Nadopiekuńczość

napisał/a: muslina 2015-03-25 22:05
Cześć.

Nie wiem czy to dobry pomysł tu pisać, ale chyba nie proszę Was o radę, a bardziej o zastanowienie się bo część z Was też ma dzieci. Albo po prostu- chcę to z siebie wywalić.

Mam prawie 22 lata. Studiuję w innym mieście, ale niedaleko. I mam problem z Mamą.

Mam też Tatę, ale że tak powiem jestem DDA, nie wiem czy ta informacja w czymś jest istotna, ale możliwe że tak.
Moi rodzice są starszymi osobami. Prawie 60 lat. Między nami zawsze jest albo wielka czułość, albo wielkie kłótnie. Ale czułość jest bardziej oparta na przytuleniu się czy daniu prezentu, pochwaleniu. Nie mogę z nimi wejść w relacje przyjacielskie. To przypomina czasem bardziej uprzejmy dystans.
Nie pójdziemy razem wybierać bluzki w sklepie czy nie ponarzekam Mamie na nowego chłopaka. Okej, okej, ja rozumiem że przecież nie każdy musi mieć super relację z Rodzicami, zwłaszcza jak się ma starszych, dość schorowanych Rodziców. Chociaż jest mi czasem tak dziwnie, bo moje najlepsze koleżanki relacje z rodzicami mają świetne i czasem tak się głupio przy nich czuję.

Przejdę może do głównego problemu, który mnie trapi. Pomimo takich a nie innych relacji, moja Mama jest niesamowicie nadopiekuńcza. I to jest główny problem tego, że nie mogę jej czasem powiedzieć niczego. Bo jak to wygląda?

Ja: Muszę pojechać dziś wcześniej na uczelnie.
M: ojej, to będziesz głodna, dasz sobie radę, ale jak to, ale to zadzwoń potem....

Ja: Byłam dzisiaj jeździć na koniach
M: Nie bałaś się, przecież mógł Ci coś zrobić, a to tak daleko było, a to, a tamto...

Ja: Zapisałam się na język hiszpański
M: Dasz sobie radę? Masz tyle zajęć, nie będzie Ci to kolidować, nie jesteś zmęczona wieczorem, a będziesz mieć czas na zjedzenie czegoś...

Jestem osobą miłą, uprzejmą i tak dalej, ale dość "twardą" jeśli chodzi o mnie. Nie przeszkadza mi to naprawdę, że nie zjem nic przez cały dzień, uwielbiam mieć zapie*ol, być aktywną, lubię umieć wszystko, wiedzieć wszystko, a co najgorsze (dla mojej Mamy...) uwielbiam podróże.

No i tu się zaczyna.

Bo o ile wszystko, ale to wszystko, jakoś jestem w stanie przeboleć, przecierpieć, przegadać, albo ukryć, tak nie ukryję sobie wycieczki do Norwegii czy nie przekonam mojej Mamy że wycieczka do Paryża jest spoko. Osobiście uważam że jak ma mi się coś stać to prędzej mi się stanie gdy 5 razy na dzień idę na uczelnię niż jadę na wycieczkę do Florencji. Wyjazdy to coś co kocham i Rodzice doskonale o tym wiedzą. Staram się także robić tak, aby nie odejmowali sobie od ust bo ja mam zachciiankę sobie gdzieś pojechać- na wszystko chcę sobie zapracować sama.
Wiem że im bardziej ja chcę być Zosią-Samosią tym bardziej pogłębia się nadopiekuńczość i wyszukiwanie na nią okazji.

Próbowałam naprawdę wszelkich możliwych sposobów jak to zmienić, żeby zwykłej mojej jakiejś decyzji, o nowych butach, o nowym zainteresowaniu czy wyjściu ze znajomymi nie zamieniać w życiową panikę mojej Mamy.
Porozmawiać.
Pokłócić się.
Nic nie mówić.
Mówić po fakcie.
Mówić zdawkowo.
I co tam jeszcze...

Zawsze słyszę to samo "będziesz Mamą to też się tak będziesz martwić o swoje dziecko". Aż tak??? to ja nie chcę być nigdy mamą. Przepracowałam trochę w różnych miejscach i spotykałam się z Matkami córek od nastu lat do dwudziestu kilku i wiem, że da się mieć zdrowsze podejście.

