Problematyczni przyszli teściowie :(

napisał/a: daffodil1 2011-01-14 23:07
Dziewczyny (i chłopaki) poproszę o pomoc...
Otóż z moim M jesteśmy razem od prawie dwóch lat, zaręczyliśmy się, teraz kupiliśmy mieszkanie i czekamy, na własny kąt by się pobrać... Od początku denerwowali mnie jego rodzice, którzy krótko mówiąc traktują go jak 5-letnie dziecko... (M ma 22 lata)
Mój M (przyrzekam, że nie koloryzuję) jest jedynakiem, zawsze uczył się celująco, miał same 5 i 6, nigdy nie chodził na żadne imprezy, nie pije, nie pali, nie ćpa, bardzo religijny, wierzący i praktykujący, zawsze pomocny, zawsze słuchał się rodziców.
Wymarzył sobie studia, a tam gdzie mieszkają (małe miasteczko) nie było gdzie, więc postanowił przenieść się do Warszawy. Od razu sprzeciw rodziców, bo NIE, bo jest uczelnia trochę gorsza, ale bliżej... on nie chciał rezygnować ze swoich marzeń i usilnie przekonywał ich żeby go puścili. Nic nie pomagało... chodził nawet do księdza, księża przychodzili do domu i przekonywali całą familię... w końcu udało się...dostał się na 1 miejscu do kierunek który chciał.
Oczywiście na egzaminy na studia pojechali z nim rodzice, bo samego go przecież nie puszczą... samochodem nie pojechali, tylko pksem, bo oni się boją wyjeżdżać poza swoje miasteczko. Kiedy jest teraz w warszawie dzwonią do niego kilka razy dziennie i wypytują o wszystko. A najbardziej interesuje ich nauka (mają fioła na tym punkcie, mimo, że M nie przyniósł nigdy gorszej oceny niż 4). Czyli pytania typu... co było na uczelni, co było na tych zajęciach, a co na tamtych, a czy załatwiłeś kserówki, a czy oddałeś referat itd itd... U siebie w domu mają zawsze wydrukowany jego plan i pozapisywane, kiedy ma jakie kolokwium. Wszystko sprawdzają we wszystkim go kontrolują. Codziennie musi meldować się na gadu-gadu...nie może wracać do domu później niż się kończą zajęcia... po prostu, koniec zajęć i do domu, UCZYĆ SIĘ. Nie może przyjechać do mnie, nie możemy nigdzie wyjść, oni do niego wydzwaniają, a on odbiera i udaje, że jest w domu... Gdy przyjeżdża do mnie, wchodzi z mojego komputera na swoje gg, by się 'zameldować' i wciąż ich oszukuje... Próbował wielokrotnie mówić im prawdę, ale się nie da... kończy się płaczem matki, wiązanką od ojca i ich przyjazdem następnego dnia do Warszawy.
Mają strasznie zaściankowe myślenie, typu 'co ludzie powiedzą' 'a jak sąsiedzi się dowiedzą' 'całe miasto będzie huczeć'. Mój M nie mógł normalnie zamówić pizzy do domu na telefon, bo 'to nie wypada, żeby ktoś się fatygował i im jedzenie przywoził i co to sąsiedzi powiedzą jak zobaczą'. Są ogólnie bardzo zakompleksieni, uważają że sobie nigdzie nie poradzą, że nic im się w życiu nie uda (zupełnie inaczej niż u mnie, bo moi rodzice zawsze potrafią z każdej sytuacji wyjść obronną ręką). Jego wyznają zasadę 'umiesz liczyć, licz na siebie'. Np. nie może poprosić kolegi, żeby przekazał jakąś pracę wykładowcy, bo on na pewno zapomni, zaniesie do złego itd itd. Musi wszystko zrobić sam bo wtedy jest pewny, że będzie dobrze.
Dodam jeszcze, że rok temu musiałam wynieść się do innego miasta. M zadecydował, że przenosi się ze mną. Oczywiście w domu kłótnie, płacz i zgrzytanie zębów. Warto było walczyć i wygrał tę walkę. Rok mieszkaliśmy razem (oni o tym nie wiedzieli) w jednym mieście. Ile on się nasłuchał w domu... Oczywiście nikt oprócz rodziców i ciotki nie wiedzieli o tym, że się przeniósł, bo to przecież skandal na całą rodzinę i miasto! Znowu, co ludzie powiedzą!
