Życie rodzinne i jej finanse...

napisał/a: ~gość 2011-09-05 17:48
sorrow napisal(a):Aha... obejrzyj statystyki awaryjności co do rocznika. Jestem, że te sześciolatki nie naszpikowane są dużo mniej awaryjne od nowego ;) .

Nie napisałam, ze każdy nowy samochód jest naszpikowany, tylko, ze większości. Poziom naszpikowania często wynika z tego co życzymy sobie posiadać w aucie.

sorrow napisal(a):Nikt kupując samochód nie zakłada, że go skasuje.

Ja nie zakładam, ze go skasuje, ale kupując zastanawiam się co by było gdyby, zwłaszcza jeżeli biorę samochód na kredyt. A jeżeli wypadek jest z mojej winy, a nie mam AC to guzik odzyskam.

Sytuacje są różne, ja mieszkam na wsi i aby dojechać do miasta jadę praktycznie przez same lasy. Sarny i dziki na drodze to u nas codzienność i nawet jadąc wolno i ostrożnie, ryzyko, ze zwierzę wyskoczy na drogę jest wysokie.

sorrow napisal(a): A jak skasujesz tego za 15 tyś, to też go nie będziesz miała.

Ale też nie będę miała kredytu, który muszę spłacać, mimo iż po samochodzie pozostało tylko wspomnienie.

sorrow napisal(a): Hmm... zastanawiam się skąd panie udzielające się w wątku i ich partnerzy kupują tak sprytnie "tanio i dobrze" te samochody. Czyż nie od tych frajerów?

Nie uważam, aby ktoś, kto kupuje samochód z salonu był frajerem. Dziwią mnie po prostu priorytety pewnych ludzi, o czym pisałam wyżej.
Mogę wypowiadać się tylko za siebie, ale z moich obserwacji (a dokładniej kolegów blacharzy i handlarzy) wynika, że praktycznie każde auto jest po przejściach. Sama widzę, jak przywożą auta skasowane tak, ze aż oczy bolą, a po tygodniu ten wrak wygląda jak z salonu.
Ciężko kupić dobry i używany samochód. Dlatego my ostatnio sami kupiliśmy w Niemczech, bez żadnych pośredników, lekko uszkodzony. Zabraliśmy znajomego mechanika, który dokładnie go obejrzał, naprawiliśmy i jak na razie sprawuje się bardzo dobrze.
napisał/a: Itzal 2011-09-05 18:33
sorrow napisal(a):zastanawiam się skąd panie udzielające się w wątku i ich partnerzy kupują tak sprytnie "tanio i dobrze" te samochody.

sprytnie i tanio kupiliśmy pierwsze auto od starszego pana, ktory autem jezdził po chleb- tym sposobem nasz nissan miał co prawda 9 lat, ale przebiegu mial zaledwie 70 tys. I tanio nas wyniósł, jeździ do tej pory, malo awaryjne, niezawdone auto Kię kupiliśmy w komisie, owszem, byla prawie nowa, bo 6miesięczna, ale to juz nie nasza wina, ze jej poprzedni wlasciel nie dawal rady ze spłatą kredytu na toż wlasnie auto i musiał je sprzedać

sorrow napisal(a):Tak widzę, że w kilku postach przewija się obraz człowieka, który kupuje auto z salonu jako frajera życiowego i ogólnego lansiarza

e, mi nie chodzi o ludzi, ktorzy kupują auta z salonu, mi chodzi o ludzi, którzy kupują auta powyżej swoich możliwości
napisał/a: Gvalch'ca 2011-09-05 20:10
sorrow napisal(a):Tak widzę, że w kilku postach przewija się obraz człowieka, który kupuje auto z salonu jako frajera życiowego i ogólnego lansiarza (a nawet głupca, jak gdzieś tam przeczytałem wcześniej) :)