O ile te wyżej wymienione rzeczy jakoś przeboleję, najbardziej rani mnie to, że w dobie kapitalizmu, zwłaszcza gdy się jest na studiach, każdy musi jakoś o siebie zadbać. Wyjdę z okresu studenckiego i będę musiała szukać pracy. Mam ochotę na rozwijanie się, uwielbiam się uczyć tego co mnie ciekawi. Chciałabym robić nowe praktyki, uczyć się języków, chciałabym pójść na drugie studia, jakieś studium, ale moja Mama BOI SIĘ O MNIE czy sobie dam radę i czy się nie przesilę... I to w zdecydowanie zbyt mocny sposób.

Na razie spokojnie przyjęła wiadomość, że wyjeżdżam na 2 miesiące na praktyki Erasmus. "spokojnie", bo trochę przeżywania było, zwłaszcza że jadę sama, ale udało mi się jej wytłumaczyć że to jest moje ogromne marzenie a przy tym niesamowicie się dużo nauczę, a to że nikt nie chce ze mną jechać- nie mogę się tak uzależniać od moich koleżanek, bo one nie chcą więc ja też mam nie jechać. I tu jest duży sukces muszę przyznać, brawa dla Niej :)

Ale to tylko 2 miesiące. Moim prawdziwym marzeniem jest pojechać na jakiś staż roczny- Indonezja, Australia, a najbardziej Ameryka Południowa. Ale wiem, że muszę to odłożyć do szufladki, a jedyny powód to to, że będę słyszeć kilkadziesiąt razy dziennie jak bardzo martwi się moja Mama...

Może ten wpis zabrzmi jak narzekanie dzieciaka- próbuję tylko przekazać, że jestem naprawdę zaradną osobą i wiem, że dam sobie radę. Mam wrażenie czasem że staram się być aż na siłę zaradna, bo wiem, że jeśli odpuszczę choć trochę i przyznam się że coś mi nie wyszło, albo że boję się że nie dam sobie z czymś rady, spotkam się z z "biadoleniem" lub kilkumiesięcznym wałkowaniem tematu, a dlaczego tak się stało, a co, a jak...
Przykład: kiedyś skradziono mi aparat, który nie był mój tylko koleżanki. W związku z czym musiałam go odkupić. Skradziono mi go w sierpniu, a umówiłam się z koleżanką że odkupię go w październiku. Powiedziałam o kradzieży mojej mamie i powiedziałam, że tak się umówiłam. Od sierpnia do października średnio co dwa dni słyszałam "i co z tym aparatem?", gdy mówiłam że przecież październik.

Tak jak to, że jadąc na 2 miesiące do Hiszpanii, wiem, że sobie dam radę, ale wiadomo i to jest oczywiste, że mam milion obaw. Szkoda, że wiem, że nie mogę powiedzieć o nich mojej Mamie, bo wtedy jej poradą będzie "nie jedź" albo powtarzanie mi tego co ja sama powiedziałam nie wiem w jakim celu "no i jak ty znajdziesz mieszkanie?" "no i jak ty sobie dasz radę" "a jeśli nie będzie tego, a jeśli sie nie dogadasz, a jeśli to"... W przypadkach, gdy coś jest nie tak u mnie, muszę się skupić na uspokajaniu JEJ a nie siebie, mimo że sprawa dotyczy mnie (kradzież, obawy, wyjazd, skręcenie kostki, kłótnia z chłopakiem, cokolwiek..."

Tak, wiem, stylistycznie to ta wypowiedź jest głęboko w piekle :D Ale mam nadzieję że wyjaśniłam o co mi chodzi, choć wyjaśniania by zeszło kilka dni a pewnie nie wyczerpałabym tematu...
napisał/a: Tigana 2015-03-26 19:30
Niech zgadnę - dzwonisz do mamy codziennie? i opowiadasz jej swój dzień minuta po minucie?
Sporo, jak mówisz, jesteś osobą samodzielną i zaradną, przydałoby sie trochę "odciąć pepowinkę". Po pierwsze - umów się na dwa telefony w tygodniu. Po drugie - twoja mama naprawdę nie musi wszystkiego wiedzieć. Skoro nerwowo reaguje np, na jazdę konną, to jej o tym nie opowiadaj i tyle. W większych sprawach - jak Erazmus czy coś - spokojnie przekazuj jej informacje, bez tłumaczenia się. Jeżeli od razu zaczynasz się tłumaczyć to ona zaczyna się z tego rozliczać. Powiedz, że jedziesz wtedy i na tyle czasu i zorganizujesz sobie wszystko. Jak się ciągle będzie dopytywać to piwtarzaj do znudzenia, że jestes dorosła i sobie poradzisz.