Gdy mieliśmy egzamin na uczelni, jego matka potrafiła zadzwonić 8 razy w ciągu 5 minut upominając go aby włożył do kieszeni garnituru przynajmniej 5 długopisów (bo mogą się wypisać i co to wtedy będzie). No doprowadza mnie to do szału... Ogólnie matka cały czas znerwicowana, nic się nie uda, on sobie sam nie poradzi... Ojciec natomiast bardziej typ dominatora. Dominuje nad matką (która nieraz i przez niego płaczę), jak i nad M, który przy najmniejszej różnicy zdań potrafi usłyszeć od niego, że jest jednym wielkim błędem wychowawczym... Możecie mi wytłumaczyć jak można powiedzieć coś takiego dziecku, które nigdy nie postąpiło wbrew ich woli?
M nie może mieć fryzury taką jaka mu się podoba (nie żadne dredy czy na łyso, po prostu normalna ale im nie pasująca), bo już się WYRZEKA rodziny, lekceważy ich.. Strasznie grają mu na uczuciach... matka ciągle płacze, ojciec drze się i oboje wywierają na niego nacisk aby spełniał każde ich zachcianki.
Kolejna sprawa to pieniądze. Oni oboje pracują, wciąż narzekają na brak pieniędzy, ale gdy kupują np. jakieś ubranie, to wszystko musi być najlepsze... nike, reebok, asics...każdy sprzęt musi być najdroższy. Mojemu M pracować NIE POZWALAJĄ, natomiast pieniędzy wyliczają mu co do złotówki. Dają mu tak aby miał 20 zł na dzień i to ma mu wystarczyć na wszystko. Kiedy M w zeszłym roku chciał znaleźć pracę i oni dowiedzieli się o tym wchodząc na jego pocztę (mieli także hasło na konto w banku) zrobili wielką awanturę..na szczęście M pozmieniał hasła... A to, że on nie będzie pracował, bo jego pracą jest teraz nauka, że jak tylko śmie pójść do jakiejś pracy to oni pójdą do jego przyszłego szefa i powiedzą żeby go nie zatrudnił, bo uwaga uwaga: oni się nie zgadzają. (Podobna sytuacja była, kiedy przenosiliśmy się na studia do innego miasta, to oni powiedzieli, że pojadą do dziekanatu, powiedzą, że są rodzicami i poproszę panią w dziekanacie żeby zablokowała jego dokumenty i poproszą, żeby nie wysyłali - paranoja, jakby mieli coś do gadania). Jeśli chodzi jeszcze o pracę to powiedzieli mu, że jeśli zacznie zarabiać (M chodziło, żeby odłożyć trochę pieniędzy na naszą wspólną przyszłość - ślub) to oni przestaną mu dawać pieniądze. Nic, zero. Przestaną się do niego odzywać, bo on się WYRZEKNIE rodziny. Teraz na szczęście postawił na swoim, pracuje i jest bardzo zadowolony. Długotrwałe rozmowy z rodzicami przyniosły niespodziewany sukces.
Hmm..jeszcze parę przykładów. M np. nie mógł wstawić na portal społecznościowy naszych zdjęć z wakacji, gdzie jesteśmy w kostiumach, bo znowu - a co ludzie powiedzą! Nagi tam jesteś! Paranoja... Jak mieszkaliśmy w innym mieście, matka dzwonił i pytała dokładnie co jadł i ile na to wydał... Kiedy przyjechała do nas raz, nie tknęła przygotowanego przeze mnie 'wypasionego' obiadu twierdząc po wielogodzinnej (8), że ona to głodna nie jest. Kiedy rano na śniadanie zrobiłam jajecznicę z cebulką, stwierdziła z kwaśną miną, że my to 'na bogato' żyjemy... w sensie za drogie śniadanie przyrządziłam i też było źle..
