadomy Adam nawet nie wie, że już nigdy go nie pokochasz, już nigdy nie będzie na pierwszym miejscu...
napisał/a: Magdalena32 2009-12-03 15:50
Andra napisal(a):Nie szukałąbym wsparcia i pomocy na tym forum, gdybym chciała trwać w tym co sama sobie zafudnowałam.


tak na dobrą sprawę wcześnie przytaczałaś problem Guli która także pojawiła się na forum aby szukać wsparcia które otrzymała a i tak zrobiła swoje, podobnie było z inną panią która także pojawiła się prosząc o pomoc a z rad jakie otrzymała i tak nie skorzystała.
więc to że jesteś na forum nie musi oznaczać że chcesz coś zmienić, bo możesz tym sposobem łagodzić wyrzuty sumienia itp

BeatrixKiddo napisal(a):
Andra napisal(a):
chciałam je zniszczyć, porzucić pracę, zabrac syna, wyjechać, rozpocząć z Nim nowe życie. Zaznaczam, ze On też dążył do tego. Byłam jak w transie.. Nic się dla mnie nie liczyło, tylko odliczanie czasu do kolejnego spotkania i znalezienia się w Jego ramionach. .


i dać na wychowanie jakiemuś typowi z pod ciemnej gwiazdy to szczerze mówiąc straciłam resztki współczucia. Sorry, kiepska z Ciebie matka skoro planowałas sobie za plecami syna, że go "porwiesz" i rozdzielisz z tatą,który niczemu nie zawinił a wręcz przeciwnie.


za sam pomysł odebrania mężowi dziecka, temu dobremu mężowi, powinnaś od niego odejść!
jeszcze bym starał się zrozumieć romans gdyby coś było nie tak i gdyby bił dziecko i Ciebie, ale żeby odbierać dziecko mężowi tylko dlatego że kochał, był wierny i szanował Ciebie przez wszystkie lata? a teraz jeszcze chcesz niby wrócić do niego, ale tylko dlatego bo tamten już nie jest taki cudowny? daj sobie spokój z mężem i kochankiem, bo widać że Tobie jest ciężko dogodzić...
napisał/a: ~gość 2009-12-03 16:32
lordmm napisal(a):Wszyscy moi koledzy mi zawsze mówili, że ja to jestem po...any, że nie zdradzam


Moze to nie temat, ale na pocieszenie wsadzę w kropki swoje "super", że nie zdradzasz i tak trzymaj : )
A co do tej miłości do drania to jest mniej więcej tak:
a)kobiety zazwyczaj chcą mieć jakiś cel ,misję w związku i zły facet taką jej daje (jest draniem więc trzeba go nawrócić) ,niekoniecznie świadomie. Całe szczęście, że obrałam sobie inną misję nie związaną ze związkami.
b)drań jest trudniejszym kąskiem do zdobycia niż kochany facet (coś jak kontrapunkt dla szukania kobiety nie-łatwej) i jeszcze trudniej go utrzymać przy sobie - to wjeżdża na ambicję.
c) Po jakimś czasie jak kobieta już trwa przy draniu - drań wywołuje w niej silne emocje, które ją uzalezniają psychicznie od niego.
Obok tego znajdzie się jeszcze mnóstwo innych powodów preferowania drani, ale apeluję o niegeneralizowanie.