Takie początki są bardzo trudne, ale potrzebne. Moja tesciowa jest w podobnym wieku do twoich rodziców i niestety tez usilnie traktowała męża jak siedmiolatka. Pomogła dopiero wyprowadzka 1000 km od niej i wyżej opisane zachowanie. BYły płącze, ale w końcu coś do niej dotarło. Powodzenia!
napisał/a: muslina 2015-03-27 18:22
Oj nie, dzwonię równo co 3 dni, z reguły też opowiadając tak pobieżnie co tam u mnie, no ale jak się coś dzieje ważnego to ciężko mi ominąć taki fakt, typu pierwsza jazda konna czy wycieczka w góry. Kłamcą jestem marnym żeby zatajać tego typu rzeczy :D

nie wiem ,po prostu jakoś nie potrafię znaleźć jeszcze dobrej metody... Pobieżne opowiadanie, nie opowiadanie wcale, podkreślanie że jestem dorosła, naprawdę nic nie daje.. Nawet się zastanawiałam parę razy że może wlasnie to jest w jakimś sensie przyczyną, że może powinnam się bardziej zbliżyć, albo wmówić sobie że to normalne i tak musi być. No ale nie potrafię. I nie do końca jest takie to normalne i naturalne.

[ Dodano: 2015-03-27, 18:31 ]
jak już się wyżalam, to do końca.
Gryzie mnie bardzo jedna rzecz. Nie jestem w stanie porozmawiać o tym z nikim, a w sumie tu jestem anonimowa więc spoko. Jak wspomniałam wyżej, Tata ma dość duży problem wyżej wymieniony. Mama z tego powodu często się źle czuje, wiadomo, wyżala się czy po prostu jest jej źle. Ale często pojawia się w kłótniach między rodzicami, a potem wypłakiwaniu Mamy, że ona mu sprząta, pierze, gotuje, pilnuje leków, wizyt lekarzy i wszystkiego wszystkiego, a on w domu nic nie zrobi i jeszcze tak się zachowuje a nie inaczej.

Wiecie- nie chcę nikogo bronić ani oskarżać, ale wiem, że jeśli ja się tak rękami i nogami bronię przed taką nadopiekuńczością, nie znoszę gdy ktoś po mnie pierze, myje garki czy (o zgrozo) sprząta, to nie znaczy że wszyscy tak robią. Bo niby dlaczego Tata miałby się przed tym wzbraniać. Próbowałam jej delikatnie zasugerować, że sama go sobie tak "wychowała" i przyzwyczaiła że mu usługuje, to dlaczego nie próbuje tego zmienić, skoro jest jej z tym źle. W odpowiedzi usłyszałam że na pewno to mówię bo obwiniam ją o alkoholizm Taty.

Od tej pory nie poruszam nigdy tego tematu. Niestety idzie sobie coś takiego mocno wyryć w pamięci.
napisał/a: errr 2015-03-28 22:00
muslina napisal(a): próbuję tylko przekazać, że jestem naprawdę zaradną osobą i wiem, że dam sobie radę.
hehe, w akurat chyba nikt nie wątpi panno perfekcjonistko:)

muslina, skąd się dowiedziałaś, że jesteś DDA? internet, książki, terapia?
problem masz typowy dla DDA, na terapii powinni o tym mówić, w książkach też powinnaś znaleźć przykłady rozwiązań. Może tam poszukaj odpowiedzi? albo forum Dorosłych Dzieci? widzę, że kilka takich istnieje.
forumowiczom temat DDA jest raczej obcy, możemy Ci zrobić krzywdę doradzając.
napisał/a: muslina 2015-03-29 11:28
wiesz co to jest trochę tak mam wrażenie że dopóki nie pójdę na terapię to tego nie będę rozstrząsać ani o tym myśleć. Chyba dlatego ciągle jeszcze się nie wybrałam, bo zawsze w ciągu dnia można o tym "zapomnieć".