Następna sytuacja jaka mnie denerwuje to zdrowie mojego M. Przyznam, że jest dość chorowity, ale czemu? Oczywiście za sprawą swojej mamy, która jest z zawodu pielęgniarką. Otóż moja przyszła teściowa przy każdym kichnięciu czy prychnięciu M od razu co robiła..? Podawała mu antybiotyk! I teraz odporność, mówiąc delikatnie...mocno kuleje. Kiedy uzmysłowiłam M, jak antybiotyki wyniszczają odporność, to zaczął z nią walczyć... i teraz sytuacja sprzed paru dni: M dostał gorączki i zaczął kasłać. Na co jego mama, słysząc to w telefonie od razu bez wahania stwierdziła, że takie objawy jak temperatura i kaszel to na pewno zapalenie tchawicy. Ona sama miała 2 tygodnie temu i nie wiem czy wywnioskowała, że to się genetycznie rozchodzi nawet na odległość 200 km no ale nieważne... Od razu kazała M wziąć jakiś tam antybiotyk na zapalenie tchawicy. Bez jakiejkolwiek konsultacji z lekarzem!! Dla mnie jest to nie do pomyślenia! M walczył z nią, ale oczywiście zaczęły się łzy, a jego wtedy pęka serca więc (nie mówiąc mi) wziął ten antybiotyk. Oczywiście (co dla mnie szokiem nie jest) jego stan się pogorszył, wzrosła temperatura. Matka następnego dnia była w Warszawie, tłumacząc, że ktoś mu musi robić zakupy (całymi dniami jestem wolna, tylko wieczory mam zajęte na 4 godzinki) oraz że ktoś mu musi przygotowywać jedzenie, bo on nie może wstawać wcale z łóżka. Przyjechała poszli do lekarza na prywatną wizytę. W poczekalni M mówi, że wchodzi sam (wpadłby ktoś z was na to w ogóle żeby mogło być inaczej?), a ona że oczywiście itd itd, wręcza mu pieniądze żeby zapłacić za lekarza. Otwierają się drzwi, lekarz prosi M, a matka wstaje szybciutko z krzesła i pierwsza się pcha do gabinetu. M ją zastopował ręką, ale ona nie...wyminęła slalomem i pierwsza siedzi u lekarze... paranoja... a co się okazało... hmm że M przyjmował źle dobrany antybiotyk, w ogóle nie na tą grupę choroby... i kto miał rację? Oczywiście dostał inny antybiotyk, bo lekarz powiedział, że jak już brał inny to teraz już nic lżejszego nie pomoże... Ja nie chce za 10 lat być znana we wszystkich okolicznych aptekach, tylko dlatego że mu matka odporność popsuła za młodu.. M dalej chory, ale czuje się już dużo lepiej. Matka siedzi w domu i każe mu chodzić na zajęcia, natomiast gdy M poczuł się lepiej i stwierdził, że może pójdzie w niedziele do pracy, to ta się popłakała, powiedziała że nie ma mowy. M się pyta czy to prośba czy rozkaz (wiele razy im mówił, że nie mogą mu rozkazywać, na co oni, że mogą dopóki go utrzymują). Matka odpowiedziała, że prośba, ALE jak pójdzie do pracy to ona wyjdzie za nim i pojedzie z nim do tej pracy i porozmawia z jego szefem... no uwierzycie? on ma 22 lata...a matka chce robić awanturze przy szefie, współpracownikach i klientach... paranoja!! Na zajęcia musi latać, ale oni niby przyjechała do niego, bo nie może wstać z łózka do lodówki po coś do jedzenia... Kiedy była w drodze do warszawy, a ja siedziałam u M to wydzwaniała średnio co 7 min z pytaniem jaką ma temperaturę... co 7 minut!!
M ciągle zapewnia mnie, że kiedy będziemy po ślubie to się wszystko zmieni, że oni obiecali, że nie będą go tak kontrolować... i co...wyobrażacie sobie, że po powiedzeniu magicznego TAK oni nagle pstrykną w palce i przestaną się interesować? Że matka przestanie płakać, przestanie kazać mu się meldować na gadu-gadu i zabraniać mu wychodzić wieczorami?
Ona potrafi zadzwonić do niego i każe mu w tej chwili wstać, zamknąć okno, zakręcić gaz, wyłączyć prąd... Kiedyś jak siedział na podwórku (mieszkają w domku jednorodzinnym), była godzina 22, wakacje, to matka wyszła z domu i kazała mu wejść do środka. On powiedział, że chce jeszcze trochę posiedzieć, bawił się z psem. Ona stała 10 minut i suszyła mu o to głowę. Pytał czemu, ona 'bo musi zamknąć mieszkanie'. On, że on może. Nie niestety nie dało rady...musiał wejść do domu, matka przekręciła zasuwę i dopiero poszła się położyć... paranoja!