Andra
nic nie zrozumiesz.My tu sobie możemy co najwyzej pogadać. Zakończenie tego związku ma wyjść od Ciebie, a nie od nas. W tej chwili robisz coś pod przymusem, bo jednocześnie rajcuje cię słodki dran mimo że wiesz iż to przyszłości miec nie będzie
napisał/a: ~gość 2009-12-03 18:15
Oczywiście, że zakończenie związku tego związku MUSI wyjśc ode mnie. Jednak to Wasze słowa są motywacją, to Wasze słowa pozwalają otrząsnąć się... Poczytując to i inne fora o podobnej tematyce nauczyłam sie sporo o sobie w bardzo krótkim czasie. Niektóre bardzo ostre i dobitne słowa stanowią swoiste katharsis. naprawdę. Oczywiście, ża osrtą krytykę mozna się obrażać, kłócić itd.. Ale ja pojawiłam się tutaj chyba własnie po to by dostać gromy.. chciałam kary.. Bo sama nie umiałam jej sobie wymierzyć.. a tak jak wspomniałam rozmowa z lustrem to nie to samo... Oczywiście zrobię jak uznam, wy możecie mnie łajać, biczować, wspierać, chwalić, ganić itd... Niemniej mam teraz świadomość, że jest gdzieś na świecie ktoś, kto mi podpowiedział..poradził... zupełnie bezinteresownie, ale z to szczerze i bez emocji...
A przy tym wiele opinii, wiele uwag od różnych osób, to więcej niż psychoanaliza.

Lordmm proszę nie nazywaj mojego męża frajerem, ani siebie tym bardziej.
Winna jestem tylko ja. Tylko. On jest WIELKIM człowiekiem. Ty również.
Twoje dalsze słowa poruszyły mnie do głębi, znacznie mocniej niż oskarżenia dominika, które oczywiscie są słuszne.. Zaś ostatni akapit będzie chyba moją mantrą aż do samego końca.. czyli do chwili gdy odejdę od tego nazwijmy go B. a potem przetrwam okres detoxu. Mam nadzieję że mi się uda, że nie pójdę w ślady Guli...

Wbrew temu co napisałeś... ja jednak kocham mojego męża.. wiem że może to w moich ustach teraz brzmieć dziwnie..ale tak jest. Ta własnie świadomość dotarła do mnie, gdy mój mąż tak pięknie mówił o tym, kim dla niego jestem... Kiedy zaczęły mi opadać te okularki...
I właśnie datego zawalczę o ten związek, bo poczytując własne takie fora jak to, uświadomiłam sobie co mogę stracić. Owszem, otrzeźwiałąm gdy B. pokazał pazurki... Ale przecież do działąnia na ogół musi być jakis impuls...

Dziękuję Wam z całego serca za każde słowa.
Pozdrawiam
napisał/a: Magdalena32 2009-12-03 18:39
Andra napisal(a):Lordmm proszę nie nazywaj mojego męża frajerem, ani siebie tym bardziej.
Winna jestem tylko ja. Tylko. On jest WIELKIM człowiekiem. Ty również.
Twoje dalsze słowa poruszyły mnie do głębi, znacznie mocniej niż oskarżenia dominika, które oczywiscie są słuszne


ja Ciebie nie oskarżam ja tylko stwierdzam fakty, a faktem jest że Ty męża nie szanujesz! bo gdybyś szanowała to nie planowałabyś z zimną krwią zabrać mu dziecka w sytuacji kiedy Ty odchodzisz do kochanka!