Sorrow co najwyżej przeczytałeś, że zakup auta na raty (i to było zdaje się w odniesieniu do koleżanki, która narzeka na stan finansów) jest mega głupotą, a nie kupujący głupcem.
Jakby tu powiedzieć? Jak już pisałam, ja osobiście nie kupiłabym samochodu na raty, podobnie jak nie kupiłabym na raty nowego telewizora, konsoli, komputera, wycieczki wakacyjnej, roweru, sprzętu grającego itd. Nie przeszkadza mi to jednak kupować wszelakich tego typu dóbr za gotówkę: mam kasę to kupuję, nie mam to kupuję takie na jakie mnie stać, a nie zapożyczam się. Przede wszystkim dlatego, że "po co przepłacać", po drugie są to przedmioty, które z dużym prawdopodobieństwem stracą na wartości więcej niż połowę, zanim spłacę ten kredyt. Pierwsze auto VW Polo, kupiliśmy (a właściwie mój mąż kupił, bo ja jeszcze wtedy nie pracowałam) za odkładane prawie rok 10 tys złoty, zupełnie udany samochód, przez pierwsze dwa lata w zasadzie bezawaryjny. Ale w życiu nie nazwałabym kogoś głupcem czy frajerem bo kupił auto z salonu, sama mam nadzieję odebrać kiedyś swojego nowego Lexusa, za gotówkę oczywiście
Jeżeli auto ma stanowić narzędzie pracy to już sprawa pracodawcy nie moja. Spinaczy do biura tudzież papieru do drukarki też nie kupuję sama. Jeśli zmieniłabym pracę na taką do której muszę dojeżdżać autem (nie ma komunikacji publicznej, znajomego z którym można jeździć, na rower za daleko) to też byłby to wariant możliwie ekonomiczny. Z nową pracą nigdy nie wiadomo np. czy po okresie próbnym dostanie się przedłużenie umowy o pracę, czy sami w ogóle chcemy tam pracować, bo może okazać się, że praca jest fatalna itd.
Chociaż w sumie my z małżonkiem moim szanownym to raczej skąpi... eeee chciałam powiedzieć oszczędni jesteśmy
napisał/a: Monini 2011-09-06 17:12
Gvalch'ca napisal(a):Chociaż w sumie my z małżonkiem moim szanownym to raczej skąpi... eeee chciałam powiedzieć oszczędni jesteśmy

hehe to tak jak my...

My byśmy nie kupili nowego auta z salonu, a to z tego powodu, że na nim stracimy. A jak się kupi niedrogo używane auto, to może być różnie, ale akurat my nie dość, że przejeździliśmy swoje i auto swoje odsłużyło, to jeszcze zwracało nam się to co w nie zainwestowaliśmy, nigdy nie poszliśmy w minus, z autem z salonu prawie na pewno tak by było. Poza tym jak się kupuje nowe auto, traci ono na wartości już w momencie pierwszego użytkowania, tego się nie odzyska, ja wolę na co innego wydawać pieniądze niż na frajdę jazdy nowym samochodem.

Mojego męża szef kupił sobie nowe Viano, pojeździł parę miesięcy, wyjechał na urlop, kiedy chciał wyjechać z promu, auto nie chciało zapalić, u mercedesa kazali mu czekać do poniedziałku, bo oni teraz mają zamknięte, samemu tego się nie da zrobić, bo to sama elektronika jest, ja podziękuję za takie rozrywki
napisał/a: repcak1 2011-09-06 17:38
Gvalch'ca napisal(a):Jak już pisałam, ja osobiście nie kupiłabym samochodu na raty, podobnie jak nie kupiłabym na raty nowego telewizora, konsoli, komputera, wycieczki wakacyjnej, roweru, sprzętu grającego itd. Nie przeszkadza mi to jednak kupować wszelakich tego typu dóbr za gotówkę: mam kasę to kupuję, nie mam to kupuję takie na jakie mnie stać, a nie zapożyczam się.

Ogólnie jest to bardzo bezpieczne rozwiazanie dla rodzinnych finansów. Kupujesz wtedy, kiedy coś chcesz kupić i możesz sobie bez problemu na to pozwolić. Jest jednak druga strona takiego rozwiązania. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że obsługuję dużo tego typu klientów. często są to sytuacje takie jak zepsuta lodówka, i trzeba natychmiast kupić nową, ponieważ nie ma gdzie jedzenia trzymać. Gotówki na ten moment nie ma, więc klienci przychodzą do mnie wnioskować o kredyt na zakup. Jakie wielkie jest zdziwienie, jak dostają odmowę z banku nawet przy niezłych zarobkach. A powód jest banalny - brak historii kredytowej, brak punktów scoringowych, a przez to niewiarygodność danej osoby dla banku. Nie mówię teraz, że trzeba brać kredyty na wszystko co popadnie, ale uważam, ze nie można się zamykać na kredyty. Aktualnie to banki walczą o klienta a nie klienci o banki, dlatego można ze spokojem znaleźć oferty kredytów bez kosztów, więc przepłacanie także często odpada. Jak się korzysta kredytów z głową, to uważam, że mogą być z tego tylko same plusy.
napisał/a: errr 2011-09-06 18:04
repcak napisal(a): można ze spokojem znaleźć oferty kredytów bez kosztów
masz na myśli towary na raty zero procent?
i możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że cena towaru będzie identyczna jak przy kupnie za gotówkę? ja słyszałam, że przy kupnie za gotówkę nagle znajduje się jakaś promocja, rabacik czy inny powód dla obniżenia ceny
napisał/a: repcak1 2011-09-06 18:37
errr, w sklepach możesz się spotkać z dwoma typami sprzedaży ratalnej, a raczej sposobu załatwienia formalności, przez kogo je się załatwia. Albo bank ma swoją placówkę na terenie sklepu i obsługuje klienta pracownik banku a nie sklepu. Albo też pracownik sklepu ma w swoim systemie kasjerskim możliwość wpisania wniosku i wysłania go do rozpatrzenia do banku. Ja akurat mogę się wypowiedzieć tylko w tej pierwszej kwestii, bo w takim charakterze pracuję.

