Proszę o pomoc.

napisał/a: Njoy 2015-01-17 20:21
Witam, mam na imię Kamil, mam 25 lat. W sierpniu ubiegłego już roku po 3,5 latach bycia razem rozstałem się ze swoją dziewczyną, rok ode mnie młodszą.
Na początku było cudownie, była kochaną, skromną dziewczyną i trochę zakompleksioną, była po przejściach i jej słabośc w pewien sposób mnie zauroczyła i przyciągała. Po latach pracy nad związkiem, doartościowywaniu jej, rozkwitła, stała się bardziej pewna siebie, ładniejsza (zaczęła o siebie bardziej dbac), cieszyłem się z tego, że pokazałem jej czym jest miłośc i jej szczęście sprawiało, że i ja byłem szczęśliwy.

Niestety jak to w życiu bywa, zaczęliśmy coraz częściej się kłócic, był to związek na odległośc, widzieliśmy się raz na 2 tygodnie, czasami zostawała na parę miesięcy, lub tygodni, gdy była taka możliwośc.
Miała się do mnie wprowadzic kilka razy, za każdym razem było to utrudniane przez jej rodziców, nie mieli nic przeciwko mnie, ale to 300km dalej i nie chcieli wypuszczac córki z gniazdka, traktowali ją jak małe dziecko.
Po jakimś czasie pojawił się problem, bo zaczęła dostrzegac, że podoba się wielu facetom i to podnosiło jej ego.
Zaczęła flirtowac za moimi plecami, kłóciliśmy się o to często, o jej niedojrzałe zachowania również.
Zrywałem z nią kilka razy, za każdym razem dzwoniła zapłakana, obiecywała zmiany, a ja głupi wybaczałem bo kochałem (kocham?) ją strasznie mocno, gdzie za parę godzin po powrocie, potrafiła znów wywinąc mi numer przez który de facto się z nią rozstałem (!)
Nie sądźcie, że wymagałem od niej dużo, nie chciałem nawet tyle ile sam dawałem... wystarczyło mi trochę oddania, wierności i szacunku.
Z czasem czułem się źle będąc z nią, straciłem zaufanie, wiedziałem, że nie chcę takiego związku, ale postanowiłem walczyc, starałem się jeszcze bardziej, w końcu zamieszkaliśmy ze sobą, w czerwcu ubiegłego roku.
Dałem jej kredyt zaufania, puściłem wszystko w niepamięc i liczyłem, że to przywróci kobietę w której się zakochałem, oczywiście jak można się domyślic prawda była inna.

Moje starania, traktowała jak słabośc i zaczęła byc jeszcze bardziej pewna swego, przestała się przyznawac do błędów, a ja też nie pozwoliłem sobie wejśc na głowę, gdy coś mi naprawdę przeszkadzało i tak rodziły się spięcia. W sierpniu powiedziałem sobie 'dośc, tak nie może byc!' i kolejny raz się rozstaliśmy.
Wtedy, będąc z nią, pamiętając wszystkie krzywdy, byłem pewien, że to najlepsza decyzja jaką mogłem podjąc, lecz po jakimś czasie moja podświadomośc zaczęła ją idealizowac,
coraz częściej myślałem o tych dobrych chwilach, które mi dała, a o tych złych zapominałem... brakowało mi jej obecności, stałem się słaby, sądzę, że jestem uzależniony od niej psychcznie,
napisałem do niej po miesiącu i chciałem wrócic, to był mój błąd, zacząłem przepraszac, szukac znowu winy w sobie, co utwierdziło ją w przekonaniu, że to ona była tą skrzywdzoną, lubiła naginac rzeczywistośc tak, żeby jej pasowało, często przedstawiała mnie w złym świetle i słysząc apropatę u innych, sama zaczęła wierzyc, że to ja byłem 'ten zły'.
Odmówiła, nie chciała już ze mną byc, załamało mnie to lecz żyłem dalej. W melancholii, myśląc o niej, w każdej sekundzie, złe emocje odeszły i zaczęło się obwinianie siebie.
Dowiedziałem się, w listopadzie, że już kogoś ma, podłamało mnie to jeszcze bardziej. Bo zapewniała, że jestem wyjątkowym człowiekiem, że dla niej jestem idealny i że po mnie długo z nikim nie będzie mogła byc.
Wiem, nie byliśmy razem, nie mogę miec o to pretensji, ale zawsze byłem o nią zazdrosny i strasznie boli myśl o tym.