M marzy się samochód, ale nie może kupić żadnego używane, bo jego ojciec powiedział, że nie będzie w wypierdzianych przez kogoś fotelach jeździł...wiecie jak się wtedy poczułam... mi rodzice kupili moje śliczne autko jako prezent na 20 urodziny... ale jest beznadziejne i wypierdziane, bo nie z salonu...a im pieniędzy brakuje...
Kolejna sprawa z prawem jazdy, którą już wyjaśniliśmy na szczęście. Otóż kiedy M wyjeżdżał z domu na studia, z jego portfela za każdym razem znikało prawo jazdy (w domu jak był to mógł jeździć). Nic nie pomagało, po prostu znikało...jego matka tak się bała o to że on mógłby w obcym mieście jeździć samochodem. Kiedy się dowiedziała, że moi rodzice dali mu samochód (dość dobry) żeby po mnie pojechał i tak mu zaufali to babcia stwierdziła, że po prostu go nie lubią i chcieli żeby się rozbił na jakimś drzewie...
Dodam jeszcze, że moi rodzice, jak i cała rodzina, go po prostu ubóstwia... nie rozumieją kompletnie podejścia jego rodziców, uważają że to złoty chłopak...
I żeby było jasne.. my po prostu już nie wiemy co mamy robić... (M wie że tu pisze). M próbuje z nimi rozmawiać, stawia na swoim ale słyszy tylko, płacz i słowa która bardzo go ranią. A to, że wyrzeka się rodziny, a to, że nie ważny jest dla niego ojciec i matka, a to, że jest błędem wychowawczym... Mnie jego rodzice traktują jak ideał...ja mam im za złe jak traktują jego... Przez tą całą sytuację dochodzi do kłótni między nami :( jego rodzice działają na mnie jak płachta na byka. Nigdy nie miałam problemu z kontaktami z ludźmi starszymi, zawsze lepiej dogadywałam się z nimi niż z moimi rówieśnikami... a tu taki zonk...ludzie z którymi po prostu nie da się porozmawiać. Mnie oni denerwują strasznie... bo ja chcę widzieć w moim Narzeczonym mężczyznę, a nie 5-letniego chłopca, który robi tylko to co powiedzą rodzice.. On o tym, wie i walczy z tym, ale gdzie widzi płaczącą matkę to pęka mu serce...
Powiedzcie co robić w takiej sytuacji...prosimy, bo już sami nie mamy siły... :(
(Dziękuję tym, którzy przebrną przez ten post...wiem, że dość długi, ale to co tu opisałam to jest naprawdę mały skrawek wszystkich akcji jakie oni robią...chciałam wam nakreślić sytuację)
bardzo proszę o pomoc!! :(
napisał/a: ~gość 2011-01-14 23:28
a co jego rodzice na zareczyny??i jak on moze wziasc slub jak nauka?;p
napisał/a: daffodil1 2011-01-14 23:32
Oczarowana, dziękuję za odpowiedź wiem, że temat niełatwy do przebrnięcia...

na zaręczyny miał już wielką aferę w domu, kazali mu tego nie robić, ale się sprzeciwił i oświadczył... ślub.. hmm oni umywają ręce jak narazie od kredytu który wzięli moi rodzice na mieszkanie dla nas (mimo, że razem z nimi je oglądaliśmy nawet)... są poinformowani, że wstępna data do 2012 i tyle... narazie nie ma tematu, bo i my nie mamy oficjalnej daty narazie..
napisał/a: ~gość 2011-01-14 23:36
daffodil, ale jak czytalam to wszystko to myslalam ze padne ze smiechu;p
jak w filmie;d
udana tesciowa bedzie:D

a moze zaproponuj zeby tesciowie postarali sie o jeszcze jedne dziecko;p

a wasi rodzice sie juz poznali?
napisał/a: daffodil1 2011-01-14 23:44
Oczarowana, niestety to wszystko jest właśnie śmieszne...ale nawet nie wyobrażacie sobie jak denerwujące... poznali bardzo niedawno... było całkiem nieźle (mimo, że oboje obawialiśmy się o rodziców M), ale wypadli nieźle... oczywiście nie zachowywali się tak jak zawsze, wiadomo jak to w gościach u nowopoznanych ludzi... ale mogło być..