o tym że DDA dowiedziałam się od innej osoby która nią jest i powiedziała mi o tym, że jest coś takiego i ja tez chcąc, nie chcąc do tej grupy należę. A potem trochę pogrzebałam w necie na ten temat, ale dalej jakoś nie mogę się kopnąć i pójść na terapię, bo nie umiem znaleźć sensu po co, skoro i tak to nic nie zmieni :)
napisał/a: dagsam 2015-03-29 12:02
opis mi przypomina mojego K i jego mamy, on za to zaliczy rozwód i jego rodzice są a raczej juz byli nadopiekuńczy, telefony codziennie, smsy najlepiej co 2 dni by przyjechał i się pokazał, jemu też to przeszkadzało ale no kocha swoich rodziców i wkurzał się i doceniał jego troskę.. ale ja mu kazałam przerwać tą pępowinę, bo miałam dość, no ile można dzwonić i się pytać co miał na obiad itd...
stopniowo zaczynał nie odbierać telefonów potem 16 nieodebranych i jak dzwonł na następny dzień to mówł że nie miał czasu odebrać.. po kilku latach ja zaszłam w ciążę więc wiadomo dla K byłam ważniejsza ja niż oni, matka nie mogła przeboleć i po porodzie jak pojechaliśmy do nich doszło do awantury po prostu między mną a przyszłą teściową, ona prtensje że zmieniłam jej synka odseparowałam itd ja że robi z niego dziecko 5 letnie nie samodzielne i żeby sobie zapamiętała że on kocha ją ale mnie i syna bardziej i zawsze wybierze mnie (wiem może drastyczne ale już nie mogłam jej słuchać) ubrałam syna siebie i powiedziałam do K że chcesz to zostań ale ja wychodzę i musi wybrać no i wybrał mnie od tego czasu sytuacja się unormowała dzwoni do nich raz na kilka dni jeżdzi tam z małym raz na 2 tyg, sądzę że bez tej awantury by było nadal tak samo jak było... ktoś musiał jej pokazać jej błędy i że dusi go swoją osobą...
napisał/a: errr 2015-03-29 13:11
muslina, to może poszukaj książek na ten temat?
jest ich trochę a jestem pewna, że najdziesz w nich rozwiązanie swojego problemu:)
przy okazji dowiesz się dlaczego jesteś taka idealna i.. dlaczego tak klniesz ;)


ale... problem który opisujesz dotyczy nie tylko ddd. W rodzinie mojego męża wszystko było w porządku, wręcz idealnie a mimo to jego rodzice nie potrafili odciąć pępowiny i nadal nie potrafią. Dlatego syn musiał to zrobić za nich w konsekwencji czego rodzice mają przeogromnego focha:) u nas inaczej się nie dało.
napisał/a: muslina 2015-04-17 19:10
Mam wrażenie troszkę że moi rodzice nastawili się na mnie jako na kogoś, kto się nimi zaopiekuje na starość. Często to podkreślają- ja nie mówię, że tego nie zrobię, ale ja nie wiem jaką drogę w życiu wybiorę, co się wydarzy i gdzie w ogóle będe mieszkać po studiach. Jakoś nie biorą pod uwagę moich sióstr, które miały prawo wyjść za mąż, mieszkać gdzie chcą i żyć po swojemu. Dlatego na mnie sie chucha i dmucha "bo ostatnia". No ale to kolejny elaborat bym musiała pisać dlaczego odnoszę takie wrażenie, bo w paru zdaniach to troszkę ciężko, a pewnie i tak się nikomu tego nie chce czytać Przepraszam, po prostu muszę sobie ponarzekać i jakoś to z siebie wywalić.
Tylko z drugiej strony to ja jestem tą która najczęściej się z nimi kłóci, która ciągle wyjeżdża i nie może znaleźć swojego miejsca. To moje siostry mają już pracę, a ja marzę o tym żeby mieć pracę w zawodzie i być w tym jak najlepsza. Bo po prostu lubię się uczyć i dokształcać w różnych źródłach- a co może być lepsze od wyjazdów?