W końcu zbliżamy się do apogeum... w styczniu, w przypływie depresji, napisałem do niej, gdyż odblokowała mnie na fb, zobaczyłem jej tablicę (czego miałem nie robic) i widziałem, że wrzuca
piosenki które zionęły tęsknotą, pomyślałem, że jest jej źle, że nadal coś do mnie czuje, lecz ta rozmowa to było nieporozumienie.
Prosiłem ją o powrót, ona powiedziała, że ma faceta, że się do niego przeprowadza, że on pokazał jej uczucia... To był jak grom z jasnego nieba. Pół roku przez, które z nią nie byłem,
wydało się jak kilka dni, tak jakbyśmy wczoraj się pożegnali...
Po wszystkim co dla niej zrobiłem, po całej mojej miłości jaką ją obdarzyłem, gdzie mówiła, że jestem wyjątkowy i zawsze będę, że nie znajdzie tak kochającego faceta, ona mówi mi takie coś.
Odsłoniłem się, a ona wzięła moje serce i powycierała nim podłogę, bo już ma nowego... po tym wszystkim.

Doszło do mnie, zacząłem sobie uświadamiac, że naprawdę kogoś ma, że nie będzie już nigdy moją małą kochaną dziewczynką.

Teraz gdy to stało się bardziej realne, wpadłem w głęboką depresję, codziennie płaczę za nią, mam problemy, z najprostszymi czynnościami, bo zawsze robiliśmy to razem - wyjście do sklepu,
słuchanie muzyki, czytanie książek, granie w gry, jazda pociągiem, zawładnęła każdym aspektem mojego życia, wszędzie widzę tylko ją. Wstyd mi, ale mam myśli samobójcze.
To co teraz przeżywam, nie można porównac z żadnym bólem jaki kiedykolwiek czułem, a nie należę do ludzi słabych, bo przeszedłem kilka tragedii i jakoś to przetrwałem, a tego nie potrafię.
Codziennie przechodzę przez piekło, chociaż żadna wizja piekła, nie wydaje się tak straszna jak to co czuję.

Wybaczcie proszę, że tekst jest tak chaotyczny i merytorycznie leży na łopatkach, cholernie trudno mi się o tym pisze, a chciałem przekazac jak najwięcej.

Mam ochotę tam pojechac i po prostu ją przytulic, ale wszyscy wiemy jak by się to skończyło, a zapomniec nie potrafię... boję się zostawac sam, nie wiem co może strzelic do głowy w przypływie rozpaczy.

