Kobieta mojego życia

napisał/a: grzmotowionz 2014-09-22 10:56
Zaczynając, chciałbym wszystkich przywitać, jako, że jestem nowy na forum.

Teraz do sedna, do niedawna byłem w związku z dziewczyną, która spowodowała, że
moje życie obróciło się o 180 stopni. Związek trwał raptem 6 miesięcy, ale dla mnie wystarczyło
by stwierdzić, że to jest właśnie "ta". Oczywiście, twierdzę tak, bo nie była moją pierwszą i poznając ją uderzyło mnie jak dobrze się rozumiemy. Niestety, nie mogę przez dłuższy czas znaleźć pracy, przez co
zacząłem być nieznośny, czepiałem się o głupoty, zraziłem do siebie jej znajomych swoim głupim i niedojrzałym zachowaniem. Jak to określiła, "przelało jej się".

Wiem, że wiele straciłem w jej oczach. Bardzo tego żałuję, chcę ją odzyskać, bo jestem przekonany o tym, że mogę to wszystko naprawić i będzie jeszcze lepiej niż na początku. Po prostu to wiem.
Rozstawała się ze mną spokojnie, nie było krzyków płaczu. Zapytałem, czy jest szansa, żeby to wszystko ponaprawiać, powiedziała, że na razie nie chce się ze mną spotykać, ale może się zejdziemy.
Powiedziałem jej, że ją odzyskam, kiedy już musiałem wracać do domu, uśmiechnęła się tylko i poszła do domu.

Niby nie była ze mną długo, ale to wystarczyło, żeby się przekonać o tym, że to "ta". Niestety zepsułem.
Nie potrafię sobie z tym poradzić, bardzo chcę ją odzyskać, wiem, że jeśli mi się to nie uda, nie podniosę się po tej porażce. Dała mi cel i motywację.
Dzwoniła do mnie, dwa dni po rozstaniu, żeby zapytać co u mnie, jak sobie radzę.
Odpowiedziałem, że nie jest różowo, co jest zrozumiałe, ale radzę sobie. Ten telefon dał mi nadzieję, ale też nie chcę nad interpretować. Powiedziała mi też, że mam się nie martwić, nie zaproponuje mi koleżeństwa.
Postanowiłem, że nie będę się odzywał przez jakiś czas. Myślę, że ona tego potrzebuje.
Jeżeli sama się nie odezwie, nie zatęskni, postanowiłem, że będę zdobywał ją od nowa.
Jest dla mnie zbyt ważna, pokochałem jej wady i zalety, nie widzę innego wyjścia jak walczyć o nią.

Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca i tym, którzy podzielą się swoimi przemyśleniami.
napisał/a: e-Lena 2014-09-22 11:46
Poznałeś dziewczynę marzeń, rozstaliście się, ona powiedziała, że może się zejdziecie, Ty postanowiłeś walczyć, bo nie widzisz innego wyjścia, dziękujesz nam za uwagę. Jaka jest nasza rola w tej historii, bo wygląda na to, że możemy Cię tylko wirtualnie poklepać po plecach?
napisał/a: grzmotowionz 2014-09-22 11:56
Zwyczajnie nie radzę sobie z tą sytuacją. Nie okazuję tego na zewnątrz ale w środku jest totalne zniszczenie.
Potrzebowałem to z siebie wyrzucić, a tutaj jest najprościej. Anonimowo.
Najprościej mówiąc, potrzebowałem słuchacza, a raczej w tym wypadku czytelnika ale potrzebuję też pomocy.
Spadam, a żeby ją odzyskać muszę się ogarnąć. Tylko ciężko mi to przychodzi, kiedy nie mam wsparcia, czy to wirtualnego, czy realnego.
napisał/a: e-Lena 2014-09-22 12:00
No dobrze, co zatem można rozumieć przez
napisal(a):zacząłem być nieznośny, czepiałem się o głupoty, zraziłem do siebie jej znajomych swoim głupim i niedojrzałym zachowaniem. Jak to określiła, "przelało jej się".
?

No i napisałeś, że
napisal(a): Niby nie była ze mną długo, ale to wystarczyło, żeby się przekonać o tym, że to "ta".