Ale z ostatniej chwili muszę pochwalić swoją mamę, ponieważ jadę jutro do Norwegii, będę korzystać z couchsurfingu i... nie było paniki z tego powodu! :D Ani żadnego łolaboga że będę spała u kogoś obcego w domu! :D
napisał/a: errr 2015-04-20 11:03
ruszyłaś coś temat swojego DDA przez ten miesiąc?
napisał/a: muslina 2015-05-04 10:36
ekhm... także tego..
no, dziś jest ładna pogoda...
napisał/a: errr 2015-05-04 12:00
no... ptaszki śpiewają, słońce świeci ;)

nie chcesz do nikogo chodzić to przynajmniej czytaj na ten temat. Dużo czytaj, tak żebyś była świadoma co jest grane bo wtedy będzie Ci łatwiej. Książek na ten temat jest od groma.
napisał/a: muslina 2015-05-04 18:46
próbuję się jakoś do tego zebrać. Ale trochę przemawia przeze mnie strach, że dopóki nie chodzę, nie czytam i tak dalej, to nie rozmyślam o tym. No, poza tym- nie mam czasu, ale ponoć w czerwcu będzie dużo wolnego. A tak, to po prostu tutaj na studiach, mam się czym zająć, ciągle mam jakieś zajęcie, swoje sprawy, mnóstwo zainteresowań- gorzej jest gdy wracam do domu.

Ostatnio mnie nachodzi milion refleksji- moje współlokatorki raz na jakiś czas mówią mi że uwielbiają wracać do domów na weekendy, na ćwiczeniach z czegoś jedna analizowała temat przywiązania do ziemi na przykładzie swojego domu, mój chłopak ostatnio oprowadził mnie po swoich rejonach i bardzo sie nimi zachwycał. A ja czuję się w tych momentach tak dziwnie. Że nie potrafię powiedzieć tego samego.

Mimo, że rodzice mnie naprawdę kochają i o tym wiem, to wiem też że jest sporo nie tak.
Na razie spokojnie dopytują o moją Hiszpanię, chociaż ja powoli zaczynam już się coraz bardziej o to martwić czy dam sobie radę, co z mieszkaniem, kasą i takie przyziemne sprawy. Ale nie powiem im o tym, bo będzie wtedy pozamiatane...

Zaczynam też powoli przygotowywać mamę do mojej decyzji podjęcia drugich studiów- chociaż sama jestem jeszcze nie do końca przekonana to wiem że lepiej jej powiedzieć pół roku wcześniej żeby to przetrawiła... No ale to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że się będzie zastanawiać czy dam sobie radę i jakim cudem skoro z jednymi studiami mnie nie ma na mieszkaniu od 8 do 20.

Z nowinek- ostatnio, po raz pierwszy w życiu chyba,albo przynajmniej od bardzo dawna, mój tata podszedł do mnie, przytulił i powiedział, żebym nie zapomniała nigdy, że mnie kocha. To było bardzo poruszające dla mnie, bo na codzień widzę, że jest z nim coraz gorzej...

[ Dodano: 2015-05-26, 10:34 ]
Rozmawiałam ostatnio z mamą na temat mojego erasmusowego wyjazdu do Hiszpanii. Zapytała się czy się obawiam tego wyjazdu.
Powiedziałam, że oczywiście, że tak, to normalne.
No i jak zawsze to samo... Że ona się boi jak ja sobie poradzę, że bedzie się martwić, a co jeśli zdarzy się to, tamto, siamto..

Odpowiedziałam jej, że powiedziałam tylko jedno zdanie i spotkałam się z paniką z jej strony. To jakim cudem mam się jej z czegokolwiek zwierzyć jeśli się obawiam. Usłyszałam że "i tak mi nigdy nic nie mówisz". I koło się zamyka. Nic nie mówię, bo wystarczy że choć trochę powiem to przeżywa..

Eh...

Ale ostatnio nawet jest ciut lepiej, odpuściła w wielu sprawach. Chyba zaczęłam już się za bardzo o to frustrować... Ona musi mieć kogoś do kochania, skoro z Tatą coraz gorzej, wykręca coraz gorsze numery, dwie siostry już wydane, a ja w najbardziej decydujących latach życia i chyba dlatego to się tak odbija.