ale może zamiast tak pięknie pisać zaczęłabyś działać co?
bo jak narazie to ja widzę tylko piękne posty jak to forum jest cudowne i dobrze radzi itd ale o tym już wiedziałaś przed napisaniem tutaj śledząc inne wątki i jakoś mając rady na talerzu nie skorzystałaś z żadnej z nich bo nadal masz romans z tym facetem, a to że macie chwilę przerwy nie oznacza że to już koniec, bo wystarczy jeden telefon i Ty już będziesz w jego łóżku!
swoją drogą skoro tak pięknie piszesz to może weź mężowi tak pięknie opowiedz o dwuletnim romansie i tym jaka to Ty biedna byłaś że się zakochałaś a tamten taki zły bo nakrzyczał na Ciebie i Ty w takim razie z "brutalem" nie będziesz i wracasz do męża...do czasu, niestety.
napisał/a: ~gość 2009-12-03 20:30
Drogi dominiku! Wiem, ze mnie nie oskarżasz, wiem że korzystając z prawa jakie mamy tu wszyscy wypowiadasz swoje zdanie. Jest ono jakie jest i ja je szanuję.
Co do syna.. źle się wyraziłam... Nigdy nie chciałam go porwać! Jednak zamierzając odejść od męża i wyjechać do innego miasta, uważałąm że syn pozostanie ze mną. Nigdy nie chciałam izolować go od ojca. Pisząc teraz te słowa czuję jak bardzo są podłe.. Tak jestem egoistką!
Radzisz bym zaczęłą działać... myślę, ze poczytywanie takich forów, zastanaiwanie się nad wypowiedziami osób tu piszących..już coś zaczęłam działać.. Może to nie to jeszcze co powinnam, ale choć mały krok.
Gdzieś wyczttałąm, że to jak uzaleznienie i chyba coś w tym jest... Przez długi czas trwałam w tym transie nie widząc niemal nic.. Potem, po słowach Adama spojrzałam na Niego jak na męża i zastanowiłam się... Następnym impulsem było zachowanie B. Sądzę, że detox też trochę potrwa.
Jestem na tym forum od zaledwie kilku godzin, otrzymałąm w tym czasie więcej niż się spodziewałam. To naprawdę katharsis.
Najbardziej dotarły do mnie słowa lordamm, choć i Beatrix dała mi szkołę.
Sądzę, że jest to jakieś działanie. Wiem, ze jest zdecydowane i konkretne... ale jakieś już jest. Chcę się otrząsnąć...Chcę zawalczyć o moje małżeństwo.
Nie dążę do spotkań, nie dzwonie i nawet /o dziwo!/ nie brakuje mi tego, chociaż od kilku dni siedzę w domu na urlopie. Siedzę i myślę.. Czekam na progu na męża, który wróci z pracy i...to czekanie sprawia mi radość.
Historia Guli poruszyła mnie, bo przypomina mi moją... a przy tym pokazuje jak słaba potrafi być wola zaślepionej kobiety.
Nie chce powtórzyć jej błędów...
Ale teraz mi łatwo.. naczytałam się mądrych słów, on się nie odzywa...
Dlatego przyszłam tu...może gdy przyjdą krytyczne chwile, to Wasze ostre słowa pomogą mi je przetrwać.
Chcę to skończyć. CHCĘ. Naprawdę.
Zrobię to ale jak wskazują wypowiedzi na forum...nie jest to łatwe...I być może paradoksalnie Wasze gromy lub cytaty słów pomogą mi, gdybym jednak znów poddała się emocjom...
Na wszelki wypadek słów lordamm nauczę się na pamięć.
I jednak posłucham Jego rad...
Nie powiem mężowi. Oczywiście, ze się boję... Zrobiłam coś potwornego, sama muszę z tym żyć i do końca życia mieć tego świadomość.
Z każdą chwilą przekonuję się, iż kocham męża.
I tak jak powiedział lordmm...będę patrzeć mu w oczy przez następne lata.
Jedynie z czym się nie zgodzę to fakt, iż większe wyrzuty mam w stosunku do kochanka, bo może będzie milszy... Nie. Daleka jestem od idealizowania go. Postąpił niewłaściwie...co sprawiło, że dotarło do mnie kim jest naprawdę.
NIe powiem mężowi bo chcę odbudować małżenstwo... Może nie można budować na kłamstiwe, ale nie każda prawda powinna ujrzeć światło dzienne.
Ja i tak będę odbudowywać je z poczuciem winy, z wyrzutami sumienia i każdego dnia będę dążyc do tego, by udowodnić mężowi że jest dla mnie najważniejszy.
Będę tez pewnie życ w strachu czy aby tamten nie postanowi odegrać się itd... pojawiając się nagle.. Ma mnóstwo dowodów mojego z nim romansu.
Dziś tak myślę..może za jakis czas zmienie zdanie i postanowię zagrać z mężem w otwarte karty... Nie wiem tego... dziś nie...
Ale w tej chwili mam silne postanowienie..zdobyte na tym forum..by zakonczyć ten romans..
Wspominam chwile z mojego wspólnego życia z mężem i... brakuje mi nieobelżywych słów by nazwać samą siebie...
Dominiku.. wiesz Twoje słowa.. jeden tel. i już będziesz w jego łóżku...
Może kiedyś obraziłabym się za nie..ale nie znam Cię...
I wiesz może właśnie dzięki nim, ze zwykłej przekory...postanowię udowodnić sobie samej przede wszystkim, że jednak nie..
Może tyle na początek...
Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie cenne uwagi, zwłaszcza Tobie lordmm...
Obecność tu to naprawdę wielkie doświadczenie.
Pozdrawiam!
napisał/a: Nikita8 2009-12-03 21:27
Andra napisal(a):Gdzieś wyczttałąm, że to jak uzaleznienie i chyba coś w tym jest... Przez długi czas trwałam w tym transie nie widząc niemal nic.. Potem, po słowach Adama spojrzałam na Niego jak na męża i zastanowiłam się... Następnym impulsem było zachowanie B. Sądzę, że detox też trochę potrwa.