Proszę o rady, co mam robic?
napisał/a: enhunter 2015-01-17 23:49
Za dużo nie zrobisz. Sytuacja dziwna o tyle, o ile rozstałeś się z nią już pół roku temu, a emocje zawładnęły Tobą dopiero teraz. Jesteś pół roku w tyle. Z doświadczenia powiem Ci, że niechęć do życia i uczucie pustki to jest jedna z najgorszych stanów emocjonalnych jakie przyszło mi doznać w moim życiu, ale wbrew pozorom jestem za to paradoksalnie wdzięczny.
Spaprałeś trochę sprawę tym, że odezwałeś się i zacząłeś przepraszać. W przypływie takich zdarzeń ona dostała wiatr w żagle i zaczęła płynąć. wg. zasady - im bardziej cierpi strona przeciwna tym lepiej czujesz się Ty. Wszystko wyglądało perfekcyjnie wówczas, gdy Ty byłeś tym "twardzielem", który z łaski swojej potrafił przygarnąć dziewczynę. W momencie, gdy pokazałeś swoją słabość ona dostała power'a, a że "uczeń przerósł mistrza" bo wg. tego co piszesz odkryłeś w niej piękno, które teraz zaczęła wykorzystywać, a którego wcześniej nie znała - niestety - postrzeliłeś się w kolano, ale nie masz co pluć sobie w twarz, bo myślę, że każdy by tak zrobił.
Mniemam, że przed Tobą jeden z cięższych emocjonalnie etapów życia, i gadanie że wszystko dobrze wcale nie poprawi Twojego samopoczucia, bo się po prostu nie da. Uwierz natomiast, że nie Ty jeden przez to przechodzisz, bo mniemam, że wszyscy tutaj albo znają to uczucie, albo pamiętają i Bóg mi świadkiem, że to naprawdę kwestia czasu. Cierpienie człowieka po rozstaniu rodzi się z przyzwyczajenia, ale człowiek jest istotą tak stworzoną, że przyzwyczaić się jest w stanie niemalże do wszystkiego. Za pół roku stwierdzisz, że bycie singlem to nie jest w gruncie rzeczy takie złe (ba, nawet w niektórych aspektach duże lepsze niż bawienie się w związek (ale to jest transakcje wiązana, bo będąc z kimś masz to, czego nie masz będąc samemu i na odwrót)) Za jakiś czas poznasz kogoś i daj Bóg zwiążesz się, to teraz idealizowana eks stanie na podium z zaszczytnym tytułem - "Jak ja z nią mogłem być?!"

Wierz mi, że pomimo, że teraz nic na to nie wskazuje, to tak się rzeczy toczą. Musisz to przeboleć. Najlepszą opcją jest zmienienie siebie na lepsze (a jeżeli masz możliwości to zacząć wymagać od siebie tego, co wymagała Twoja była - ALE TYLKO I WYŁĄCZNIE gdy jest to zmiana na lepsze, a co najważniejsze gdy chcesz się zmienić ale DLA SIEBIE).

Urwij kontakt najbardziej jak się da. Niech i Tobie ułoży się życie, a gdy za kilka lat przypadkiem się spotkacie - Tobie nie będzie zalezało już w ogóle, a ona zobaczy w Tobie kogoś, kim chciała żebyś był.

Szczerze odradzam próby powrotu, bo odgrzewać kotleta nie ma sensu, skoro w tym wieku masz jeszcze wystarczająco dużo czasu, by ugotować dużo lepszy obiad ze świeżych produktów.
napisał/a: Njoy 2015-01-18 01:24
Dziękuję za odpowiedź, cenię sobie bardzo uwagę z Waszej strony.

Póki nie miałem żadnego kontaktu z byłą, wiedziałem, że 'kogoś tam' ma ale to była odległa myśl,
poważniejsze problemy zaczęły się wraz z moim wyjazdem za granicę, pod koniec roku.
Powoli samotnośc zbierała swoje żniwo, aż do felernego stycznia,
kiedy to odległa myśl o niej i jej szczęściu z kimś innym z irytującego brzęczenia z tyłu głowy, przerodziła się w realny obraz - koszmar którego nie umiem się pozbyc.

Będąc w rozpaczy, popełniłem tutaj ogromny błąd i jak wspomniałeś dałem jej tylko wiatr w żagle.
Jako, że amatorsko (bardzo amatorsko) param się psychologią, mogę powiedziec, że ogromna częśc problemu tkwi w moim profilu psychologicznym.
Jak mówi 'Enneagram' - głównie żyję w swojej wyobraźni i uczuciach, które są bardzo głębokie.
Poczucie straty u mnie jest również bardzo silne, dlatego nie umiem sobie z tym poradzic.

Nie potrafię się niczym zając, żeby nie myślec, nic mi nie sprawia frajdy, dawne hobby w ogóle mnie nie zajmują, gdyż mieliśmy wspólne zainteresowania i wszystko mi o niej przypomina.