Pytanie tylko czy ona myśli o Tobie tak samo?
napisał/a: grzmotowionz 2014-09-22 12:13
Jak chodzi o moją nieznośność, w pewnym momencie zacząłem zachowywać się jak rozmemłana łajza.
Złapałem doła, który uniemożliwiał mi tak naprawdę bycie sobą. Widziałem problemy tam gdzie ich nie było, przeszkadzały mi rzeczy, które tak na prawdę nie mają znaczenia.
Przykładem niech będzie taka sytuacja:
Widzimy się z jej znajomymi, jest to dla mnie nowe towarzystwo. Jestem osobą, która potrzebuję trochę czasu, żeby wkręcić się w nowe znajomości, więc siedziałem raczej cicho. To było jeszcze do przejścia, ale potem zacząłem się "udzielać", tylko w tak niefortunny sposób, że każdym zdaniem się pogrążałem.
Wtedy powiedziała mi, że po raz pierwszy miała mnie ochotę zwyczajnie strzelić w pysk.
Od tego spotkania poszło już lawinowo. Drobne nieporozumienia, które co najlepsze nie powodowały kłótni, co było najgorsze, bo nie oczyściliśmy atmosfery, żeby budować dalej.

Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, czy nadal mnie kocha. Nie mam jak tego sprawdzić póki co.
Wiem jedynie, że na dzień dzisiejszy nie chce się ze mną spotykać. Wiem też, że jeszcze miesiąc temu myślała o mnie bardzo poważnie.
napisał/a: e-Lena 2014-09-22 12:21
napisal(a):zacząłem się "udzielać", tylko w tak niefortunny sposób, że każdym zdaniem się pogrążałem

Co takiego pogrążającego było w tym "udzielaniu się"? Tak konkretnie.
napisal(a):zacząłem zachowywać się jak rozmemłana łajza. Złapałem doła, który uniemożliwiał mi tak naprawdę bycie sobą

Co uważasz za bycie rozmemłaną łajzą, co robiłeś mając doła i jak się zachowujesz, kiedy jesteś "tak naprawdę sobą"? Piszesz bardzo oględnie. Pod użytym przez Ciebie określeniem "drobne nieporozumienia" może się kryć naprawdę wszystko.

6 miesięcy to dużo i mało - czasami ludzie po 3 miesiącach znajomości stają na ślubnym kobiercu, czasami się rozstają, bo to dobry czas na podjęcie dalszych decyzji co do przyszłości relacji.

[ Dodano: 2014-09-22, 12:29 ]
Nie napisałeś jak często się widywaliście, jak spędzaliście czas, ile macie lat. Trudno cokolwiek pisać, kiedy nie ma się żadnych konkretów.

Jeżeli te "drobne nieporozumienia" mieściły się w kategorii "brudny kubek" to dziewczyna mogła po prostu dojść do wniosku, że - w przeciwieństwie do Twoich odczuć - Ty nie jesteś jej jedynym. Z drugiej strony w sytuacji kryzysowej, typu brak pracy czy jakieś nagłe życiowe niespodzianki, fajnie mieć obok siebie kogoś, kto będzie solidnym wsparciem i - w granicach zdrowego rozsądku - będzie w stanie zrozumieć, że w takich chwilach w głowie dzieją się różne dziwne rzeczy. Gdyby partnerka miała od Ciebie odchodzić za każdym razem, kiedy będziesz w losowych perturbacjach to raczej średnio widzę taki związek.
napisał/a: grzmotowionz 2014-09-22 12:42
Na przykład, była dziewczyna, samotna matka. Mówi, że ma 5-cio letnią córeczkę.
Ja na to, że nie lubię dzieci w wieku od 5 do 10 roku życia. Po prostu idiotyzm, nie jestem w stanie
wyjaśnić, dlaczego powiedziałem właśnie coś takiego.
Podobne sytuacje miały miejsce cały wieczór.

Kiedy jestem sobą, jestem otwarty, pozytywny, wesoły, rozmowny, ciekawy lubię żartować. Mimo moich trudności z nawiązaniem nowych kontaktów. Jestem osobą pewną siebie, zazwyczaj mam poukładane swoje sprawy, można na mnie polegać, jeśli ktoś potrzebuje pomocy a ja jestem w stanie jej udzielić, to to robię.

Jednak kiedy miałem okres mojego bycia łajzą, nie miałem kontroli nad niczym. Pewne sprawy zacząłem zawalać np. studia. Pewność siebie gdzieś zniknęła, zacząłem biadolić jaki to ten świat nie jest zły. Pozytywna energia i radość, zaczęły się przeistaczać w przygnębienie i pesymizm. Podchodziłem do wszystkiego bardzo egoistycznie, nie widziałem, że zaczyna się dusić przy mnie. Wytrzymywała to, cierpiała z tego powodu, mówiła, że odbieram jej energię, chciała mnie zostawić wtedy. Jednak z jakiejś przyczyny została, ja zacząłem wracać do siebie po tym złym okresie. Kiedy myślałem, że będzie już dobrze bo "wróciłem" i wszystko naprawię, odeszła.