na dziecko już są niestety za starzy...oj wielkie niestety...
napisał/a: ~gość 2011-01-14 23:57
uhh daffodil... przeczytałam i nie wiem co powiedzieć Na początek
Jest to niemal wzrocowy przykład toksycznego rodzicielstwa Wydaje mi się, że jest potrzebne drastyczne przecięcie pępowiny. Czy M mimo tego, że pracuje jest na utrzymaniu rodziców? Jeżeli tak to rzeczywiście mają agrument "NIE dopóki my cię utrzymujemy" (nbie uważam ,że słuszny ale tak mogą się tłumaczyć). Zdaje sobie sprawę, że ta sytuacja jest ciężka dla ciebie ale szczególnie bardzo dla M. Mam w bliskim towarzystwie podobną sytację- może nie aż tak ekstremalną ale podobą- i widze jak chłopaka to męczy. Bo chciałby powiedzieć "odchrzańcie się to moje życie", ale za bardzo szanuje swoich rodziców i nie chce psuć relacji z nimi. Okropne jest to, że matka szantażuje Twojego emocjonalnie Pogrywanie płaczem jest naprawdę poniżej pasa bo który syn nie zareaguje na płacz matki. Nie wiem co poradzić, ale wydaje mi się, że trzeba stawić czoło problemowi i "odzwyczajać" rodziców od pewnych zachować stopniowo, bo tak jak piszesz nie sądzę, żeby z chwilą powiedzienia "tak" wszystko się nagle odmieniło. Na początek niech meldując się z gg u ciebie powie, że tam jest. Niech nie odbiera 15 telefonu w ciągu pół godziny. Niech nie daje im dokłądnego planu zajęc na kolejny semestr i nie informuje o dniach w których ma kolokwia. Muszą się stopniowo przyzywczajać do tego, że wiedzą co u niego słychać ogólnie a nie w każdej minucie dnia. Nie wiem, może mógłby umowić się że codziennie ale tylko raz 1 będzie dzwonił i mówił co słychać, ale bez szczegółów dot skłądu posiłków, a pozostałe telefony ignoruje. Na pewno na początku będzie szok, płacz i zgrzytanie zębami ale jeżeli będzie konsekwentny to po jakimś czasie powinien być efekt.
A i jeszcze jeżeli chodzi o leki to niech ich po prostu nie bierze. Do gardła mu chyba nie wsypie? (chociaż z taką to pewnie nigdy nie wiadomo)
Co do ciebie to super, że masz takich rodzicó z którymi się dobrze dogadujecie a przy okazji wezmę na siebie kredyt na mieszkanko Masz przy sobie kochającego faceta i to jest najważniejsze, nie pozwólcie żeby jego rodzice wpływali na stosunki między wami. Myśle, że trzeba zacząć przeciwdziałać problemowi i to jak najszybciej, żeby w przyszłości nie zatruli wam życia małżeńskiego. Dużo siły i cierpliwości do walki życzę
napisał/a: daffodil1 2011-01-15 00:36
Lenama, pracuje dopiero od niecałego miesiąca jako kelner... tylko w weekendy (3 w miesiącu, bo 4 zostawił sobie by móc pojechać do domu) ...wiadomo, że zarabia tyle, że nie dałby rady się utrzymać...więcej pracować nie może, bo ciągnie 2 kierunki... nawet moi rodzice coś przebąkiwali, że oni by pomogli... M właściwie ciągle przesiaduje u mnie (ja mieszkam z rodzicami), je u nas obiady, kolacje...jak przyjedzie rano to i śniadania..ale moi rodzice nie mają nic przeciwko na szczęście
Lenama napisal(a): Bo chciałby powiedzieć "odchrzańcie się to moje życie", ale za bardzo szanuje swoich rodziców i nie chce psuć relacji z nimi.
dokładnie. po prostu ich kocha i nie jest w stanie patrzeć jak matka płacze. wiele razy mówiłam, że to dla jej dobra i w ogóle...że on musi z tym walczyć, bo będzie tylko coraz gorzej, że wcale jej nie pomaga zgadzając się na wszystko...