Najgorsze jest to, że nie mam już marzeń, które nie byłyby związane z nią... a czym jest człowiek bez marzeń, jeśli nie tylko pustą skorupą?

Kontakt jest urwany do zera absolutnego i nie mam zamiaru już tego zmieniac, chociaż ostatnio mówiłem to samo :/

Nigdy tego w gatunku ludzkim nie potrafiłem zrozumiec, ktoś jest dla innej osoby wszystkim, całym światem, a za chwilę nie znaczy już dla tej osoby nic. Ahh, zapomniałem dodac, że w ten sam dzień, w którym się rozstaliśmy, wracając ode mnie pociągiem już poznała jakiegoś faceta i się z nim spotykała
napisał/a: enhunter 2015-01-18 02:04
The Script - Six Degrees Of Separation

Ta piosenka dość fajne opisuje stan psychiczny kogoś po rozstaniu i sam swojego czasu znalazłem w niej realne odzwierciedlenie tego co czułem.

Niestety świadomość tego, że ktoś kto był dla Ciebie wszystkim jest teraz z kimś innym jest dołująca, dlatego np. ja urwałem kompletnie kontakt z byłą, a wśród wspólnych znajomych ona jest tematem tabu. Prosta zasada - nie pyta się o rzeczy, o których nie chce się wiedzieć.

Ja rozstałem się pod koniec września, teraz mamy styczeń i powiem Ci, że jest całkiem dobrze. Nostalgia czasem zalewa, ale jest to bardziej jednorazowa fala tsunami niżeli rwąca rzeka wspomnień i żalu.

Jest lepiej niż wczoraj, a jednocześnie gorzej niż jutro.
Wszystko będzie dobrze, dla mnie to nie pierwszyzna, więc wierz mi, że z czasem będziesz miał do tego stosunek jak do starego sprzętu, którego nie tyle się pozbyłeś, co odłożyłeś do szuflady z sentymentu. Spojrzysz, uśmiechniesz się, ale do niczego Ci potrzebne już to nie będzie i najzwyczajniej w świecie - zapomnisz.
napisał/a: Valkiria_ 2015-01-18 08:04
Autorze, ja również posiadam osobowość pod tytułem "kąpiel we własnych emocjach i odczuciach egzystencjalnych", ale niestety życie weryfikuje człowiekowi to i owo. Trzeba twardo stapac po ziemi i mieć naprawdę twarde pośladki w zmaganiu z codziennością.
Tkwiąc teraz już tyle czasu w jakiejś zastygłosci może Cię ominąć coś fajnego. Wiesz... Czasami płaczemy za starym maluchem a życie podtyka nam pod nos Ferrari. I wtedy widzimy że w gruncie rzeczy nie było za czym rozpaczac.
Za bardzo zakotwiczyles się w tym emocjonalnym świecie. Za bardzo się w tym zanurzasz. Jak nie zaczniesz wypływać to Cię wciągnie.
Uwierz, że dla kobiety która tak się zachowała wobec ciebie jak ona, ogromną nobilitacja jest poczucie że miała moc by zniszczyć komuś życie, wpedzic w depresję i sprawić że jest jedyną kobietą o której myślisz...
Kobiety tego typu zalamuja się na wieść, że ich "pachołek" jest w nowym związku, szczęśliwy, ożenił się, założył rodzinę... Nasze szczęście mierzi innych ludzi, zwłaszcza tych co nas skrzywdzili i pragnęli widzieć na dnie.
Najlepsze jest to, że człowiek zadaje sobie pytanie "ale co ja takiego zrobiłem? Przecież nie skrzywdziłem. Ja tylko kochałem". Nieważne stary... Niektórzy ludzie po prostu karmią się czyjąś krzywdą i to ich napędza.
Przebacz, bo bez tego się nie uwolnisz i idź dalej. Szukaj szczęścia i nie ustawaj w tym. Bo dopadnie cie stagnacja. Inwestuj w siebie, hobby, zainteresowania, znajomych...

Trzymam kciuki za Twoje wyjście na prostą.