Jeśli chodzi o "drobne nieporozumienia" spinaliśmy się o takie głupoty, jak to czy ice bucket challange ma sens czy nie. To były tego typu sprawy.

Ja mam 25 ona 26 lat.
Na początku widywaliśmy się często, jak na nasze możliwości (studia, treningi, ona rozkręcała swój biznes, przy czym jaj pomagałem) 3-4 razy w tygodniu. Czas spędzaliśmy rozmaicie, u mnie, u niej, kino jakaś knajpka. Często robiliśmy sobie weekendowe wypady. Było naprawdę cudnie, widziałem, że jej dobrze ona cieszyła się z tego, że ja jestem szczęśliwy. Oboje byliśmy po nieudanych związkach, nie chcieliśmy się już nigdy z nikim wiązać i wpadliśmy na siebie. Wydawało się, że to jakaś magia. Tylko potem zdarzył mi się ten kryzys.
Sprawa jest też bardzo świeża, to jest dopiero 3 dzień od rozstania.
napisał/a: e-Lena 2014-09-22 13:09
napisal(a):spinaliśmy się o takie głupoty, jak to czy ice bucket challange ma sens czy nie. To były tego typu sprawy.

grzmotowionz, teraz już naprawdę nie wiem jaki masz problem :D
Powiedziałeś jakiejś dziewczynie, że nie lubisz dzieci od 5 do 10 lat. No i co z tego, że ich nie lubisz? Przecież możesz ich nie lubić, niezależnie od tego czy dziewczyna jest matką czy nie jest.

Piszesz, że jesteś otwarty, rozmowny i wesoły i że tylko wtedy jesteś sobą. A prawda jest taka, że nikt nie jest wesoły i rozmowny przez 24h na dobę. Jeżeli coś Cię martwi, jesteś przygnębiony, albo wkurzony na maksa przestajesz być sobą? Przecież to integralna część ludzkiej osobowości - jesteś sobą niezależnie od tego jakie emocje akurat przeżywasz i albo ktoś to akceptuje w pełni, albo nie. Gdyby ktoś z mojego bliskiego otoczenia chichrał się non stop, wysłałabym go do specjalisty.

Gorzej jeżeli jesteś typem melancholika z żyletką w lewej dłoni i szubienicą w prawej i każde potknięcie rozdmuchujesz do przesady - wtedy faktycznie można by oskarżyć Cię o wysysanie z ludzi pozytywnej energii.

Twój opis "łajzy" jest dla mnie opisem normalnego stanu psychicznego osoby na życiowym zakręcie. A brak pracy i wszystko, co się z tym wiąże, uważam za życiowy zakręt. Ważne jest teraz to jak się zachowywałeś w stosunku do swojej partnerki. Jeżeli byłeś przygnębiony, a Twoja dziewczyna tryskała humorem powtarzając jak mantrę puste "nie martw się" nie rozumiejąc o co chodzi, to racja znajduje się po Twojej stronie. Jeżeli jednak swoje frustracje wyładowywałeś w chamski sposób karząc ją za własne porażki wyzwiskami czy głupimi docinkami, to racja jest jej. Mogło być też jednak tak, że - po prostu - coś jej w Tobie przestało pasować, tak zwyczajnie i po ludzku, bez żadnego większego powodu, bo tak też w życiu bywa.

[ Dodano: 2014-09-22, 13:18 ]
Rozmawiałeś z nią w ogóle o całej sytuacji? O tym, że sobie z czymś nie radzisz i że niestety przekłada się to na Twój zły humor?
napisał/a: grzmotowionz 2014-09-22 13:22
Nie, nie wyzywałem jej ani nie karałem za swoje niepowodzenia. Docinki się zdarzały ale działało to raczej w dwie strony. Początkowo mnie pocieszała i wspierała, ale po pewnym czasie zaczęło ją to męczyć, powiedziałem jej, żeby się nie przejmowała tym bo czuję, że mi przechodzi. Ona uznała inaczej, w jej oczach straciłem to przez co mnie pokochała.
Chcę jej pokazać, że jednak mam to nadal, może nie teraz, w tej chwili na pewno potrzebuje ode mnie odpoczynku, poza tym ma sesję na głowie. Nie chcę jej przeszkadzać w nauce. Później jednak chciałbym rozpalić to wszystko na nowo.
napisał/a: e-Lena 2014-09-22 13:37
Później może być już za późno
Dziwna sprawa, ale jeżeli jest tak jak piszesz, to albo ona na tym etapie życia woli unikać trudnych spraw i skupić się na sobie zamiast na pocieszaniu innych, albo nie jest świadoma tego, że w każdym człowieku są i dobre, i złe emocje. W obu przypadkach rokuje to słabo.Gdybyś któregoś dnia złamał nogę i jęczał nocami, że cię wszystko boli i że do szału cię doprowadza ograniczone poruszanie kończynami, ona powiedziałaby, że wysysasz z niej energię i nie chce być z Tobą? Przecież noga się w końcu zrośnie, leki przeciwbólowe nie będę potrzebne i będziesz wesoło hasał po łące, bo niedyspozycja była tylko chwilowa.