Lenama napisal(a): Na początek niech meldując się z gg u ciebie powie, że tam jest.
mówił, co kończyło się baaardzo długimi rozmowami, groźbami, ogólną grą na emocjach i tekstami kierowanymi podniesionym głosem 'masz w tej chwili wracać do domu!!'
Lenama napisal(a):Niech nie odbiera 15 telefonu w ciągu pół godziny.
gdy nie odbiera, matka wydzwania do mnie...i znowu płacz...
Lenama napisal(a): Niech nie daje im dokłądnego planu zajęc na kolejny semestr
on nie daje...oni sami szperają w necie i ściągają... :(
Lenama napisal(a):i nie informuje o dniach w których ma kolokwia.
nie mówi im...o niektórych tylko wiedzą...tyle, że on nawet jak nic nie ma to ma się uczyć...chociażby na wyrost już do egzaminu np. zawsze coś jest do nauki. ciągle tylko słyszy 'poczytaj, przeczytaj, poczytaj jeszcze raz, przeczytałes?, jak jeszcze raz przeczytasz to nie zaszkodzi' ciągle to samo w kółko...
Lenama napisal(a):ale tylko raz 1 będzie dzwonił i mówił co słychać, ale bez szczegółów dot skłądu posiłków, a pozostałe telefony ignoruje.
wiele razy o tym mówił...żeby nie wypytywała co jadł, co kupił, gdzie był dokładnie, o której ma autobus, o której będzie w domu, czego się uczył... że niepotrzebne jej te informacje i żeby zostawiła coś dla niego, a nie wszystko musi wiedzieć i we wszystko się wtrącać... 'ja się martwię... ;( to już nie można z Tobą porozmawiać? ;( ja się martwię po prostu' płacz...
Lenama napisal(a):Na pewno na początku będzie szok, płacz i zgrzytanie zębami ale jeżeli będzie konsekwentny to po jakimś czasie powinien być efekt.
próbował być konsekwentny, ale po jakimś czasie łamie go ten płacz... i z tego wynika, że albo dobrze jest z rodzicami (jak robi co mu każą), albo między nami (bo mnie wcześniej czy później trafia szlag na te wszystkie sytuacje...)
Lenama napisal(a):Co do ciebie to super, że masz takich rodzicó z którymi się dobrze dogadujecie a przy okazji wezmę na siebie kredyt na mieszkanko Masz przy sobie kochającego faceta i to jest najważniejsze, nie pozwólcie żeby jego rodzice wpływali na stosunki między wami. Myśle, że trzeba zacząć przeciwdziałać problemowi i to jak najszybciej, żeby w przyszłości nie zatruli wam życia małżeńskiego. Dużo siły i cierpliwości do walki życzę
dziękuję za miłe słowa, za to że przeczytałaś i pomagasz
napisał/a: mapsell 2011-01-15 01:13
Ja na początek starałbym się powoli ograniczać ilość rozmów telefonicznych w ciągu dnia.
Jeden raz dziennie w zupełności powinno wystarczyć. Niech sobie wieczorkiem porozmawiają co i jak, a nie, że sprawdzają go czy już wrócił do domu z zajęć
U mnie też się interesują jak mi idzie na studiach itp, ale bez przesady

Ogólnie, wydaje mi się, że póki nie skończy studiowania i nie zacznie normalnie pracować (uniezależni się finansowo) będzie Was męczyła cała ta sytuacja.
napisał/a: daffodil1 2011-01-15 01:22
mapsell, hmmm...w tej chwili na jednym kierunku jest na 3 roku (a to pięcioletnie), a drugi dopiero zaczął (też pięcioletnie). Potem planuje zrobić jeszcze doktorat...nie wyobrażam sobie, że dzwonią do pana doktora rodzice i pytają czy pracę domową odrobił... :/
rozmowy już i tak są ograniczonę...a kontrola... od razu płacz płacz płacz, że ona się martwi i w ogóle... a prawdy powiedzieć nie może, ze np jest u mnie, bo od razu 'W TEJ CHWILI MASZ WRACAĆ', 'NATYCHMIAST WSIADAJ W AUTOBUS I WRACAJ DO SIEBIE!!' ...nie mogę tego słuchać... kiedyś jeszcze słuchałam jak rozmawiał z rodzicami, albo czytałam jak pisał na gg...a w tej chwile? wychodzę...po prostu...nie jestem w stanie ich przeboleć i tego jak go ranią...tyle, że oni wciąż powtarzają jak to on rani ich...