Uzależnienie zwykle leczy się odstawieniem nałogu - wtedy następuje detox - reakcja organizmu na brak używki.

Nie porównuj więc, bo póki co nie rzuciłaś nałogu a dopiero o tym myślisz.
A wszystkie Twoje słowa są bardzo piękne, ale slużą tylko przedłużeniu sytuacji, bo nie potrafisz podjąć decyzji i mimo wszystko jest Ci dobrze tak jak jest. I możesz tu miesiącami wypisywać jak to zrobiłaś mały kroczek do przodu, jak to rady na forum Ci pomagają, a nadal nie podejmiesz tego kroku.
Nieważne jak się boisz, jeżeli chcesz ratować małżeństwo tak jak twierdzisz, to podejmij decyzję i zadziałaj. Tak po prostu, od razu, nie jutro, za tydzień, za miesiąc. Wiesz doskonale co musisz zrobić i podobno tego chcesz, więc to zrób.
napisał/a: Magulka 2009-12-03 21:28
Andra, czytam i własnym oczom nie wierzę. Ty w ogóle nie widzisz, że coś złego zrobiłaś. Piszesz o tym z takim luzikiem, jakbyś czekała na brawa albo jak piszesz na krytykę, choć spływa ona po Tobie, jak po kaczce...
Andra napisal(a):Poczytując to i inne fora o podobnej tematyce nauczyłam sie sporo o sobie w bardzo krótkim czasie. Niektóre bardzo ostre i dobitne słowa stanowią swoiste katharsis. naprawdę.
A to ciekawe Może zechcesz rozwinąć temat. Czego się o sobie dowiedziałaś? Nazwij siebie w dwóch zdaniach... Obawiam się, że gdybyś cokolwiek zrozumiała, to inaczej byś teraz śpiewała. Katharsis Mam nadzieję, że tego tu nie znajdziesz, wybacz, ale póki co nie zasługujesz na nie.
Andra napisal(a):Lordmm proszę nie nazywaj mojego męża frajerem, ani siebie tym bardziej. Winna jestem tylko ja. Tylko. On jest WIELKIM człowiekiem. Ty również.

Zgadza się. Dlatego nie zrozumiesz, o czym Ci tu Wielcy mówią i o czym Ci ten Wielki, który mieszka pod Twoim dachem przez lata mówił. Poza swoim nosem nic nie widzisz, więc nawet nie ma szansy, żebyś zrozumiała tak prostą rzecz, że zachowałaś się na maxa egoistycznie i to co jest chyba jeszcze gorsze, że Twoim największym zmartwieniem jest teraz jedynie to, kogo wybrać - kochanego misia-pysia mężulka, czy tego drania, który by Cię wreszcie może wyprostował. Nie, nie, kochaś Ci się po prostu znudził, więc myślisz jak tu wrócić do misiulka-mężulka i żyć dalej, jakby nic się nie stało.