Co do rat 0% to kiedy one są, i na ile rat można wtedy rozłożyć zakup, to są decyzje, które dostaję z centrali i nie mam na nie wpływu. Jeżeli przyjdzie do mnie klient, nie zdecyduje się na ubezpieczenie, które w produktach, którymi operuję jest nieobowiązkowe, zrezygnuje z opłat typu opłata za wyciąg papierowy do domu, to ma faktycznie "gołe" raty. oczywiście w niektórych bankach są obowiązkowe ubezpieczenia, mój bank np. w innym sklepie daje wybór albo prowizja albo ubezpieczenie itp. wszystko zalezy od regulaminów rat, które musza być dostępne dla klienta. Trzeba po prostu na spokojnie pytać o wszystkie możliwe szczegóły.

Tak jak pisałem, nie wiem jak się to odbywa, kiedy raty wprowadza pracownik sklepu a nie banku. Wtedy może i faktycznie sklepowi nie zalezy do konca na tym, czy będzie kredyt czy nie, więc moze i znajduja się rabaty. nie wiem, to jest moje "gdybanie".
napisał/a: Gvalch'ca 2011-09-06 18:42
Ja jakoś przekonania do rat 0% nie mam, z tego prostego powodu, że banki nie są instytucjami charytatywnymi i mogą sobie między sobą walczyć o klienta, ale muszą na tym wywalczonym kliencie coś zarobić. Może jakiś bankowiec tu jest i oświeci mnie jak to jest, że kredytobiorca nie płaci odsetek od pożyczonej sumy, pieniądze tracą wartość (inflacja) a danemu bankowi ciągle się to opłaca?
Nie mam zamiaru demonizować kredytów, broń bosze, ale dla mnie kredyt na towar "luksusowy", "zbytek" to głupota. Tak jak pisałeś, do kredytów trzeba podejść z głową (chociaż z tym, że mogą być z tego same plusy to jakoś nie jestem przekonana ). Zauważ, że mojej wyliczance w poprzednim poście, akurat nie było lodówki, pralki czy kuchenki gazowej. Nie bez powodu, bo to nie są przedmioty zbytku, i trudno żeby ktoś, kto nie dysponuje akurat potrzebną gotówką, żył powiedzmy miesiąc czy dwa bez lodówki (nie muszę, chyba dodawać, że zakup lodówki za 10 tys na kredyt nie spotka się z moim zrozumieniem ).
napisał/a: repcak1 2011-09-06 18:52
Gvalch'ca napisal(a): danemu bankowi ciągle się to opłaca?

Zauważ, ze większość aktualnej sprzedaży ratalnej w sieciach handlowych, to raty za zasadzie karty kredytowej i rat w karcie. nawet jeśli podpisujesz umowę o zwykły kredyt ratalny, to i tak jest w niej zwykle zapis o tym, że na podstawie tej umowy bank ma prawo wystawić ci kartę kredytową. Jak się z takiej karty zrezygnuje w odpowiednim momencie, to też nie ma żadnych opłat za posiadanie itp. Karta kredytowa jest produktem, dzięki któremu bank może do siebie przyzwyczaić klienta i zdobyć go na dłuższy czas a nie tylko na 1 zakup. kart co-brandingowe (czyli karty z logami sieci sprzedaży) mają także zwykle jakiś zestaw rabatów do danej sieci handlowej. Tak więc dzięki takiej karcie to i bank zdobywa stałego klienta (zakładajac, ze nie bedzie rezygnacji z karty) i sklep, w którym udzielane są raty może pozyskać takiego klienta na dłużej. A utrzymanie klienta jest znacznie tańsze dla każdego przedsiębiorstwa niż pozyskanie nowego. Nie moge się wypowiadać fachowo na temat umów, jakie banki podpisują ze sklepami, ale być moze tam też są zapisane jakieś zyski dla banku.

Na ten moment muszę zmykac z forum, ale jutro bedę, więc jakby dyskusja się dalej toczyła, to bedę odpisywac jutro. :)
napisał/a: soszim 2015-02-10 11:34
Z całą pewnością moja rodzina nie miała by "prawie nic" gdybyśmy co pewien czas nie zdecydowali się na zaciągnięcie kredytu gotówkowego. Nigdy nie pożyczamy wysokich kwot. Pieniądze przeznaczamy przede wszystkim na wyposażenie mieszkania.
napisał/a: Smartboy_pl 2015-03-04 15:11
Tak czy inaczej trzeba je oddać i to z procentem,więc nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. Finanse mają moim zdaniem absolutnie kluczowy wpływ na nasze życie rodzinne,na jego jakość.
napisał/a: specjalist89 2015-05-27 12:37
Zgodzę się, każda rodzina potrzebuje bezpieczeństwa finansowego. Wszystko kosztuje i to niemało.