napisał/a: ~gość 2011-01-15 01:23
daffodil napisal(a):pracuje dopiero od niecałego miesiąca jako kelner... tylko w weekendy (3 w miesiącu, bo 4 zostawił sobie by móc pojechać do domu) ...wiadomo, że zarabia tyle, że nie dałby rady się utrzymać
Rozumiem i podziwiam , że mimo dwóch dziennych kierunków jeszcze pracuje. W takim razie w tej kwestii pewnie poprawi się jak skończy studiai będzie "normalnie"zarabiał. A na którym jest roku, w sensie jak daleko do końca? Ślub planujecie po studiach czy jak będziecie jeszcze w trakcie?
daffodil napisal(a):on nie daje...oni sami szperają w necie i ściągają...
ło matko szczwane bestie
daffodil napisal(a):dziękuję za miłe słowa, za to że przeczytałaś i pomagasz
Nie ma sprawy, jeżeli tylko uda mi się pomoc to super
daffodil napisal(a):wiele razy o tym mówił...żeby nie wypytywała co jadł, co kupił, gdzie był dokładnie, o której ma autobus, o której będzie w domu, czego się uczył... że niepotrzebne jej te informacje i żeby zostawiła coś dla niego, a nie wszystko musi wiedzieć i we wszystko się wtrącać... 'ja się martwię... ;( to już nie można z Tobą porozmawiać? ;( ja się martwię po prostu' płacz...
to może niech odpowie coś w stylu oczywiście, że można mamo, ale jest dużo ciekawszych tematów do rozmów niż ogórek na mojej kanapce. Kurcze wiem, że łatwo tak sobie siedzieć i radzić ale ja jedynie rozwiązanie tej sytuacji widzę w jego kategorycznym sprzeciwie wobec tego co się dzieje i byciu konsekwentnym.
napisał/a: daffodil1 2011-01-15 01:28
Lenama napisal(a): A na którym jest roku, w sensie jak daleko do końca? Ślub planujecie po studiach czy jak będziecie jeszcze w trakcie?

1 kierunek - na 3 (5-letnie)
2 kierunek - na 1 (5-letnie)
ślub planuje jak będzie mieszkanie, a mieszkanie będzie na czerwiec 2012 - stan surowy...
Lenama napisal(a):ło matko szczwane bestie
ja już nie byłam na stronie naszej uczelni łohohoh...bo mi tam nic niepotrzebne...natomiast oni...każda nowinka to dzwonią czy to aby jego nie dotyczy...
Lenama napisal(a):to może niech odpowie coś w stylu oczywiście, że można mamo, ale jest dużo ciekawszych tematów do rozmów niż ogórek na mojej kanapce. Kurcze wiem, że łatwo tak sobie siedzieć i radzić ale ja jedynie rozwiązanie tej sytuacji widzę w jego kategorycznym sprzeciwie wobec tego co się dzieje i byciu konsekwentnym.
ja też i on się stara...ale w końcu wymięka właśnie przez ten płacz...
jak np. gadali 5 minut o pogodzie, że u nich to tak, a jak u Ciebie, a czy deszcz mocny czy słaby, a czy ślisko, a czy wieje...zakładaj czapkę, szalik, rękawiczki (W TEJ CHWILI!), to M jej mówi, że co oni będą o pogodzie rozmawiać, niech lepiej powie co w domu i że on sobie poradzi... i co? płacz..bo on się martwi o niego, a jemu już nic nie można powiedzieć i że matka mu niepotrzebna..
napisał/a: mapsell 2011-01-15 01:37
Musi się uodpornić na ten płacz jak najszybciej, bo czym dłużej to będzie trwało tym będzie trudniej.
Rozmawiać o jedzeniu czy za ile autobus ma można, ale w charakterze czysto informacyjnym, a nie jak na spowiedzi czy odpytywaniu przy tablicy i co najważniejsze nie parę razy dziennie o tym samym.
Podziwiam, że studiuje 2 kierunki i jeszcze pracuje


Może niech sobie wymyśli jakieś dziedziny w jakich matka może mu coś doradzić albo pomóc i w momencie gdy zaczyna płakać i mówić, że mu jest nie potrzebna, powie a właśnie że potrzebna i że potrzebuje pomocy w tym czy w tym.