Czy zastanowiłaś się kiedykolwiek nad tym, że obaj Ci Panowie mają uczucia? Zarówno ten misio, jak i ten drań. Obaj są ludźmi i mają uczucia. Twoje dziecko również jest człowiekiem, choć jest mały i jeszcze myśli w swój dziecinny sposób, też jest człowiekiem i również ma uczucia. Czy Ty w ogóle w swoim życiu kogokolwiek traktowałaś jako człowieka, który czuje, którego można zranić? Czy ktoś w Twoich oczach poza Tobą zasługuje na szacunek?

Poznałam już wiele historii o zdradach, ale Ty jesteś ewenementem. Jak dla mnie jesteś najlepszym przykładem na to, że zdrada zdradzie nie równa. I tak jak do tej pory w 80% potrafiłam kogoś zrozumieć, potrafiłam współczuć zdrajcom, tak Tobie nie potrafię. Nie zasługujesz ani na tego biednego męża, ani na tego drania kochanka. Jesteś niczym pijawka, wysysasz ile się da i rzucasz się na kolejną ofiarę. Piszesz jeszcze takie rzeczy...
Andra napisal(a):...ja jednak kocham mojego męża.. wiem że może to w moich ustach teraz brzmieć dziwnie..ale tak jest. Ta własnie świadomość dotarła do mnie, gdy mój mąż tak pięknie mówił o tym, kim dla niego jestem... Kiedy zaczęły mi opadać te okularki...
I właśnie datego zawalczę o ten związek, bo poczytując własne takie fora jak to, uświadomiłam sobie co mogę stracić.
Czy to są żarty? Kobieto, o czym Ty w ogóle mówisz... Ten Twój cytat powinien figurować w książce z poradami - jak rozpoznać zdradziecką masę. To jest typowe myślenie osób, dla których zdrada jest nieodzowną częścią związku, które są z kimś ileś tam lat i dopiero, gdy ich cudowny charakterek wyszedł na światło dzienne, to zaczynają coś tam rozumieć, ale to coś to niestety tylko tyle - ile ja mogłam głupia stracić. To jest straszne i przerażające.

Żal mi tylko dwóch Panów, naprawdę żal. Nieważne, którego z nich wybierzesz, bo i tak na żadnego z nich nie zasługujesz, a to dlatego, że Oni Cię w jakimś tak stopniu kochają, a Ty niestety nie kochasz żadnego z nich. Kochasz tylko siebie. Czytasz i jedyne co myślisz, to nie jestem sama-miliony takich jak ja, wrócę do męża i zapomnę o sprawie. Na miejscu Twojego kochanka, zrobiłabym Ci hard-core i powiedziała Twojemu mężowi o wszystkim, o Twoich zacnych planach odnośnie dziecka, o tym przepięknych dwóch latach. Wtedy byś zrozumiała, że nie od Ciebie wszystko zależy. Nie od Ciebie, bo choć Ty tego nie widzisz, to tamci ludzie też mają swoją wartość i decydują kim są i kim będą. Niewiarygodne, prawda? Szukałaś tu "dopingi" - właśnie trzymam kciuki i liczę na to, że dasz święty spokój zarówno mężowi, jak i kochankowi

Odnośnie tych drani, to nie ma co generalizować. Tak jak nie każdy facet to świnia i nie każda kobieta, to dz... Tak jak nie w każdym związku pojawia się rutyna, czy zdrada. Jednak określenie - "dobry człowiek, to zawsze trafi na k... albo na ch..." - w tym coś na pewno jest.
Pozdrawiam