Jak nauczyć żyć się samemu?

napisał/a: Zagubionywsobie 2016-02-07 14:29
Witajcie

Jestem 26 letnim "uciekinierem", rok temu zakończył się mój długi związek z kobietą... w bardzo nieprzyjemnych warunkach. Z początku było to bolesne, cały czas zadawałem sobie pytanie dlaczego? czy coś zrobiłem? były myśli o powrocie o tym wszystkim. Ale zdrady wybaczyć nie mogę, poza tym na szczęście już się pozbierałem i z tego co wiem panienka szybciutko znalazła sobie już któregoś z kolei. Krzyżyk na drogę pies ją walił.... Z resztą było kilka spotkań z terapeutą trochę pomogły trochę nie...

teraz to już nie problem, wcześniej może był. Potrzebowałem wsparcia któego od "przyjaciół" nie otrzymałem. Przyjaciele woleli za moimi plecami bratać się z tą szują i lajkować sobie poje***e pościki na portalach społecznościowych. Ja w tym czasie znalazłem się daleko od naszego kraju, postanowiłem uciec. I mimo że byłem czasami niczym więzień zamknięty w czterech ścianach, budziłem się ze łzami w oczach w środku nocy, tak nie żałuję. Tamten rok przeskanował mi wszystkich moich znajomych i tak naprawdę pozostało kilku na których mogłem liczyć. Czasami jednak nie kazdy mial czas, pocieszenia szukalem na portalach randkowych, czatach... w więszkości były to totalne nieporozumienia.

Teraz też patrzę na to z dystansem, jak spotkam tych którym ja wiecznie pomagałem a kiedy w koncu ja potrzebowałem pomocy słyszałem "weź sie w garść" "ogarnij się" "ona nie będzie od razu twoją żoną"

no to sorry co najwyżej moge im w ryj napluć. czas podleczył rany i wszystko zmierza ku lepszemu.

Postanowiłem troszkę pokorzystać z zycia, tu gdzie jestem zyje się troszkę dostatniej i mozna pozwolic sobie na cos czego w Polsce ciężko było mi realizować, zwiedzam poznaje ludzi


ALE


nie umiem żyć samotnie, mimo ze czasami jak uda mi sie gdzies wybrac, czy to na wycieczkę, na mecz, na spacer... udaję się tam sam. Przygnębia mnie to i boli. Przez pewien czas myślałem że jestem w głębokiej depresji, nie wiem jak to nazwać. Po prostu widzę że inni ludzie z łatwością są w stanie zyc samemu, mimo wielokrotnych prob ja tak nie umiem. Cieszy mnie kiedy udam sie gdzies z kims, kiedy z kimś coś dzielę.

Jest we mnie też dużo goryczy i złości, niezaleczonych ran. Krzywdy które mi wyrządzono wszyscy mają totalnie w dupie i z UBERumiejętnością zamiatania pod dywan nigdy się nikt tym nie przejął ani o tym nie wspomniał. Żyję tu sam jak palec z nadzieją że w końcu kogoś spotkam, ale zaczyna mnie to już powoli drażnić i nudzić.

Nie umiem znaleźć recepty na szczęście..... Może jakbym wrocił do kraju byłoby lepiej? Nie byłaby to pewnego rodzaju porażka?