No chyba, że z jakiegoś - jej tylko znanego - powodu dostrzegła w Tobie coś, czego nie chce widzieć u swojego przyszłego męża i nie ma to większego związku z Twoim złym humorem w ostatnich tygodniach.

No i muszę o to zapytać - kto wygrał potyczkę słowną dotyczącą Ice Bucket Challenge?
napisał/a: grzmotowionz 2014-09-22 14:42
Naprawdę ciężko mi powiedzieć, tym bardziej, że zaczęło się poprawiać. Byliśmy razem na weselu, gdzie świetnie się bawiliśmy, potem byłem na urodzinach jej mamy, też było bardzo miło. Dwa dni po tym zerwała.
Kłótnię wygrała ona, trzeba oddać, że miała akurat wtedy rację.

Później może być za późno. Fakt, ale teraz jest za wcześnie zdecydowanie. Przynajmniej tydzień po prostu muszę odczekać. Cholernie mnie to boli, ale mam nadzieję, że się opłaci trochę pocierpieć, żeby potem było dobrze.
napisał/a: Valkiria_ 2014-09-22 15:11
Wiesz kolego... Mój mąż wyszedł w czwartek ze szpitala. Miał operację usuwania dość dużego kamyczka, który usadowil się w woreczku żółciowym. Pół biedy że laparoskopowo, a nie endoskopowo... Mniejsza z tym.
Codziennie przychodziłam do szpitala i siedziałam do późna. Masowalam mu plecki, trzymałam i oproznialam kaczkę, obmywalam go.
Codziennie wstawalam bladym świtem i kladlam się późno spać, żeby samej ogarnąć to wszystko co ogarnialismy we dwoje.
Mąż wyszedł ze szpitala. Gotuje specjalne posiłki, wysluchuje marudzenia, pomagam mu wstać, leżeć, usiąść, umyć się... Zmieniam opatrunki. Próbuje ogarnąć finanse, które przez tą jego niedyspozycje w pracy, będą w totalnie opłakanym stanie (rata kredytu hipotecznego sama się nie spłaci a premia stanowiąca połowę wypłaty odeszła w sina dal. To samo w przyszłym miesiącu).


Po co to piszę..? Bo go kocham. Bo jest mężczyzną mojego życia. Bo jak człowiek wchodzi w relacje z drugim człowiekiem, decyduje się z nim związać życie (czy to w małżeństwie czy po prostu w związku) to jest z tym człowiekiem na dobre i złe.
To nie jest wielkie wow być z kimś jak jest super i ekstra się układa. Osiągnięciem jest dbać o miłość i o siebie w naprawdę trudnych warunkach.

Właśnie mój przykład jest ilustracją "stanęli na ślubnym kobiercu po trzech miesiącach znajomości). Wczoraj obchodziliśmy nasza pierwszą rocznicę ślubu.

Chłopaku, może teraz uważasz, że to jest TA. Ale dla niej niestety ty nie jesteś TYM. ja bym sobie odpuscila. To jak się zachowujesz, jaki jesteś, Twoje słabsze dni - to wszystko jest składnikiem twojej osobowości, charakteru. Widać ona tego nie akceptuje zupełnie. Zapytaj sam siebie, czy chcesz się zmienić - gruntownie... - i czy warto to zrobić. A jeśli tak, to zadaj sobie pytanie 'w imię czego? ". Bo raczej nie w imię miłości... Słabo by było całe życie wyrzekac się siebie i udawać zadowolenie choć w sercu być może krylaby się rozpacz i wołanie o pomoc.
Każdy człowiek ma chwile słabości, kryzysy, załamania. Każdy człowiek robi błędy, powie coś głupiego. Ale to nie powód by nas przekreślac.